Komisja ds. Amber Gold - kapiszon zamiast petardy

Komisja ds. Amber Gold - kapiszon zamiast petardy

Członkowie komisji śledczej ds. Amber Gold
Członkowie komisji śledczej ds. Amber Gold
Dotychczasowy rezultat prac komisji śledczej do zbadania sprawy Amber Gold to dziesiątki przesłuchanych świadków, dwa doniesienia do prokuratury i przygnębiający obraz urzędników nie wychodzących o milimetr poza zakres obowiązków lub ogarniętych zbiorową amnezją.

Jednak opinia publiczna prawie w ogóle nie interesuje się pracą komisji, która mogłaby być polityczną petardą, bo jest w niej wszystko czego potrzeba - wielkie pieniądze, oszustwo, znani politycy, bezduszność urzędników i łzy poszkodowanych. Dlaczego? - PiS nie postarało się o obsadę medialną prac komisji. Przewodnicząca Małgorzata Wassermann skupia się wyłącznie na stronie prawnej i w wywiadach wypowiada się jak typowa prawniczka czyli bardzo oględnie. Nie ma nikogo, kto organizował by szybkie briefingi prasowe podsumowujące przesłuchania czy choćby przedstawiał co jakiś czas podsumowanie prac. Członkowie komisji zagrzebani w papierach nie dzielą się z opinią publiczną swoimi refleksjami, ani planami np. że będą wnosili o przesłuchanie takich czy innych osób. O stawianiu śmiałych tez w ogóle nie ma mowy. Już dziś można usłyszeć w PiS pytanie czy po tej komisji w ogóle warto powoływać jakąkolwiek inną, skoro w tak atrakcyjnym temacie z merytorycznego punktu widzenia uzyskano niewiele, a z politycznego - jeszcze mniej.

Po trzech kwartałach od powołania, komisja śledcza pod kierownictwem Małgorzaty Wasserman przekopała się przez tomy dokumentów i przesłuchała blisko pół setki świadków. Odkryto pobłażliwość urzędników, patrzenie przez palce na braki w dokumentacji czy nieskładanie sprawozdań finansowych, umarzane postępowań bez podjęcia czynności sprawdzających, przetrzymywanie dokumentów. Dzięki takiemu zachowaniu Marcin P. mógł bez przeszkód ściągać pieniądze od ludzi marzących o wysokich zyskach z lokaty w złoto, a potem wrzucać je jak w błoto, w linię lotniczą OLT Express. Efektem jego działalności i urzędniczej bezczynności była utrata oszczędności przez 19 tys. osób na łączną kwotę ponad 800 mln zł i podkopanie rynkowej pozycji LOT-u. Dziś śledczy są przekonani, że Marcin P. był słupem, człowiekiem wynajętym do specjalnego zadania, a mózgiem całej operacji był kto inny.

Całość dostępna jest w 16/2017 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.