"Politycy odchodzą, życie toczy się dalej"

"Politycy odchodzą, życie toczy się dalej"

Dodano:   /  Zmieniono: 
John Fitzgerald Kennedy i Gabriel Narutowicz (fot. Wikipedia) 
Tragiczna śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego jest dla Polaków niezwykłą traumą, którą w naszej historii przeżywamy po raz drugi. W 1922 roku pierwszy prezydent II Rzeczpospolitej Gabriel Narutowicz zginął w zamachu zaledwie kilka dni po objęciu urzędu. Z kolei USA traciły prezydenta aż cztery razy – ofiarami zamachowców padli Abraham Lincoln, James Garfield, William McKinley i John Fiztgerald Kennedy. – Amerykanie za każdym razem przeżywali ogromną traumę, ale amerykańskiej polityki to nie zmieniało – podkreśla amerykanista prof. Longin Pastusiak. Również śmierć Narutowicza nie załagodziła sporów między polskimi politykami.
Longin Pastusiak mówiąc o tragicznie zmarłych amerykańskich prezydentach podkreśla, że każda z tych śmierci była dla Amerykanów szokiem. – Kiedy zginął Lincoln, niezwykle popularny polityk, ludzie ustawiali się wzdłuż całej trasy przejazdu pociągu z prezydencką trumną, by pożegnać prezydenta przewożonego pociągiem z Waszyngtonu do Springfield w Illinois (oba miasta dzieli aż tysiąc kilometrów) – wspomina Pastusiak. Natomiast po zabójstwie Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, w ciągu trzech pierwszych miesięcy wdowa po prezydencie otrzymała aż 1,5 miliona listów! Potem jednak życie w USA szybko wracało do normy. – Stany Zjednoczone mają uporządkowany system polityczny, scena polityczna jest podzielona między dwie partie i nawet tak tragiczne wydarzenia jak nagła śmierć prezydenta nie jest w stanie tego zmienić – podkreśla Pastusiak.

Amerykanista dodaje jednak, że w przypadku USA śmierć prezydenta nie powoduje tak głębokiego kryzysu ustrojowego jak ma to miejsce w Polsce. Z prostej przyczyny – system polityczny USA nie zna terminu przyspieszonych wyborów prezydenckich. – W USA konstytucja wskazuje, że w przypadku śmierci prezydenta władzę obejmuje wiceprezydent, a gdyby i on nie był w stanie sprawować urzędu ustawa sukcesyjna wskazuje kolejnych 17 osób, które mogą stanąć na czele państwa – tłumaczy Pastusiak. Oprócz wiceprezydenta są to najstarszy wiekiem senator, a w dalszej kolejności szefowie poszczególnych Departamentów (odpowiedniki ministerstw w administracji prezydenckiej), w kolejności ich powstawania. Każda z tych osób po objęciu urzędu sprawuje go do końca kadencji, po czym może ubiegać się o kolejne dwie kadencje.

Polska po raz pierwszy straciła prezydenta w 1922 roku. 16 grudnia 1922 roku pierwszy prezydent II RP Gabriel Narutowicz został zastrzelony w Zachęcie przez Eligiusza Niewiadomskiego, malarza i fanatycznego zwolennika endecji. - Nie zestawiałbym tej tragedii z katastrofą w Smoleńsku. Narutowicz został zamordowany z przyczyn politycznych, w wyniku atmosfery nienawiści jaka panowała wówczas w Polsce – zaznacza prof. Tomasz Nałęcz. Prof. Nałęcz przypomina, że Narutowiczowi, którego endecja nie chciała zaakceptować na stanowisku głowy państwa (m.in. dlatego, że głosowali na niego posłowie będący przedstawicielami mniejszości narodowych), grożono śmiercią już przed objęciem urzędu. – Kiedy Narutowicz jechał na zaprzysiężenie towarzyszył mu tłum wygrażającej pięściami endeckiej młodzieży. Jeden z mężczyzn wskoczył do dorożki, którą jechał prezydent i uderzył go laską w głowę. Narutowicza trafiono też kilka razy bryłami lodu. Prezydent składał przysięgę mocno posiniaczony – przypomina Nałęcz.

Profesor zauważa również, że tamta śmierć nie zjednoczyła Polaków. Eligiusz Niewiadomski, skazany na śmierć morderca prezydenta, stał się przedmiotem kultu dla części endecji, a orszakowi pogrzebowemu Narutowicza towarzyszyło buczenie części zebranych. – Śmierć Narutowicza uspokoiła nieco rozgrzane głowy, ale nie zmieniła niczego w polskiej polityce. Doświadczenie historyka uczy, że taka tragedia doprowadza do opamiętania, ale ono nigdy nie jest trwałe. Prędzej czy później życie polityczne wraca w swoje koleiny – podsumowuje prof. Nałęcz.