Dzieci syryjskich uchodźców w Libanie muszą pracować

Dzieci syryjskich uchodźców w Libanie muszą pracować

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzielnica Bejrutu, w której mieszkają uchodźcy
Dzielnica Bejrutu, w której mieszkają uchodźcy Źródło: Wprost / Edyta Żemła
Organizacje humanitarne alarmują, że ponad połowa dzieci syryjskich uchodźców znajdujących się w Libanie musi pracować, by pomóc utrzymać rodziny. Często są to sieroty lub półsieroty. Aby zarobić na życie, pracują nawet w kamieniołomach.

Widok kilkulatka ciągnącego wózek z workami ziemniaków czy cebuli to na ulicach Trypolisu, drugiego co do wielkości miasta w Libanie, standard. Takiego małego syryjskiego pracownika zatrudnia lokalny sprzedawca warzyw. Sam zostaje w sklepie, a dziecko z wózkiem wysyła na tzw. handel obwoźny. Wózek jest drewniany, nieporęczny, a warzywa ważą co najmniej kilkanaście kilogramów. Taka praca jest bardzo ciężka nawet dla dorosłego, a co dopiero kilku- czy kilkunastolatka.

Galeria:
Dzieci syryjskich uchodźców w Libanie

Mali pracownicy zatrudniani są też w restauracjach. Myją naczynia, sprzątają, wynoszą śmieci. Ich praca często trwa kilkanaście godzin i kończy się późno w nocy wraz z zamknięciem lokalu. Syryjskie dzieci można też spotkać na polach i plantacjach Libanu. Zatrudniane są w rolnictwie przy zbiorach warzyw i owoców. Inne powszechne obrazki – szczególnie na północy, w prowincji Akkar, tuż przy granicy z Syrią, gdzie jest najwięcej uchodźców – to dzieciaki, czasem bardzo małe, kilkuletnie, stojące przy drogach i próbujące sprzedawać słodycze, chusteczki czy płyty.

Liban liczy ponad cztery miliony mieszkańców. Od wybuchu wojny domowej w Syrii w 2011 roku schroniło się w tym kraju już ponad milion Syryjczyków. Dziś co czwarty mieszkaniec Libanu to uchodźca. Ogromna część z nich to dzieci. Według szacunków organizacji humanitarnych na 400 tysięcy syryjskich dzieci w wieku szkolnym tylko 90 tysięcy chodzi do szkoły. Powodów jest kilka. Wiele z nich przebywa w Libanie nielegalnie, nigdzie też nie zostały zarejestrowane. Rodzice nie posyłają ich do szkół, bo często sami przebywają w tym kraju bez dokumentów pobytowych i boją się aresztowania albo wydalenia do Syrii. W Libanie nie ma też wystarczającej liczby szkół do przyjęcia syryjskich dzieci. Ostatnio sytuacja się trochę poprawia. Coraz więcej placówek tworzy drugie zmiany i po południu organizuje lekcje dla uchodźców.

Kolejnym powodem niechodzenia dzieci do szkoły jest to, że mali Syryjczycy są jedynymi żywicielami rodziny. Tak jest często, gdy w rodzinie brakuje mężczyzny, bo na przykład zginął na wojnie. W społecznościach muzułmańskich znalezienie pracy przez kobietę jest bardzo trudne. Bardziej tolerowana jest już praca dzieci. Pracodawcy chętnie je też zatrudniają ze względu na stawki. Dziecko zarabia zaledwie kilka dolarów dziennie, podczas gdy dorosły Syryjczyk dostaje tyle za godzinę. Libańczyk zaś co najmniej dwukrotnie więcej.    

Przykładem może być rodzina Saafy. Syryjka mieszka w garażu przystosowanym do celów mieszkalnych, za który czynsz płaci Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, jedyna polska organizacja, która pomaga syryjskim uchodźcom w prowincji Akkar. Projekt PCPM polega na zapewnieniu potrzebującym rodzinom dachu nad głową. Rodzina Saffy jest bardzo biedna. Choć dzięki pomocy polskiej fundacji ma gdzie mieszkać, to brakuje im nadal na wszystko – nawet na jedzenie. Dlatego, mimo że jej synowie nie skończyli nawet 15 lat, obaj pracują w pobliskim kamieniołomie.

– Dzieci nie powinny pracować. To oczywiste, ale z drugiej strony, jeśli nie będą tego robić, ta rodzina będzie głodować – mówią pracownicy PCPM, którzy codziennie stają przed takim dylematem, gdy jeżdżą po okolicy i monitorują sytuację uchodźców. Zwykle zgłaszają takie przypadki do lokalnego oddziału agendy ONZ zajmującej się Programem Żywnościowym. Chodzi o to, by rodzina dostała kupony na jedzenie z WFP.

W połączeniu z pomocą PCPM, które opłaca mieszkanie, uchodźcy mają dach nad głową i trochę jedzenia. Kolejnym krokiem powinno być posłanie dzieci do szkoły. Tym bardziej że ta sprawa nie ma wyłącznie wymiaru humanitarnego. Za kilka lat, jeśli utrzyma się taka sytuacja jak obecnie, w Libanie będzie pół miliona nastolatków analfabetów bez perspektyw na przyszłość. Idealny materiał werbunkowy dla terrorystów.