Jeśli - prezydent Komorowski

Jeśli - prezydent Komorowski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis
Jeśli wierzyć prognozom, nowym polskim prezydentem będzie Bronisław Komorowski. Jeśli im wierzyć, dostaniemy kolejny dowód na to, że mamy dwie Polski i dwie wielkie polityczno-emocjonalne społeczności.
Jeśli prognozy się potwierdzą, obok prezydenta Komorowskiego będziemy mieli jednak jeszcze dwóch innych zwycięzców tych wyborów – Donalda Tuska, ale i Jarosława Kaczyńskiego, który zdobył prawie połowę głosów i uzyskał świetną pozycję wyjściową do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Jeśli się potwierdzą, całą władzę w Polsce będzie miała Platforma i na niej spocznie cała odpowiedzialność za Polskę. Jeśli…

Wyborcza niedziela zamknęła w Polsce 85-dniowy okres po smoleńskiej katastrofie, w którym narodowa żałoba przenikała się z wyborczą kampanią, a smutek i żal zlały się z emocjami, które wywołuje polityczna kampania, a nie narodowa tragedia. Katastrofa nie stała się, niestety, punktem wyjścia do odbudowy realnej wspólnoty Polaków. Przeciwnie, już kilka dni po niej widać było, ze całkowicie wykluczające się interpretacje tragicznego zdarzenia oraz towarzyszące temu ogromne namiętności podział między Polakami co najwyżej wyostrzają.

Trzeba więc docenić, że w tej atmosferze dwaj główni kandydaci prowadzili kampanię bardziej cywilizowaną niż ta, której świadkami byliśmy pięć lat temu. Nie bagatelizowałbym wzajemnych gestów ze strony marszałka Sejmu i szefa PiS-u, choćby tych z ostatniego dnia kampanii, gdy obaj dziękowali sobie za twardą rywalizację. To tylko ich słowa? Cóż, w ogromnej mierze właśnie słowami buduje się w kraju atmosferę – albo taką, w której jest tu nam wszystkim znośnie, albo taką, w której połowa Polaków uważa, że jest nie do wytrzymania. Nie bagatelizowałbym tez kampanijnej postawy lidera PiS-u. Nawet jeśli głównym powodem zmiany jego wizerunku była wyborcza kalkulacja, to wolę cynizm, którego dzieckiem jest rozgrzeszanie tych, których miało się za wrogów, niż agresję, której skutkiem jest obrażanie dawnych i kreowanie nowych wrogów. Dla dobra Polski należałoby więc sobie życzyć, by Jarosław Kaczyński dalej szedł tą drogą.

Tak, mamy dwie Polski. Głębokość różnic między nimi wykracza, niestety, poza standardy demokracji i normalnej wspólnoty. Emocje i wyobrażenia o Polsce oraz o tym, co dla niej dobre, wśród ludzi te dwie Polski zamieszkujących są na absolutnych antypodach. Dla jednych smoleńska katastrofa to wielki dramat, ale jednak skutek tragicznych pomyłek. Dla innych to efekt rosyjskiego zamachu. Jedni od początku uznawali zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego za największe niebezpieczeństwo dla Polski, inni – za jedyną nadzieję na powrót „prawej" i prawdziwie niepodległej Polski. Skrajność owych spojrzeń i interpretacji byłaby zdecydowanie mniej niepokojąca, gdyby były one na marginesach. Za mała jest część wspólna obu wielkich polskich zbiorów.

Przy okazji z prawdziwym smutkiem trzeba skonstatować, że wielkim przegranym w tych wyborach jest polski Kościół. Zamiast łączyć, bardzo często dzielił, zamiast szukać tego, co wspólne, w wielu sytuacjach starał się wyeksponować wszystko, co może Polaków różnić. Szokujące to, gdy przypomni się, że podobno jest to Kościół Jana Pawła II, który powtarzał, ze „solidarność to znaczy zawsze jeden z drugim, nigdy jeden przeciw drugiemu".

Jeszcze trzy miesiące temu wydawało się, że te wybory będą referendum nad prezydenturą Lecha Kaczyńskiego. Okazało się, że stały się referendum nad Jarosławem Kaczyńskim, bo nawet zwolennicy Bronisława Komorowskiego głosowali raczej „przeciwko Kaczyńskiemu" niż „za Komorowskim". Ale mieliśmy w wyborczą niedzielę jeszcze jedno referendum. Referendum dotyczące tego, czy chcemy w Polsce dość silnej prezydentury z prezydentem wybieranym w wyborach powszechnych, a wiec wyposażonym w mandat specjalny. Miliony głosujących Polaków – i tych, którzy oddali głos na Bronisława Komorowskiego, i tych, którzy głosowali na Jarosława Kaczyńskiego – w praktyce opowiedziały się za niegrzebaniem w konstytucji. To ważny sygnał, który powinni wziąć sobie do serca wszyscy chcący konstytucję zmieniać.

Uff , sporo nerwów kosztowała nas ta kampania. Odpocznijmy więc może na chwile od polityki i skoncentrujmy się na wakacjach.

PS. Jeśli wierzyć sondażom – a nie mówiłem!

Tekst ukazał się w specjalnym wyborczym dodatku do tygodnika "Wprost", który będzie dostępny w kioskach już w poniedziałek w Warszawie i jej okolicach.