Głosy wyborców jak pieniądze

Głosy wyborców jak pieniądze

Dodano:   /  Zmieniono: 

Ekonomia bywa stosowana do analizy decyzji wyborczych i działania rynków politycznych. Partie są wtedy odpowiednikami firm, a produkowanym dobrem są programy polityczne i decyzje władz. Pieniądzem stają się głosy wyborców. Obywatel oddaje głos w zamian za korzyści, które spodziewa się uzyskać, gdy jego kandydat wygra. Partie natomiast zabiegają o głosy w celu zdobycia władzy i związanych z tym profitów. Programy są tak konstruowane, aby odpowiadały najpopularniejszym poglądom. Zwykle prowadzi to do ich upodabniania się, zwłaszcza pod koniec kampanii. Przykładem jest wysunięcie przez Bronisława Komorowskiego propozycji obniżenia wieku emerytalnego.

Ekonomiczna teoria demokracji podpowiada też, że nawet w przypadku silnego zróżnicowania programów korzyści dla obywateli z decyzji dokonanej przy urnie są zwykle niewielkie, a koszty zdobywania informacji o kandydatach i ich pomysłach niewspółmiernie wysokie. Podobnie jak na rynku dóbr i usług, także na politycznym kluczowe znaczenie ma dostęp do informacji. Im jest ona łatwiej osiągalna, tym rynek polityczny staje się bardziej efektywny – ludzie wybierają produkt (kandydata), który jest bliższy ich preferencjom.

Niestety, w interesie partii często jest utrzymywanie wyborców w niewiedzy, a więc niedostarczanie im danych o rzeczywistych celach ubiegania się o władzę. Kreują zatem spory na płaszczyźnie ideologicznej, by zmanipulować wyborców. Optymizmem napawa jednak to, że racjonalny wyborca w długim okresie będzie brał pod uwagę częściej to, jak decyzje partii wpływały na jego sytuację materialną, niż kwestie ideologiczne. To może tłumaczyć odsunięcie się wielu wyborców PO, zniechęconych wprowadzonymi przez nią podwyżkami podatków i zamachem na OFE, od Bronisława Komorowskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich.

Aby rynki polityczne lepiej działały, po pierwsze, muszą być tak regulowane, aby partie nie uzyskiwały pozycji monopolistycznej. Ordynacja wyborcza powinna więc dawać szanse na wejście nowym podmiotom do gry, co pod znakiem zapytania stawia JOW-y. Po drugie jednak, należy promować te rozwiązania, które zwiększają rozliczalność polityków, a więc ułatwiają wyborcom dostęp do informacji o ich działaniach – wolne i pluralistyczne media są tu kluczowe. Dla jakości demokracji większe znaczenie może mieć więc konkurs na prezesa TVP niż dyskusja o zmianach ordynacji wyborczej. Po trzecie, tak jak w gospodarce nadmiernej koncentracji przeciwdziała urząd ochrony konkurencji, tak w polityce trzeba dbać, by władza na trwałe nie przypadła danej grupie. To stąd kadencyjność niektórych jej organów, ale też konieczność równoważenia zasobów ekonomicznych partii – czemu nie obniżyć finansowania z budżetu partiom będącym u władzy?

Warto zastanawiać się, jak reguły polityki antymonopolowej przenosić na rynki polityczne. Debata nad JOW-ami powinna do takiej refleksji prowadzić i za to trzeba Pawłowi Kukizowi dziękować. �

* Kierownik Katedry Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW

Więcej możesz przeczytać w 22/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.