Wieloryb na giełdzie

Wieloryb na giełdzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ilustr. D. Krupa/Wprost
Pożera giełdowe płotki i odstrasza od inwestowania rekiny. Wystarczy, że machnie ogonem, a indeksy zalewa fala spadków lub wzrostów. Mowa o mitycznym „grubasie”, który dysponuje środkami pozwalającymi manipulować notowaniami spółek na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Zarabia na tym miliony.
Informacja o tym, że w budżecie na rok 2010 zabraknie monstrualnej kwoty 52 mld zł, teoretycznie powinna przyprawić giełdowych inwestorów o palpitację serca, a indeksy skłonić do nurkowania w kierunku dna. A jednak nic takiego się nie stało. Kiedy minister finansów Jan Rostowski ogłaszał, ile wyniesie jego rekordowa dziura budżetowa, wszystkie indeksy giełdowe zyskiwały na wartości, a najmocniej WIG20 – zakończył sesję aż 3,8-procentowym wzrostem. Podobnie było 1 października, w dniu wybuchu afery hazardowej - mimo kryzysu rządowego WIG zyskał 1,6 proc. Tydzień później kolejna afera – tym razem stoczniowa. A na giełdzie błogi spokój i indeks zwyżkujący o 1 proc. Czy inwestorzy uodpornili się na politykę? W żadnym wypadku.
Coraz więcej ekspertów i komentatorów dziwaczne zachowanie polskiej giełdy przypisuje tajemniczemu „grubasowi", który dysponując kilkusetmilionowym portfelem akcji, walut i kontraktów terminowych, kręci giełdą jak chce, a raczej tak, by jak najwięcej na niej zarobić. Twarde dowody na istnienie „grubasa” uzyskaliśmy już 12 listopada 2008 r. po słynnym „cudofixingu”, kiedy to w ostatnich minutach notowań spadający na łeb, na szyję indeks WIG w ostatniej chwili został wyciągnięty za uszy o 4 proc. w górę.

Więcej czytaj w poniedziałkowym wydaniu „Wprost"