Gruzja bez lidera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po dziesięciu latach Gruzja żegna prezydenta Saakaszwilego. Choć grzeszył i przegrywał wojny, dał Gruzinom normalność i przybliżył ich do Zachodu.

Micheil Saakaszwili już 17 listopada opuści swoją rezydencję, przekazując władzę prezydentowi elektowi Giorgiemu Margwelaszwilemu. Pałac na brzegu Kury, oddany do użytku raptem pięć lat temu, nieźle symbolizuje dobiegającą końca erę „Miszy”. Nocą jaskrawo oświetlony, stylem przypominający amerykańskie budynki rządowe, zaprojektowany przez włoskiego architekta. Zwesternizowany tak, jak Saakaszwili chciał zwesternizować cały kraj. Z częściowym powodzeniem. Przed dekadą 36-letni wówczas były minister sprawiedliwości dochodził do władzy na fali rewolucji róż, która obaliła skorumpowane rządy Eduarda Szewardnadzego. Trudno wtedy było myśleć nie tylko o oświetleniu zabytkowych murów Tbilisi, ale nawet o nieprzerwanych dostawach prądu i wody. – Nie rozumieliśmy, co się dzieje w kraju czy na świecie, chociażby dlatego że prąd mieliśmy tylko na święta i w niektóre noce – wspomina Bahar Neimatowa, 29-latka ze 115-tys. Rustawi, przemysłowego miasta położonego 25 km od stolicy. W samym Tbilisi światło bywało wtedy już mniej więcej regularnie, podobnie jak dostawy wody. O nocnych spacerach po mieście lepiej jednak było zapomnieć – dla własnego bezpieczeństwa. Choć w latach 90. z ulic zniknęły barykady, przestępcy czuli się świetnie. Ale spotkanie z policjantem kończyło się koniecznością wręczenia łapówki. Bandyci bez pagonów niewiele różnili się od tych w pagonach.

Więcej możesz przeczytać w 45/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.