Jestem zaborcza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak /Wprost
Rozmowa z Beatą Kempą, posłanką PiS, członkinią hazardowej komisji śledczej
WPROST: Kto rządzi w domu? Pani czy mąż?
Beata Kempa: Nikt nie uwierzy: przekraczam próg i nie mam nic do powiedzenia. Zostawiam mandat poselski za progiem razem ze wszystkimi innymi mądrościami życiowymi i się nie buntuję. Jest mi z tym dobrze. Czasem słyszę nawet od męża: „Tam możesz wiele, ale tutaj zasady są ustalone". Takie zasady obowiązują już od 22 lat, odkąd jesteśmy małżeństwem.

Mąż jest zazdrosny o politykę?
W sobotę i niedzielę Waldek zabiera mi telefon. Muszę się chować w toalecie albo na górze w sypialni, by oddzwonić (śmiech).

W czym jeszcze objawia się to, że w domu rządzi mąż?
Robi mi intensywne treningi. W sobotę rano zarządza: „Idziemy na rowery". Ja czasem wolę poleniuchować, ale jak on ustawia grafik, to muszę się dostosować.

A kto podejmuje męskie decyzje?
Jestem niezdecydowana. Jak mam trzy rzeczy do wyboru, to się gubię. Dlatego zostawiam podejmowanie niektórych decyzji mężowi. Zawsze mogę liczyć na jego wsparcie i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

A dostrzega pani u siebie przejawy zazdrości?
Dawka zazdrości jest potrzebna, byle nie chorobliwej. Jestem zaborcza. Wszystko musi być na wyłączność. Nawet w weekendy sama sprzątam, by nie było żadnej pani do pomocy. Nie to, żebym nie była pewna męża. Ale jeśli takie osoby są młode, a mąż jest w domu, to licho nie śpi (śmiech).

Z jakim politykiem innej partii wybrałaby się pani na kawę?
Oj, a czy wspólna kawa ze mną nie groziłaby im wyrzuceniem z partii? Może gdybym Kalisza zaprosiła, toby poszedł.

Więcej w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Wprost"