Pomysł dla „prześladowanych” restauratorów? „Zamiast użerać się z Sanepidem, załatwcie wagon WARS-u”

Pomysł dla „prześladowanych” restauratorów? „Zamiast użerać się z Sanepidem, załatwcie wagon WARS-u”

Wagon Pendolino
Wagon Pendolino Źródło: Newspix.pl / M.Pieściuk
Siłownie zamknięte, kasyna otwarte. Ale zacznijmy od reżimu sanitarnego. Termin ten odmieniany jest przez wszystkie przypadki przez decydentów od zamykania i otwierania poszczególnych branż gospodarki oraz od edukacji w tym zakresie. Jeśli już coś ma działać, to w ścisłym reżimie sanitarnym. Słusznie, ale dlaczego nie to, co państwowe?

W wagonach kolejowych o owym reżimie informują obszerne pisma umieszczone przed wejściem do każdego z nich. Jadąc z Warszawy do Katowic składem Pendolino reżim można było utrzymać, choćby przy użyciu wody i mydła w toaletach. W drodze powrotnej pociągiem TLK wspomnianych środków higieny wyraźnie brakowało, wręcz były nieobecne. Można by się poratować wodą nabytą w tzw. WARS-ie, ale takiego nie było. W odróżnieniu od Pendolino, gdzie posiłek zamówiony z karty dań przynoszą do stolika. Otwarty, bezprzedziałowy wagon staje się więc restauracją.

Czyli, państwowe restauracje na kółkach mogą działać, te prywatne stacjonarne absolutnie nie. Drodzy, prześladowani restauratorzy, już wiecie co trzeba zrobić? To co Michał Drzymała na początku XX wieku w zaborze pruskim. Zamiast użerać się z Sanepidem, wagon WARS (kuchnia) z doczepką restauracyjną (stoliki), 100 metrów szyn i otwieramy. Polska, godna podziwu, przedsiębiorczość nie ma granic. Na szczęście.

O potrzebie otwarcia klubów fitness pisałem ponad miesiąc temu stawiając pytanie, które powtórzę: „Czy ktoś przeliczył, ile osób uniknęło zachorowania na COVID-19 w wersji objawowej, wymagającej leczenia, a nawet hospitalizacji, dzięki zbudowanej przez uprawianie sportu naturalnej odporności zdrowotnej?”. Odpowiedzi się nie doczekałem, ale udało mi się natrafić na kolejne argumenty. „Otyłość dramatycznie pogarsza rokowania u chorych na COVID. Są wyniki badań” – tytułuje swój artykuł Wojciech Moskal na łamach Wybocza.pl.

Okazuje się, że u cierpiących na otyłość ryzyko zgonu jest aż o 368 procent wyższe niż w przypadku osób z prawidłową masą ciała (raport Obesity Research & Clinical Practice).

Gdy podawane są liczby zmarłych z chorobami współistniejącymi, to chodzi z reguły o nadciśnienie tętnicze, cukrzycę typu drugiego, czyli choroby wynikające wprost otyłości. Do tego dochodzi zespół hipowentylacji otyłych czyli problemy z oddychaniem, zwiększające ryzyko ciężkiego zapalenia płuc w razie infekcji koronawirusem. – Osoba otyła trudniej się też pozbywa wirusa z organizmu, jej mechanizmy immunologiczne są zaburzone – wyjaśnia profesor Paweł Bogdański z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Czytaj też:
Knajpy dla zaszczepionych, inni popiją na murku

Co ma otyłość do zamkniętych siłowni? Ano to, że rządzący zamiast traktować je jako źródło zakażeń (na co brak dowodów, a raczej dane mówią coś radykalnie przeciwnego), powinni uznać kluby fitness za placówki lecznicze. Tak, lecznicze!

Oprócz nielicznych maniaków budujących masę mięśniową, zdecydowana większość korzysta na siłowni ze sprzętów do ćwiczeń aerobowych (bieżnie, rowerki, orbitreki itp.). To pozwala im spalać zbędne kalorie, zrzucać kilogramy, nabierać kondycji i odporności. Jakie argumenty można jeszcze tu podać?

Czytaj też:
Czy kogoś dziwi libacja na Krupówkach? „Traktuje się nas jak bohaterów gry The Sims”

Tymczasem decydenci zamiast sprzyjać odchudzaniu ciała zadbali o odchudzenie portfeli rodaków i… zezwolili na otwarcie kasyn (w reżimie sanitarnym rzecz jasna). Zamiast walczyć z otyłością ułatwiają przy okazji dostęp do rozrywki bardzo często prowadzącej do uzależnienia od hazardu. A to już choroba, podobnie jak alkoholizm, wpisana na listę WHO.

A jak zauważa mój znajomy psychiatra, w okresie stresu wywołanego pandemią ryzyko uzależnień tylko rośnie, o czym sam się przekonuje po ilości szturmujących placówki zdrowia psychicznego.

Skąd więc ta, wydaje się, absurdalna i pewnie szkodliwa decyzja? Znacie to powiedzenie: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Kasyna i salony gier to jedna z najbardziej opodatkowanych branż w Polsce. Płacą one 50 procent podatku od wpłaconych przez klientów stawek pomniejszonych o wypłacone wygrane. Według ustawy budżetowej podatek od gier ma dać do budżetu państwa 2.86 miliarda złotych. To ponad trzy razy tyle, ile planowany przez rząd podatek od reklam w mediach. Jeden procent tej kwoty pójdzie obligatoryjnie na leczenie ofiar hazardu, czyli nałogowców. Reszta? Może na wodę i mydło w pociągach narodowego (modne słowo) szynowego przewoźnika. Może dzięki wpływom z kasyn unikniemy narodowej (modne słowo) kwarantanny, a narodowy (modne słowo) program szczepień ruszy jak USA czy Izraelu?

Źródło: Wprost