"E-myto działa sprawnie, ale opłaty są za wysokie"

"E-myto działa sprawnie, ale opłaty są za wysokie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. FORUM
– Rząd wprowadził złe procedury, ale system technicznie działa wyjątkowo sprawnie – w taki sposób wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski podsumował pierwszy miesiąc funkcjonowania e-myta na polskich drogach. Z kolei prezydent CAS, dr Robert Gwiazdowski podkreślił, że przy ustalaniu stawek za jazdę po polskich drogach prawa rynku zastąpiono arbitralną decyzją rządu – i dlatego, jego zdaniem, opłaty są zbyt wysokie.
1 lipca elektroniczny system poboru opłat drogowych zastąpił stosowane dotychczas winiety. W czasie konferencji podczas której podsumowano pierwszy miesiąc funkcjonowania w Polsce Sadowski zwrócił uwagę na to, jak mało czasu polski rząd dał firmie Kapsch Telematic Services sp. z o. o. – wykonawcy systemu - na realizację projektu. – Jeżeli mówimy o tak skomplikowanym systemie wprowadzonym w osiem miesięcy, to można powiedzieć, że osiągnięto zaskakujący sukces. Inne projekty miały nawet rok opóźnienia, a w Polsce okazało się, że jednak da się zrealizować projekt z minimalnym opóźnieniem – podkreślił Sadowski nawiązując do faktu, że system został uruchomiony 3 lipca, a nie – jak początkowo zakładano – 1 lipca. – System e-myta stał się w ten sposób wyjątkiem, jeśli chodzi o realizację skomplikowanych projektów w naszym kraju. Jesteśmy trochę zaskoczeni, bo spodziewaliśmy się, że będzie gorzej – dodał prezydent Centrum dr Robert Gwiazdowski.

Na początku była Komisja Europejska

– Polska musi zaimplementować system e-myta ze względu na zobowiązania wobec Unii Europejskiej – tłumaczył Sadowski. – Daje on nam pewną korzyść, bo e-myto generuje podatek celowy na budowę dróg. Już Adam Smith zwracał uwagę, że w przypadku dróg lepsze są podatki celowe. Bramownice mogą badać natężenie na konkretnych odcinkach tras, przez co pozwalają decydować, gdzie potrzeba więcej pieniędzy na ich utrzymanie – dodał Gwiazdowski, który podkreślił jednocześnie, że mimo to e-myto nie jest – jego zdaniem - dobrym rozwiązaniem. – Ale skoro urzędnicy Komisji Europejskiej naważyli nam tego piwa, to musimy je wypić – zaznaczył. – Ze zdziwieniem konstatuję, że akurat przy tym kuflu rząd się za bardzo nie pochlapał, bo poszło lepiej niż się spodziewaliśmy – podsumował.

Dr Gwiazdowski zauważył jednak pewien problem – chodzi o abstrahowanie od praw rynku przy ustalaniu poziomu opłat. - Kwestia wysokości opłat jest kwestią suwerennych decyzji naszego rządu. Skoro stawki zostały ustalone w taki sposób, w jaki zostały ustalone, to nie ma co się dziwić, że podatnicy się buntują i uciekają, by jeździć drogami, które nie są objęte e-mytem. To normalne zjawisko – podkreślił. – Zjeżdżanie TIR-ów na lokalne drogi świadczy o tym, że ceny przejazdu są za wysokie dla firm transportowych – dodał Sadowski.

Drogie autostrady - wysokie e-myto

– Trzeba się zastanowić, czy bardziej opłaca się pojechać krótszą drogą, ale droższą z uwagi na e-myto, czy bardziej opłaca się wybrać drogę dłuższą, gorszą, zużyć więcej paliwa, stracić czas, ale za to mniej zapłacić – tłumaczył dylemat przed jakim stają obecnie kierowcy Gwiazdowski. – Można to z góry policzyć i dostosować do tego stawki, albo można sprawę pozostawić rynkowi. Niech kierowca TIR-a przejedzie się raz jedną drogą, raz drugą, raz trzecią i za czwartym razem wybierze tę, na której będzie mu najtaniej – przekonywał. Jego zdaniem wysokie stawki e-myta są konsekwencją błędnych przewidywań. – Wiele lat temu nie przeanalizowano w odpowiedni sposób, jak należy budować autostrady. Dzisiaj koszt jeżdżenia autostradą jest pochodną kosztów jej wybudowania. A to że budujemy najdroższe autostrady na świecie jest wynikiem tego, że akurat w jednej dziedzinie postanowiliśmy być absolutnie najlepsi na świecie – ironizował prezydent Centrum. – Problem leży ewidentnie po stronie rządu, który przez tyle lat dopuszczał do niebudowania autostrad. A kiedy już powstały, to funkcjonują na zasadach ekonomicznych, które były wielokrotnie przedmiotem krytyki – uzupełnił jego wypowiedź Sadowski. Chodzi o to, że na autostradach koncesyjnych, należących do prywatnych zarządców, stawki są jeszcze wyższe niż na drogach państwowych. – Państwo nie płaci VAT, natomiast zarządca musi – wyjaśnił tę różnicę wiceprezydent CAS.

– Każdy podatek firmy przerzucają na swoich klientów. A to znaczy, że każdy z nas odczuje e-myto w postaci udziału kosztów transportu w produkcie i to my zapłacimy wyższą cenę – prognozował Sadowski. – Firmy transportowe będą musiały wliczyć koszty e-myta w cenę przewozu towaru. I tak ostateczny użytkownik płaci za koszty firmy przewozowej i za koszty wytwórcy towaru – potwierdził Gwiazdowski.

Technicznie sukces, prawnie porażka

Mimo że na polskich drogach wciąż nie zamontowano jeszcze wszystkich bramownic, które miały pojawić się na obecnym etapie implementacji systemu e-myta, przedstawiciele CAS podkreślają, że system działa sprawnie. – Technologicznie wszystko się udało, bo nie zależało to od rządu. Od rządu zależały procedury, które niestety są złe – ocenił Sadowski. – Okazało się, że gminy różnie interpretują wprowadzanie sytemu. Niektóre chciały potraktować instalację bramek według przepisów prawa budowlanego, inne inaczej. Prawo budowlane w tym momencie bardzo przeciąga instalowanie bramownic – dodał. Inny problem to fakt, że „polski rząd nie jest przygotowany do egzekucji e-myta". - Nie przewidział w budżecie większej ilości etatów dla inspektorów kontroli transportowych – zwrócił uwagę wiceprezydent CAS.

Przedstawiciele Centrum Adama Smitha podkreślają, że jeżeli w Polsce powtórzyłby się scenariusz, który obserwowano w innych krajach decydujących się na wprowadzenie e-myta, to w ciągu trzech-czterech miesięcy kierowcy powinni wrócić na drogi objęte systemem. – Ale to czy na nie wrócą zależy od tego, czy rząd będzie egzekwował wprowadzanie e-myta – podkreślił Gwiazdowski. – Jeśli nie będzie inspektorów, kogoś, kto mógłby egzekwować pobieranie opłat, to będziemy mieli sytuację taką, jak do tej pory. Nawet rozszerzenie zakresu e-myta, przy braku egzekucji będzie nieskuteczne – podkreślił. – Jeżeli po kilku miesiącach kierowcy wrócą na drogi objęte e-mytem, to być może ceny były dobrze wyliczone. Jeśli nie wrócą, to znaczy, że ceny trzeba skutecznie obniżyć – dodał Sadowski.