Prof. Tomasiewicz: Koronawirus nas zaskoczył, będą nowe ogniska zakażeń

Prof. Tomasiewicz: Koronawirus nas zaskoczył, będą nowe ogniska zakażeń

Ratownicy na Śląsku
Ratownicy na Śląsku Źródło: Newspix.pl / Jakub Morkowski / EDYTOR.net
Mimo doniesień medialnych wciąż nie ma przełomowego leku w COVID-19. Nie docenialiśmy tego wirusa, porównując go z grypą. Jest kilka razy silniejszy – mówi prof. Krzysztof Tomasiewicz, którego klinika od początku epidemii leczy chorych na COVID, stosując innowacyjne terapie.

W prawie całej Europie spada liczba nowych przypadków COVID-19, w Polsce od dłuższego czasu utrzymuje się na podobnym poziomie. Na jakim etapie epidemii jesteśmy?

Prof. Krzysztof Tomasiewicz: Na pewno jest wiele regionów w Polsce, gdzie ta epidemia ewidentnie wygasa. Z drugiej strony mamy regiony, gdzie pojawiają się ogniska nowych zakażeń. Myślę, że jeszcze przez pewien czas tak będzie, będą zakażenia wniesione do DPS-ów, dużych zakładów pracy. Zakażenia w takich miejscach powodują piki w liczbie zachorowań. Wygląda jednak na to, że pomimo poluzowania pewnych obostrzeń dotyczących poruszania się w przestrzeni publicznej, nie ma wzrostu liczby zakażonych. To bardzo pozytywna obserwacja, ale nie oznacza, że już można uśpić czujność i robić wszystko jak kiedyś.

Wiele osób, zwłaszcza młodych, coraz częściej twierdzi, że koronawirus nie jest już problemem.

Też to obserwuję, z pewnym przerażeniem. Nie wiem, jak to nazwać: może pewną butą? Młode osoby często ostentacyjnie chodzą bez maseczek, widać to nawet w sklepach. To prawda, że wiele osób, zwłaszcza młodych, przechodzi zakażenie COVID-19 bezobjawowo lub z niewielkimi objawami. Jednak to jest też kwestia pewnej odpowiedzialności za osoby starsze, obciążone chorobami. Nie chodzi przecież o to, żebym ja nie zachorował, ale też, żeby nie zachorowali inni, u których to zakażenie skończy się śmiercią.

Co pana zadziwiło w przebiegu tej epidemii?

Na początku nie doceniliśmy tego wirusa. Gdy otrzymywaliśmy pierwsze wiadomości z Chin, wydawało się, że to będzie coś na kształt kolejnego wirusa grypy.

Najbardziej zaskakują dynamiczne przebiegi tej infekcji. Śródmiąższowe zapalenie płuc zawsze leczy się trudniej niż zapalenia odoskrzelowe. Natomiast w przypadku COVID-19 dewastacja tkanki płucnej jest naprawdę duża. U części pacjentów w przebiegu infekcji pojawia się włóknienie płuc. U pewnego odsetka – mimo wyleczenia z zapalenia płuc – to włóknienie pozostaje.

Włóknienie płuc oznacza, że w miejsce pęcherzyków płucnych pojawia się blizna?

Tak to można nazwać. Nie dochodzi więc do prawidłowej wymiany gazowej, przez co do krwi dostaje się mniej tlenu. Mniej tlenu dostają też wszystkie narządy. U niektórych osób pojawia się burza cytokinowa – silna reakcja zapalna. Doprowadza do ARDS, czyli niewydolności wielonarządowej: nieprawidłowo funkcjonuje serce, płuca, nerki. To ostatni etap choroby COVID-19. U ok. 10-15 proc. chorych na COVID-19 jest ryzyko pojawienia się reakcji hiperzapalnej i wystąpienia niewydolności wielonarządowej.

Gdyby ten wirus porównać do wirusa grypy, to…

Jest kilka razy gorszy niż grypa. Przebieg choroby jest nieprzewidywalny.

Zdarzają się pacjenci, których stan w kilka godzin mógł się dramatycznie pogorszyć? W południe normalnie rozmawiali, a wieczorem byli pod respiratorem?

Może nie aż tak, ale rzeczywiście u niektórych pacjentów dynamika choroby jest bardzo duża. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że hospitalizowaliśmy wielu pacjentów, którzy mieli choroby współistniejące. Nie tylko choroby współistniejące, ale również stosowane w tych chorobach leki mogą pogorszyć rokowanie chorych. Często chorzy trafiali do nas w dosyć zaawansowanym stanie. Różnorodność przebiegu choroby jest z pewnością bardzo zaskakująca.

Zdarzały się przypadki odwrotne: u pacjenta, który był w bardzo ciężkim stanie, po podaniu leku doszło do szybkiej poprawy?