Szanowny Internauto, z dużą uwagą przeczytałem otrzymaną wiadomość. I mimo twoich posądzeń, że na pewno nie odpiszę, jak widzisz – robię to właśnie. Taki mam zwyczaj, odpisuję na wszystkie maile, które wpływają na pocztę Kancelarii. Poza reklamami, rzecz jasna. Z treści maila wynika, że jesteś na mnie wściekły. Tak, miałeś już wszystko poukładane. Znaczy plan działania, jak pozbyć się posiadanych długów. Potężnych, jak wynika z treści maila, bo to ponad milion złotych.
Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Jesteś covidowym bankrutem? Tak możesz się bronić
Naczytałeś się o dobrodziejstwach upadłości konsumenckiej i widziałeś już siebie – w marzeniach – jako człowieka wolnego od długów i zobowiązań wszelakich. Kontaktowałeś się z trzema kancelariami od upadłości konsumenckiej i w każdym miejscu namawiano cię na tę formę oddłużenia. Już nawet żonie obiecałeś, że wkrótce ten kredytowy koszmar się skończy. Żona prawie w to uwierzyła. Może więc uda się uratować małżeństwo - pomyślałeś sobie - wszak macie dwójkę cudownych dzieci, jak piszesz w mailu.
Upadłość konsumencka: a wszystko wyglądało tak pięknie…
I prawie zebrałeś komplet dokumentów, pewnie już za dwa-trzy tygodnie złożyłbyś stosowny wniosek do sądu. A ja to wszystko zepsułem. Tak, bo wpadł ci w ręce mój poprzedni odcinek Poradnika „Przedsiębiorco nie upadaj!”, potem znalazłeś kilka innych moich publikacji w tym temacie. W których to pisałem, że upadłość konsumencka ma także swoje czarne strony. Nie tylko blaski. I właśnie świadomość tego – o czym wcześniej nie wiedziałeś – zrujnowała twoje plany.
A jeśli ten człowiek ma rację – zacząłeś się zastanawiać – jeśli rzeczywiście będę czołgany przez syndyka żółtodzioba przez kilka lat? Jeśli tenże syndyk wszędzie będzie mi zaglądał, czytał moją korespondencję? I łaskawie wydzielał środki, jakie mogę wydać na potrzeby własne, czy dzieci. Na dodatek część zarobionych pieniędzy będę musiał przekazywać temuż syndykowi, aby zasilać masę upadłości.
Takie właśnie myśli cię ogarnęły po lekturze moich tekstów – jak czytam w twoim mailu. I teraz właśnie czujesz wściekłość. Tak, nie złość – tylko wściekłość. Twój misterny plan, układany przez ostatnie poł roku legł w gruzach. A ja jestem tego sprawcą.
No cóż, biorę to na klatę.
Widzisz, mam nieco inne podejście do rozwiązywania problemów osób zadłużonych, w porównaniu do sporej grupy doradców z mojej branży, znaczy do mojej konkurencji.
Upada się tylko raz: więc po co się pocić nad wnioskiem?
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego inne kancelarie pokazują tylko jasną stronę „upadania”? Nic w tym dziwnego, wszak jest to zwykły handel. Ty jesteś kupującym, szukasz konkretnego towaru - w tym wypadku jest to usługa, polegająca na oddłużeniu przez sąd – a dana kancelaria jest sprzedawcą. Na dodatek, co jest bardzo ważne, jesteś klientem jednorazowym. To nie hotel, czy klimatyczna restauracja, do której się często wraca. Zamówisz wniosek o upadłość konsumencką, pewnie ją dostaniesz i znikniesz z rejestru potencjalnych klientów dla twojego usługodawcy. Na zawsze. Jak już zostaniesz obsłużony, uiścisz odpowiednią opłatę, przestaną się tobą interesować. Działa to na więc na zasadzie: następny, proszę!
Pisałem na ten temat w tej publikacji, w której przestrzegałem zadłużonych przed tzw. kancelariami jedno-produktowymi. No dobrze, zajmijmy się teraz twoją sprawą. Skoro zniszczyłem ci plan, masz prawo oczekiwać, że zaproponuję coś w zamian. Wtedy przestanę być w twoich oczach jedynie specem od czarnowidztwa. Czyli taką upadłościową Kasandrą.
Zajmujesz się usługami IT. Zainwestowałeś w rozwój firmy mnóstwo kasy, stąd tak duże zadłużenie. Szło bardzo dobrze, więc trochę przeszarżowałeś z wydatkami na konsumpcję. Typowe. Wszak po to się prowadzi biznes, aby żyć godnie. No ale przyszedł COVID-19, przez co straciłeś trzy czwarte klientów, bo pracowałeś głównie dla branży HoReCa, czyli hotelarstwo i gastronomia. Pech chciał, że działałeś, jako jednoosobowa działalność gospodarcza, bo tak ci doradziła księgowa. Jak wszystko runęło w marcu tego roku, drobne przychody ledwie starczały na życie. O spłacie kredytów, czy też innych zobowiązań – nie było mowy.
Więc, aby nie zwiększać zadłużenia, musiałeś zwolnić większość pracowników, część poszła do sądów pracy. A ty swoją firmę zamknąłeś. Część kontraktów, to jest tam gdzie twój klient nie został rażony covidowymi ograniczeniami, przejęła firma twojego brata, który z tobą razem pracował.
Zostałeś więc bez firmy, bez oficjalnego dochodu (nie pytam jak się rozliczacie z bratem), ale za to z potężnymi długami. No i teraz, faktycznie, dobrze by było ich się pozbyć.
Pozwól więc, że opowiem ci, co będzie dalej, jeśli złożysz w najbliższym czasie wniosek o upadłość konsumencką.
Z samym oddłużeniem poprzez upadłość, niby wszystko się zgadza. Twoje zobowiązania są bardzo duże. W żaden sposób ich nie spłacisz, mając na względzie twoją obecną sytuację. Z drugiej strony - nie ponosisz winy, za to co się wydarzyło. Czy zatem sąd przyzna ci status upadłego konsumenta? Najprawdopodobniej tak. Ale ważne jest, co się wydarzy potem.
Problem w tym, że bardzo źle wygląda „przejęcie” twojej firmy przez brata. Wszystko dobrze, dopóki nie zaczniemy głębiej badać, jak to nastąpiło. Pewnie brat pracuje na sprzęcie, który jeszcze niedawno należał do ciebie. W jaki sposób nastąpiła zmiana właściciela? Jeśli była to sprzedaż, to pokaż co zrobiłeś z kasą.
Jeśli sprzedałeś bratu sprzęt za przysłowiowy grosik, lub za cenę mocno odbiegającą od wartości rynkowej – syndyk ci tego nie przepuści.
Będą dokładnie prześwietlone wszystkie transakcje sprzedaży, które zrobiłeś w okresie ostatnich 12 miesięcy o wartości min. 10 000 zł. To wynika z obecnych procedur. A twoje rozliczenia z bratem? Myślisz, że wierzyciele ci uwierzą, że pracujesz w jego firmie jako wolontariusz? Z czego więc się utrzymujesz?
Czytaj też:
Oglądałem film „Banksterzy”: „Banków nie wystraszy, co najwyżej rozśmieszy”
Dlatego też uważam, że twoja upadłość konsumencka może zakończyć się katastrofą. Stracisz mnóstwo czasu, także i pieniędzy. Sąd może ci także zarzucić zatajanie prawdy oraz świadome działania na szkodę wierzycieli. W konsekwencji może umorzyć postępowanie z winy dłużnika. Wtedy masz 10-letni szlaban na kolejną próbę oddłużenia się przed upadłość konsumencką.
Pytasz mnie: skoro nie upadłość, to jak żyć?
No to, posłuchaj uważnie. A właściwie – poczytaj. Ale ze zrozumieniem. Sprawa pierwsza: skoncentruj się na poukładaniu biznesu od nowa. Dobrze zrobiłeś zamykając firmę, teraz pracując z bratem – na jego konto będą wpływać przychody, więc nikt ich nie zajmie. Była to potrzeba chwili, teraz masz czas, aby na spokojnie zająć się konstrukcją. Możesz to zrobić dzięki temu, że zabezpieczyłeś przychody.
Druga sprawa: zmiana miejsca mieszkania. Mieszkacie obecnie w wynajętym dużym domu pod Warszawą i nie do końca to wam odpowiada. Drogo i mnóstwo czasu tracisz na dojazdy, a ten czas wolałbyś przeznaczyć na pracę. Słuszny wniosek: bo teraz potrzebował go będziesz bardzo, choćby na poszukiwanie nowych klientów.
Świetnie się składa, że i tak planowaliście przeprowadzkę. Więc wybierzcie z żoną takie lokum, które bardziej wam odpowiada niż obecne. Ale jedna bardzo ważna kwestia: nikomu nie podawaj nowego adresu zamieszkania! Szczególnie wierzycielom. Jeśli to zrobisz, to wkrótce będziesz miał z tego powodu wiele niezapowiedzianych wizyt. Niekoniecznie towarzyskich. Wierzyciele będą regularnie naruszać twój mir domowy. Może to zniszczyć poczucie bezpieczeństwa, w szczególności twoich dzieci i żony.
Co do zobowiązań, które byłeś zmuszony zaprzestać spłacać: staraj się skutecznie bronić przed powstaniem tytułów egzekucyjnych. Jak najdłużej. Do tego pewnie będziesz potrzebował fachowej pomocy. Ale może sam sobie poradzisz? Tu podpowiadam jak to się robi.
Drugi ty
Wiem, o co chciałbyś zapytać. Czy tak będzie już na wiecznie? Czy do końca twoich dni będą ścigać cię komornicy? Co prawda – nieskutecznie, ale zawsze to jednak niebyt miła perspektywa. Otóż – nie. Długów się możesz pozbyć, właśnie dzięki … upadłości konsumenckiej.
Ale zanim złożysz do sądu wniosek, musisz się postarać o awatara. Oraz tę postać uwiarygodnić.
Wyjaśnię to bardziej szczegółowo. Pierwsza, najważniejsza część pracy na najbliższe kilkanaście miesięcy – to organizacja życia zawodowego na nowo. To już pokrótce omówiliśmy. Po tym okresie zaczniesz w miarę normalnie funkcjonować, jednocześnie będąc nieściągalnym dla komornika. Ale to za mało, żeby sąd w twoją historyjkę uwierzył i przyznał ci upadłość.
Musisz więc już wkrótce ostro popracować nad swoim awatarem.
To będzie twoja druga „twarz”, którą pokazywać będziesz potencjalnym wrogom: wierzycielom, windykatorom i komornikom. Ważne, aby i sąd w tę przemianę uwierzył.
Jak więc powinien prezentować się będzie twój awatar? Bez szału. Na pewno nie będzie to rekin biznesu, jaki to jeszcze niedawno wizerunek w bankach przedstawiałeś. Dzięki temu zdobyłeś tamże stosowne środki na rozwój twojej firmy. Twój awatar będzie jedną z ofiar covidowych obostrzeń, wszak takich w Polsce pojawią się dziesiątki tysięcy. A więc taki obraz swojej osoby: straciłeś wszystko, nie z własnej winy. Jesteś w ciężkiej depresji. Coś tam zarabiasz, ale ledwie wyciągasz trochę powyżej minimalnej krajowej. Zawiodłeś rodzinę, więc ta prawie ci się już rozpadła. Ze swojej marnej pensji płacisz alimenty na dzieci, więc już dla syndyka nie starczy… Jak pewnie się już domyśliłeś, do sądu po upadłość konsumencką wyślesz właśnie tak stworzonego awatara.
Jak przejść przez upadłość konsumencką bezobjawowo?
Jednakowoż, aby takiego awatara uwiarygodnić, potrzebne będzie około trzech lat. Może nawet trochę więcej. Taka metamorfoza nie może nastąpić w ciągu ledwie kilku miesięcy. Jeśli jednak taki stan trwa przez poprzednie dwa lata – mowa o okresie poprzedzającym złożenie wniosku o upadłość konsumencką – twój awatar na trwale się osadzi w świecie, do którego mają dostęp twoi wierzyciele. Więc, jak już zostaniesz upadłym konsumentem (dzięki pomocy awatara), pewnie dadzą ci święty spokój. Nie będą nękać po-covidowej ofiary, od której i tak nic przecież nie wyciągną. Wszak to też są ludzie.
W konsekwencji przejście, w opisany sposób, przez procedurę upadłościową, będzie prawie jak spacerek. I to jest moja rada dla ciebie.
Wybacz, muszę już kończyć naszą korespondencję. Zaraz mam spotkanie. Pani, która przyjdzie na konsultację, także chce się oddłużyć przez upadłość konsumencką. To ciekawy przypadek. A właściwie klasyka, jak wpada się w pętlę kredytową. Upadek finansowy tej kobiety postanowiłem opisać. Ku przestrodze.
Jak będziesz miał chwilę czasu i będziesz chciał poznać tę smutną historię, zapraszam do lektury kolejnego odcinka Poradnika, który ukaże się pod tytułem: „Jak łatwo wpada się w pętlę kredytową – studium przypadku”.
Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”.Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.