Kaczka w sosie własnym

Kaczka w sosie własnym

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (fot. Whitesmokes Studio) 
Dezintegracja PiS nie powinna być sprowadzana do anegdoty, chodzi w końcu o największą partię opozycyjną w dużym europejskim kraju. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że oglądamy coś na kształt programu "Big Brother" w czymś na kształt partii bolszewickiej.
Partia bolszewicka, jak pisał Majakowski, "to ręka milionopalca, w jedną miażdżącą pięść zaciśnięta". Najważniejsza jest jednak nie metaforyczna pięść, lecz pięść lidera. Czasem nią wygraża. Czasem uderza. Tak jak teraz. Lider to partia, partia to lider, lider to myśl, czasem na papier przelewana. Dzięki prezesowi Jarosławowi nie umrze ani godna ocalenia sztuka epistolografii, ani język pewnej epoki. Wydawało się, że  minionej. A jednak nie, trwającej. Tu i ówdzie. Szczególnie ówdzie.

Prezes Jarosław napisał list do członków. Kto ma mniej niż 40 lat, tej zapomnianej już melodii, tych fraz i metafor nie uchwyci. Ale my swoje lata mamy i chwytamy w lot. "Sytuacja w Polsce zaostrza się" – czytamy. Oczywiście, że tak, podobnie jak – wraz ze zbliżaniem się do komunizmu –  zaostrzała się walka klasowa. "Udany kongres poznański PiS doprowadził do natychmiastowego ataku na naszą formację, i to ataku od wewnątrz". Jasne, wróg czai się wszędzie, a najgorszy jest wróg wewnętrzny. "Przekonana o swej wyższości marginalna grupa w PiS niezadowolona ze spokojnego charakteru kongresu chciała zmiany władz i  charakteru partii". To już zbrodnia! Członkowie partii chcieli zmiany władz i charakteru partii!!! W kampanii prezydenckiej "zrobiono wszystko, by wynik był jak najgorszy". Ktoś by pomyślał, że szydzą z  prezesa, wkładając mu w usta te słowa, ale to jego własne słowa. On tak myśli, tym językiem mówi, on tak ma.

Telenowelowy rys widowiska pt. "Dezintegracja PiS" wynika z uczuć członków do prezesa. Otóż członkowie są prezesem zafascynowani. Więcej, można odnieść wrażenie, że oni prezesa po prostu kochają. Nie mamy tu więc do czynienia z przypadkiem niezgody na pewną linię polityczną. Mamy do czynienia z zawiedzioną miłością. Członkowie czują się porzuceni, w swej jednostronnej miłości osamotnieni. Zawieszona w prawach członka Elżbieta Jakubiak żali się, że  jej dzieci pytają strwożone, czy pan Jarosław nie lubi już mamy. Bezczelny Paweł Poncyljusz mówi jakiś czas temu, że prezes powinien do  Sulejówka. Na emeryturę więc niby prezesa wysyła, ale wielkość Marszałka mu przypisuje. Posłanka Kluzik-Rostkowska mówi, że ona powalczyłaby o  przywództwo w partii, ale gdyby walczył o nie Ziobro. Bo przywództwo prezesa Jarosława, to wiedzą wszyscy, do jakiegoś 2027 r. zakwestionowane być nie może, tyle wygranych wyborów z rzędu, co tu kwestionować?

Europoseł Bielan spiskuje, przemieszczając się po mieście w bluzie z  kapturem, by ze strony Big Brothera nie spotkał go sąd kapturowy. Europosłowi Kamińskiemu Big Brother każe kablować na kolegów, ale on, patrząc Wielkiemu Bratu prosto w oczy, czyli w kamerę, mówi, że "kablem nie będzie". Naprawdę ujmująca jest ta łatwość, z jaką mistrzowie cynicznych gier i autorzy 37 wizerunkowych przemian prezesa przechodzą do patosu – na moment nie myślą, jak politycznemu wrogowi dać w D, tylko jęczą na najwyższym C.

Nie ma co odmawiać im prawa do autentycznej przemiany. Ale też nie ma powodu, by odmawiać sobie prawa do pytań o ich przeszłość. Drodzy państwo, gdzie byliście w czasie rządów PiS? Rażą was dziś pochodnie i seanse nienawiści? Naprawdę? Bardziej niż ekscesy prezesa, gdy był premierem? Bo wtedy was nie słyszeliśmy. Wtedy prezesowi basowaliście. Wtedy racjonalizowaliście każdy nieracjonalizm, uzasadnialiście każdą woltę, a większość wolt sami Big Brotherowi podszeptywaliście.

Dziś media przytulają "liberałów z PiS", w niepamięć biorąc ich grzechy, zaniechania i milczenie. Niesłusznie. Warto zapytać, czy męczy ich to, że prezes czyni szkody demokracji, czy też męczy ich to, że jego kolejne ekscesy odsuwają "na wieczne nigdy" perspektywę zdobycia władzy i stanowisk.

Intrygujące było obserwowanie w telewizji Zbigniewa Ziobry tuż po tym, gdy usłyszał deklaracje Kamińskiego, że ten nie chce być kablem. Ziobro miał wypieki na twarzy, lekko drżące ręce. To poczucie odpowiedzialności za partię? Nie, to świadomość natury partii i jej prezesa. Dawny, inny Wielki Brat najpierw zjednoczył siły z  Zinowiewem i Kamieniewem, by wykończyć Trockiego. Gdy to zrobił, zjednoczył się z Bucharinem, Rykowem i Tomskim, by wykończyć Zinowiewa i  Kamieniewa. Gdy to uczynił, wykończył i tę trójkę. A potem innych i – jak podpowiada encyklopedia – "postawił na działaczy pozbawionych własnego zdania i autorytetu, ślepo aprobujących wszelkie posunięcia wodza".

Ziobro wie, że Wielki Brat wie, o czym Ziobro marzy, wie więc, że będzie następny. Wszyscy to wiemy.