Rasistowska obraza czy nieporozumienie? Ustaliliśmy, co wydarzyło się na Lotnisku Chopina

Rasistowska obraza czy nieporozumienie? Ustaliliśmy, co wydarzyło się na Lotnisku Chopina

Lotnisko Chopina w Warszawie
Lotnisko Chopina w Warszawie Źródło:Lotnisko Chopina w Warszawie
W internecie pojawiła się ostatnio historia holenderskiej reżyserki Niki Padidar, która miała zostać rasistowsko obrażona przez pracownika Portu Lotniczego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Ustaliliśmy, jak obydwie strony przedstawiają wydarzenia z 9 czerwca na lotnisku i jak na razie – wersje wzajemnie się wykluczają, choć mają kilka punktów wspólnych.

Wszystko zaczęło się od wpisu na Facebooku autorstwa Maksa Piłasiewicza, jednego z organizatorów warszawskiego Festiwalu Filmowego dla Dzieci i Młodzieży „Kino w Trampkach”. Jedną z uczestniczek imprezy była holenderska reżyserka Niki Padidar, która miała w Polsce poprowadzić warsztaty. Po czterech dniach spędzonych w kraju, 9 czerwca Padidar wracała do Holandii z Lotniska Chopina, gdzie – jak opisuje Piłasiewicz – została obrażona na tle rasistowskim.

Wspomniany post na Facebooku pochodzi z 12 czerwca i początkowo z jego treści wynikało, że odpowiedzialny za zajście był funkcjonariusz Straży Granicznej. Dopiero po jakimś czasie został on edytowany i w miejsce funkcjonariusza pojawił się „pracownik lotniska”. Tak wyglądało całe zajście z relacji Piłasiewicza:

„Niki Padidar została rasistowsko obrażona przez pracownika lotniska podczas rutynowej kontroli bezpieczeństwa. Pracownik zapytał Niki o jej pochodzenie, na jej odpowiedź o tym, że mieszka w Amsterdamie, ten ją dalej dopytywał o kraj pochodzenia. Gdy odpowiedziała, że pochodzi z Iranu, zapytał »gdzie jest Twoja burka?« i dalej »przecież wszyscy w Iranie noszą burki«. Po czym wziął jej bagaż podręczny do szczegółowej kontroli” – opisywał na Facebooku Piłasiewicz. Organizatorzy festiwalu złożyli w tej sprawie oficjalną skargę do władz Lotniska Chopina.

facebook

Straż Graniczna reaguje

W związku z wcześniej wspomnianą pierwotną wersją, w której odpowiedzialny za incydent był funkcjonariusz Straży Granicznej, Wprost.pl zwróciło się z pytaniem do Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej, odpowiedzialnego za zabezpieczenie przejścia granicznego na Lotnisku Chopina. SG zapewniło, że żaden z funkcjonariuszy z warszawskiego lotniska nie uczestniczył, ani nie był świadkiem tego incydentu. „Prawdopodobnie uczestnik zdarzenia pomylił naszego funkcjonariusza z pracownikiem innej ze służb lotniskowych. Ponadto, od marca 2013 roku funkcjonariusze Straży Granicznej na lotniskach nie dokonują kontroli bezpieczeństwa tj. kontroli bagażu, etc. Robią to podmioty zatrudnione przez zarządzającego portem lotniczym” – odpowiedziała rzecznik prasowy Komendanta NOSG ppor. SG Dagmara Bielec-Janas.

Gdy udało się ustalić, kto tak naprawdę mógł uczestniczyć w incydencie, swoje dochodzenie rozpoczęły władze lotniska. Jak mówił w rozmowie z Wprost.pl Cezary Pytlos, p.o. rzecznika prasowego Lotniska Chopina w Warszawie, zaczęły to robić jeszcze 12 czerwca, tuż po doniesieniach o całej sprawie.

Ustalenia lotniska

Wprost.pl dotarło do informacji na temat tego, co udało się ustalić władzom lotniska po przejrzeniu monitoringu, nagrań i rozmowach z pracownikami. Ta relacja przedstawia się zupełnie inaczej od tej, którą zaprezentował Piłasiewicz. Według organizatora festiwalu, Padidar miała być obrażona „podczas rutynowej kontroli bezpieczeństwa”, tymczasem do rozmowy z pracownikiem lotniska miało dojść po tym, jak reżyserka została losowo wskazana do kontroli ETD (następuje ona już po przejściu przez bramki, to tzw. testy paskowe). Operator pobrał próbki ETD z bagażu pasażerki i wtedy to Padidar miała spytać się pracownika lotniska, dlaczego jej bagaż jest tak dokładnie kontrolowany, skoro wcześniej, przechodząc przez bramkę nie była kontrolowana.

Pracownik lotniska miał wtedy starać się wyjaśnić (w języku angielskim), że to wynika z procedur. Wówczas miał powiedzieć (co ważne dla sprawy), że „gdyby posiadała nakrycie głowy lub gips”, to wtedy te rzeczy także podlegałyby takiej kontroli. Operator potwierdził też, że pytał Padidar o to, gdzie ma zamiar lecieć, ale zaprzecza, że pytał o jej narodowość czy noszenie burki. Pracownik i lotnisko wskazują, że całe zamieszanie może wynikać z „niewłaściwego zastosowania angielskiego słownictwa” w rozmowie. Za operatora poręczył nawet jego przełożony, który podkreślał jego profesjonalizm.

Wprost.pl zapytało Cezarego Pytlosa o to, jak doszło do tego, że pracownik z takimi rekomendacjami mógł mieć problemy w komunikacji w języku angielskim. – To wszystko to był chyba efekt tego, że ludzie są wyczuleni na tę dodatkową kontrolę. Podczas niej zaczynają się nerwy, zwłaszcza po stronie pasażera – komentuje p.o. rzecznika prasowego Lotniska Chopina.

Źródło: WPROST.pl