Beata Kozidrak: Jestem nadciśnieniowcem, muszę brać leki. Dwa razy trafiłam do szpitala

Beata Kozidrak: Jestem nadciśnieniowcem, muszę brać leki. Dwa razy trafiłam do szpitala

Beata Kozidrak
Beata Kozidrak Źródło: Bartosz Kuśmierski
- Jestem nadciśnieniowcem, muszę brać leki, co jakiś czas pojawiać się u lekarza. Dwa razy trafiłam ostatnio do szpitala. Ale przecież każdy koncert przeżywam tak, jakbym miała grać pierwszy. I dobrze, bo rutyna w każdej dziedzinie zabija, czy w związku, czy w muzyce – powiedziała w rozmowie z „Wprost” Beata Kozidrak.

– Nagrywając płytę („B3” – red.) pracowałam na pełnych obrotach. Gdy wylądowałam w szpitalu, tylko modliłam się, żebym za dwa dni mogła jechać na koncert, nie zawieść kilkudziesięciu osób, które ze mną pracują i tych, którzy kupili bilety – wspominała artystka. Przyznała też, że mimo zdrowotnych problemów i ciężaru popularności, którzy zdarza jej się odczuwać, lubi tę „adrenalinę”. - Niektórzy pracują w biurze, kończą pracę i idą do domu, a ja lubię podróże, być w ruchu, być z ludźmi. Jechać rollercoasterem. Po prostu żyć – powiedziała.

„Nie obrażam się, gdy mówią o mnie legenda”

Beata Kozidrak kilka tygodni temu została nagrodzona przez tygodnik „Wprost” ShEO Awards 2019 w kategorii „Ikona kultury”. Pytana, czy – jak wielu artystów – także i ona boi się określenia „ikona”, odpowiedziała: – Nie obrażam się, gdy mówią o mnie „legenda”, w końcu mam na koncie 40 lat pracy artystycznej, mnóstwo tekstów, przebojów, tras koncertowych, kreacji. Mam fanów na całym świecie. To wielki dorobek, zdaję sobie z tego sprawę. Te określenia, „ikona” czy „legenda” traktuję jednak raczej jako sygnał, że ludzie cały czas są ciekawi, co jeszcze pokażę w życiu artystycznym.

Poprawki wyglądu? „W granicach rozsądku”

Współtwórczyni takich przebojów: „Piechotą do lata”, „Józek, nie daruję ci tej nocy”, „Co mi Panie dasz”, w rozmowie z „Wprost” przyznała, że jak każda kobieta myśli o upływającym czasie. – A obserwowanie zmian nie jest rzeczą łatwą, chcemy przecież jak najdłużej się sobie podobać i z przyjemnością patrzeć w lustro. Myślę, że można sobie jakoś pomagać, ale w granicach rozsądku. Czasem zastanawiam się, co będą robić za kilkadziesiąt lat panie, które dziś, będąc dwudziestolatkami zmieniają sobie twarze - zauważyła.

Dodała, że bardzo późno zaczęła myśleć o „starzeniu się” i przez wiele lat bazowała na kosmetyce. – Może to dziwnie zabrzmi, ale mam dobre geny. Proszę tylko spojrzeć na moją starszą córkę, wygląda jakby miała 20 lat. Moja mama zawsze była szczuplutka, mimo że nie było możliwości, by sobie jakoś pomagała, krem Nivea był wtedy na wszystko. Jestem mamie za te geny bardzo wdzięczna. Sama chcę wyglądać świeżo i naturalnie, i na tym mi zależy. Nie zdecydowałabym się na jakieś diametralne poprawki. Dziś kobiety są prawie identyczne, czy one tego nie widzą? Moim zdaniem piękno polega na tym, że każda z nas jest oryginalna na swój sposób – podkreśliła.

Piosenkarka wyznała, że sama miała kompleksy. – Gdy byłam małą dziewczynką, byłam potwornie piegowata. Dla mnie to był horror, nie wiedziałam, co z tym zrobić, nie wychodziłam na słońce. A później zakochałam się, a mój przyszły mąż pokochał piegi i przestałam o tym myśleć – powiedziała.

– Wracając do poprawek urody, nie widzę nic złego w tym, że kobiety dbają o siebie. Gorzej, jeśli radykalnie zmieniając się chcą komuś coś udowodnić, zwłaszcza swojemu mężczyźnie – stwierdziła.

Czytaj też:
Beata Kozidrak: Daję przykład kobietom, że mogą być szczęśliwe w każdym wieku

Cały wywiad dostępny jest w 30/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.