Przez Pola Elizejskie 14 lipca powinny maszerować wyłącznie markietanki w miękkich kapciach Paryscy radni z Partii Zielonych zgłosili życzenie, aby 14 lipca w dorocznej defiladzie wojskowej z okazji święta narodowego Francji nie brały udziału czołgi. Życzenie to poparli ich koledzy z Partii Socjalistycznej, co pozwoliło na podjęcie odpowiedniej uchwały dokładnie tydzień przed defiladą. Denis Baupin, zastępca mera Paryża, zielony, wyjaśnił, że chodzi o obronę dobra społecznego. Dobro to uosabia kasa merostwa, która w ubiegłym roku musiała zapłacić 192 tys. euro za naprawy jezdni po defiladzie. Radni z partii Baupina zażądali, żeby albo zabronić czołgom przejazdu przez Paryż, albo obciążyć wojsko kosztami skutków tej wizyty.
Można mniemać, że jest to obiecujący początek walki z konserwatywnym przeżytkiem w postaci defilady. Wystarczy tylko trafnie dobrać argumenty. Nisko przelatujące samoloty przekraczają normy decybeli dopuszczalne w tym rejonie. Konie Gwardii Narodowej pozostawiają zanieczyszczenia, za których sprzątnięcie też musi potem płacić miasto. Broń piechoty grozi przypadkowym wystrzałem. Transportery i ciężarówki wydzielają o wiele więcej spalin niż samochody osobowe. O czołgach już była mowa. Jednym słowem, przez Pola Elizejskie powinny 14 lipca maszerować wyłącznie markietanki w miękkich kapciach.
Cała sprawa nie byłaby może warta uwagi, gdyby nie to, że niepostrzeżenie każe znowu postawić pytanie o to, jaka jest właściwie rola stolicy. Czy może ona ciągnąć wszelkie korzyści ze swojego specjalnego statusu w skali krajowej, a nawet międzynarodowej, a potem się zachowywać tak, jakby liczyły się tylko interesy jej mieszkańców w ścisłych granicach administracyjnych? Czy może kształtować swoje oblicze jako historycznego, politycznego i ekonomicznego centrum kraju tylko w prostej zależności od poglądów partii, które akurat mają większość w radzie miejskiej? Paryscy zieloni całkiem poważnie zastanawiają się nad zakazaniem autokarom turystycznym wjazdu do miasta. Ale czy ktoś przyzna prawo głosu w wyborach municypalnych kilku milionom przyjezdnych, odwiedzających co roku Paryż i stanowiących jedno z głównych źródeł jego dochodów?
Zieloni chcą zwrotu kosztów sprzątania po defiladzie, ale czy są gotowi w zamian odstąpić wojsku wszystkie wpływy do kasy miejskiej i zyski paryskich hotelarzy, restauratorów, kupców, zakładów komunikacji miejskiej itp., wiążące się z napływem tysięcy turystów z kraju i zagranicy, którzy chcą 14 lipca zobaczyć słynny pokaz wojskowy (w tym roku odbył się z udziałem Brytyjczyków)? Paryż zgłosił swoją kandydaturę do organizacji olimpiady. Czy należy oczekiwać, że rada miejska zainkasuje wpływy z taks i biletów, a sprzątaniem każe się zająć Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu?
Zieloni z oburzeniem potępiają Le Pena za lansowanie zasady "Francja dla Francuzów", ale sami mają coraz więcej pomysłów z cyklu "Paryż dla paryżan". Pod bardzo poprawnymi politycznie hasłami ochrony czystości powietrza i wyższości transportu zbiorowego nad indywidualnym próbują zrobić wszystko, żeby "wypchnąć" z miasta samochody, szczególnie te, które przywożą do pracy mieszkańców przedmieść. Likwidują więc miejsca do parkowania lub podnoszą ich ceny, zwężają coraz więcej ulic, poszerzając na nich pasy dla autobusów, itp., itd. Polityka ta miałaby może nawet sens, gdyby jej wprowadzenie poprzedzono przygotowaniem dużych parkingów na obrzeżach miasta, w pobliżu krańcowych stacji metra, i gdyby zagwarantowano niezawodne działanie komunikacji miejskiej. Na razie jednak triumfuje ideologia. "Wypycha się" samochody, a parkingi przy pętlach komunikacyjnych pozostają w sferze obietnic. Na pytanie, co mają zrobić pracownicy z przedmieść w obliczu regularnie powtarzających się strajków transportu miejskiego i podmiejskiego, lewica odpowiada rezolutnie, że prawo do strajku jest święte i nie można go ograniczać. Bezradnie rozkłada też ręce, słysząc uwagi, że pracowite mnożenie i poszerzanie pasów dla autobusów wcale nie zwiększa częstotliwości ich kursowania - zakłady komunikacji miejskiej już dawno uprzedziły, że od tego nie przybędzie pojazdów. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, żeby zamiast na poszerzanie pasów wydać pieniądze na kupno autobusów, które będą nimi częściej jeździć. Samochody nadal więc tłumnie kursują po Paryżu, bo ich właściciele nie widzą lepszego wyjścia. Tylko jest to coraz trudniejsze, tworzy się coraz więcej korków, przejazdy trwają coraz dłużej i powietrze zanieczyszcza się coraz bardziej. Najważniejsze jednak, że mamy śliczne, szerokie pasy autobusowe, właściciele samochodów są przykładnie ukarani za wielce naganny indywidualizm, a paryżanom się wydaje, że merostwo szczególnie troszczy się o nich i o jakość ich życia.
Cała sprawa nie byłaby może warta uwagi, gdyby nie to, że niepostrzeżenie każe znowu postawić pytanie o to, jaka jest właściwie rola stolicy. Czy może ona ciągnąć wszelkie korzyści ze swojego specjalnego statusu w skali krajowej, a nawet międzynarodowej, a potem się zachowywać tak, jakby liczyły się tylko interesy jej mieszkańców w ścisłych granicach administracyjnych? Czy może kształtować swoje oblicze jako historycznego, politycznego i ekonomicznego centrum kraju tylko w prostej zależności od poglądów partii, które akurat mają większość w radzie miejskiej? Paryscy zieloni całkiem poważnie zastanawiają się nad zakazaniem autokarom turystycznym wjazdu do miasta. Ale czy ktoś przyzna prawo głosu w wyborach municypalnych kilku milionom przyjezdnych, odwiedzających co roku Paryż i stanowiących jedno z głównych źródeł jego dochodów?
Zieloni chcą zwrotu kosztów sprzątania po defiladzie, ale czy są gotowi w zamian odstąpić wojsku wszystkie wpływy do kasy miejskiej i zyski paryskich hotelarzy, restauratorów, kupców, zakładów komunikacji miejskiej itp., wiążące się z napływem tysięcy turystów z kraju i zagranicy, którzy chcą 14 lipca zobaczyć słynny pokaz wojskowy (w tym roku odbył się z udziałem Brytyjczyków)? Paryż zgłosił swoją kandydaturę do organizacji olimpiady. Czy należy oczekiwać, że rada miejska zainkasuje wpływy z taks i biletów, a sprzątaniem każe się zająć Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu?
Zieloni z oburzeniem potępiają Le Pena za lansowanie zasady "Francja dla Francuzów", ale sami mają coraz więcej pomysłów z cyklu "Paryż dla paryżan". Pod bardzo poprawnymi politycznie hasłami ochrony czystości powietrza i wyższości transportu zbiorowego nad indywidualnym próbują zrobić wszystko, żeby "wypchnąć" z miasta samochody, szczególnie te, które przywożą do pracy mieszkańców przedmieść. Likwidują więc miejsca do parkowania lub podnoszą ich ceny, zwężają coraz więcej ulic, poszerzając na nich pasy dla autobusów, itp., itd. Polityka ta miałaby może nawet sens, gdyby jej wprowadzenie poprzedzono przygotowaniem dużych parkingów na obrzeżach miasta, w pobliżu krańcowych stacji metra, i gdyby zagwarantowano niezawodne działanie komunikacji miejskiej. Na razie jednak triumfuje ideologia. "Wypycha się" samochody, a parkingi przy pętlach komunikacyjnych pozostają w sferze obietnic. Na pytanie, co mają zrobić pracownicy z przedmieść w obliczu regularnie powtarzających się strajków transportu miejskiego i podmiejskiego, lewica odpowiada rezolutnie, że prawo do strajku jest święte i nie można go ograniczać. Bezradnie rozkłada też ręce, słysząc uwagi, że pracowite mnożenie i poszerzanie pasów dla autobusów wcale nie zwiększa częstotliwości ich kursowania - zakłady komunikacji miejskiej już dawno uprzedziły, że od tego nie przybędzie pojazdów. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, żeby zamiast na poszerzanie pasów wydać pieniądze na kupno autobusów, które będą nimi częściej jeździć. Samochody nadal więc tłumnie kursują po Paryżu, bo ich właściciele nie widzą lepszego wyjścia. Tylko jest to coraz trudniejsze, tworzy się coraz więcej korków, przejazdy trwają coraz dłużej i powietrze zanieczyszcza się coraz bardziej. Najważniejsze jednak, że mamy śliczne, szerokie pasy autobusowe, właściciele samochodów są przykładnie ukarani za wielce naganny indywidualizm, a paryżanom się wydaje, że merostwo szczególnie troszczy się o nich i o jakość ich życia.
Więcej możesz przeczytać w 30/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.