Lazarowicz dla "Wprost": nie boję się ekstradycji

Lazarowicz dla "Wprost": nie boję się ekstradycji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od ponad dwu lat finansista Janusz Lazarowicz (b. prezes XIV NFI) ścigany jest dwoma listami gończym przez polski wymiar sprawiedliwości. Postawiono mu zarzut podżegania do zabójstwa Piotra Głowali (gracz giełdowy zamordowany w 2004 r.) oraz działania na szkodę spółki Raiffeisen, której był prezesem. Przez półtora roku prokuratura nie wiedziała (niektórzy uważają, że bardziej udawała iż nie wie) gdzie poszukiwany przebywa.
Realizując z Piotrem Pytlakowskim z „Polityki" film „Ścigany", odnaleźliśmy go w RPA (2008). Tam się z nim spotkaliśmy. Upoważnił nas do powiadomienia prokuratury, że mieszka w okolicy Kapsztadu.

Okazało się, że ujawnienie się Lazarowicza nie wywołało w prokuraturze entuzjazmu, a przynajmniej nie spowodowało żadnych działań. Dopiero po naszej rozmowie z ówczesnym prokuratorem krajowym Edwardem Zalewskim (czerwiec 2009) polskie organy ścigania wystąpiły z dwoma wnioskami do RPA o jego ekstradycję. We wrześniu 2009 roku trafiły one do Ambasady Polskiej w RPA. Minęło kolejnych osiem miesięcy i w sprawie nadal nic się nie dzieje. Janusz Lazarowicz wie o wnioskach ekstradycyjnych, wciąż mieszka pod Kapsztadem, nie ukrywa się i nikt go nie niepokoi. Ma obywatelstwo południowoafrykańskie.
- Prokuraturze tak naprawdę ta ekstradycja jest nie na rękę. Wystąpiła o nią bo musiała, ale materiał dowodowy nie uzasadnia wydania przez RPA swojego obywatela. To byłaby podobna klęska jak w sprawie ekstradycji z USA Edwarda Mazura – tłumaczy nam ociąganie się z podejmowaniem działań jeden z prokuratorów prokuratury generalnej.

Prokuratura ma czego się obawiać, bo na najważniejsze dowody składają się: zeznania zawodowego oszusta - jak sam o sobie nam powiedział - Adama J. (w sprawie na początku był świadkiem incognito, ale odebrano mu ten status), byłego świadka koronnego (stracił status za popełnione przestępstwa) Andrzeja L. ps. Rygus, który popełnił samobójstwo w areszcie, czy innego świadka koronnego Jarosława M. ps. Masa, którego śledczy często wyjmują jak królika z kapelusza, by wzmocnić wrażenie wagi oskarżeń (Masa wiedzę o zdarzeniu czerpie z plotek, które krążyły po mieście). Zeznania Grzegorza Wieczerzaka trudno uważać za obiektywne, skoro jest w sporze z Januszem Lazarowiczem. W liście do którego dotarliśmy (Wieczerzak przebywał wówczas w areszcie, były dostarczane przez jego ojca, pisane jego ręką i żony) czytamy: „Janusz wybaczam wam to co się stało i proszę o wybaczenie jeśli jest gdzieś w tym moja i mojej żony wina. Uczciwa wartość funduszy przy rozsądnym gospodarowaniu to jeszcze około 150 mln USD. Byłoby bez pośpiechu po 50 mln na głowę i nic nie trzeba robić tylko się pogodzić i nie oszukiwać się (…). Dlatego nalegam o zawarcie ugody i wprowadzenie ludzi do zarządów i rad wg klucza."

Wczoraj wieczorem (poniedziałek, 3 maja 2010 roku) połączyliśmy się telefonicznie z Januszem Lazarowiczem, by kontynuować rozmowę sprzed kilku dni:

- Gdzie pan teraz przebywa?
- W RPA, w swoim domu.

- Dlaczego się pan ukrywa?
- To, że nie przebywam na terenie Polski nie oznacza, iż się ukrywam. W Polsce przebywałem tylko czasowo. W czasie przesłuchań (2004 r.) legitymowałem się paszportem angielskim, jako adres do doręczeń podałem poza adresem w Wlk. Brytanii także polski. Pomimo tego żadna korespondencja nie wpłynęła. Prokuratura wbrew prawu nie wezwała mnie jako podejrzanego na przesłuchanie, które to przepisami procedury karnej jest przewidziane przed zastosowaniem tymczasowego aresztowania.

- A jednak pan opuścił Anglię i wylądował w RPA?
- Z prasy się dowiedziałem, że wydano list gończy. Co miałem robić? Nie będę Jurandem ze Spychowa, który pozwoli sobie wykolić oczy, obciąć język. Miałem pójść do polskiego aresztu i siedzieć bez wyroku przez wiele lat? (Potwierdza to długoletni areszt innych osób aresztowanych w tej sprawie, np. Janusza G. pseudonim Graf – od aut.) Dobrze wiedzieli, że mam także obywatelstwo RPA. Chwilami myślę, że komuś zależy, abym trwał w niebycie, jakby moja wiedza o NFI stanowiła dla kogoś zagrożenie. W tej sprawie nie chodzi, by złapać króliczka, ale by go gonić.

- Poza wnioskiem o ekstradycję w sprawie o podżegania do zabójstwa Piotra Głowali jest także drugi wniosek związany z działaniem nasz szkodę spółki Reiffeisen Investment Poland.
- Proszę spojrzeć na daty i na fakty, w czerwcu 2005 roku umarza się śledztwo w sprawie działania na niekorzyść spółki RIP a w połowie stycznia 2006 roku na polecenie prokuratury apelacyjnej sprawę się wznawia. Po czym bez mojej wiedzy, próby kontaktu ze mną, stawia się zarzut działania na szkodę spółki, uzyskuje się nakaz aresztowania i ENA. Jak to jest możliwe? W toku czynności śledztwa dokonano oględzin akt rejestrowych Raiffeisen Investment; przesłuchano członków Rady Nadzorczej w drodze pomocy prawnej w Austrii, zaprzeczyli jakoby RN miała jakiekolwiek roszczenia wobec mnie czy bym działał samowolnie. Prokuratura zrobiła to, by wzmocnić swoje działanie przeciw mnie w sprawie Głowali.

- Czyli spółka Reiffeisen niczego się od pana nie domaga?
- Tak, Reiffeisen nie czuje się poszkodowany, bo przyniosłem jako prezes w historii banku jeden z większych zysków. Na jednych transakcjach się zyskuje, na innych traci. Ręce opadają. Próbowano mnie także wrobić w aferę ministerstwa finansów, lewe finansowanie kampanii wyborczej. Zaczynam się czuć jak bohater Kafki.

- Co dalej pan zamierza?
- Nic. Czekam. Mam nadzieje, że ten koszmar się wreszcie zakończy. Nie boję się ekstradycji. Jestem spokojny o wynik procesu sądowego.