Dlaczego Tusk nie odwołał Mąki

Dlaczego Tusk nie odwołał Mąki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak /Wprost 
Żaden z przepisów nie został złamany, wszelkich procedur dopełniono, a na podobne wnioski odpowiadamy zazwyczaj pozytywnie – tak Prokuratura Krajowa tłumaczy udostępnienie stenogramów z afery podsłuchowej. Jej raport miał posłużyć Donaldowi Tuskowi w ostatecznej decyzji ws. Jacka Mąki, wiceszefa ABW. Prokuratura właśnie kończy pisać akt oskarżenia przeciw podsłuchiwanemu dziennikarzowi - podejrzewanemu o korupcję Wojciechowi Sumlińskiemu.

Prokuratura Krajowa zbadała zasadność podsłuchiwania dziennikarzy i udostępnienia tych materiałów w sprawie cywilnej wiceszefa ABW Jacka Mąki i stwierdziła, że prawo nie zostało w żaden sposób złamane.
22 czerwca 2009 roku na wniosek prokuratorów prowadzących śledztwo odtajniono treść rozmów prowadzonych przez podejrzanego dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i jako takie zostały one udostępnione pełnomocnikowi Jacka Mąki. Mąka był szczególnie zainteresowany tym, czy w aktach sprawy znalazły się dowody na kontakty pomiędzy Sumlińskim, a dziennikarzami: Bogdanem Rymanowskim i Cezarym Gryzem, a także czy Cezary Gmyz pomagał Sumlińskiemu w tworzeniu listu otwartego do mediów.

Ci ostatni zostali pomówieni przez Jerzego Szmajdzińskiego o pomoc Sumlińskiemu w przygotowaniu nieudanej próby samobójczej. Prokuratura podkreśla, że wydanie przez prokuratora odrębnego zarządzenia pisemnego w tej sprawie nie było wymagane, a wszystkie procedury dotyczące pobrania stenogramów zostały spełnione. Wydanie dokumentów nie naruszało ponadto niczyich danych osobowych. Nie występują w nich żadne nazwiska, a jedynie numery telefonów rozmówców Wojciecha S.

Zarejestrowane rozmowy mają znaczenie dla toczącego się postępowania karnego i mają zawierać dowód na umyślne przygotowanie samobójstwa. Można na ich podstawie wnioskować, jaki był stan Sumlińskiego w przeddzień jego próby samobójczej. Zdaniem Prokuratury Krajowej przepisy nie precyzują dokładnie kryteriów wydawania akt i jedynie wskazują, kto może udzielać zezwolenia w tej sprawie.

Udostępnianie jawnych dokumentów osobom trzecim zdarzało się już często - twierdzi Prokuratura. W latach 2007-2009 na 119 podobnych wniosków nie uwzględniono jedynie trzech. Wniosek Mąki nie był więc tutaj żadnym wyjątkiem.

W lipcu 2008 roku dziennikarz Wojciech Sumliński podejrzany o oferowanie za pieniądze b. oficerom WSI pozytywnej weryfikacji próbował popełnić samobójstwo w jednym z warszawskich kościołów. "Rzeczpospolita" podała, że jeszcze przed decyzją sądu ws. aresztu dla dziennikarza, przekazał on jej list, w którym napisał o prowadzonych ostatnio dziennikarskich śledztwach i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Według "Rz", Sumliński twierdził, że miał mu grozić Mąka, za to, że dziennikarz zajmował się sprawą jego mieszkania.

Zdaniem Sumlińskiego, warte ok. miliona złotych lokum w Warszawie Mąka miał uzyskać niezgodnie z prawem. Dziennikarz twierdził też, że wiceszef ABW usiłował zmusić b. szefa lubelskiej delegatury Agencji do złożenia przed sejmową speckomisją fałszywych zeznań przeciwko byłemu ministrowi - koordynatorowi służb specjalnych Zbigniewowi Wassermannowi.

W wydanym oświadczeniu Mąka napisał wtedy, że podawane informacje są niezgodnymi z prawdą insynuacjami. "Przypisywane mi w wyżej wymienionej publikacji działania, które rzekomo miałbym podejmować, godzą w wyznawane przeze mnie standardy etosu służby państwowej. Reguły praworządności funkcjonowania służb specjalnych w Polsce oraz poszanowania prawa, były i pozostaną dla mnie wartościami traktowanymi w sposób pryncypialny i nadrzędny" - pisał m.in. wówczas Mąka.

M/bcz