Podwyżka nadziei

Podwyżka nadziei

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Uwaga, teraz coś, czego nie usłyszą państwo od polityków. Dlaczego oni tego nie powiedzą? Bo to prawda, której cena, choć to w kampanii wyborczej towar deficytowy, dramatycznie spada.
Oto nasz słuszny postulat – pensje polityków, w tym posłów i senatorów oraz urzędników, powinny wzrosnąć. I to bardzo! No nie, ale samobój, prawda? Nieprawda. Stwierdzamy oczywistą oczywistość, o której nie powiedzą Wam ani politycy (ze strachu), ani inni dziennikarze (ze strachu), ani tak chętnie zajmujące się pieniędzmi (oczywiście cudzymi, nie swoimi) tabloidy (z cynizmu). Od razu po tabloidowemu nasz postulat niby rozstrzelamy. Ich pensje miałyby wzrosnąć? Toż to nasze pieniądze! To darmozjady, dlaczego – skoro są darmozjadami – mają za swoje nicnierobienie dostawać więcej? A w ogóle dlaczego większe pieniądze dla rządzących miałyby zagwarantować lepsze rządzenie?

Miażdżące argumenty? Nie, demagogiczne. Mamy na poparcie naszego postulatu mocniejsze.Po pierwsze, nie twierdzimy, że pensje powinniśmy podnieść tym posłom i tym senatorom oraz tym urzędnikom, których mamy. Mówimy, że musimy podnieść pensje politykom i urzędnikom, bo jeśli tego nie zrobimy, zawsze będziemy mieli takich polityków i urzędników jak obecnie. A więc generalnie, bo dzięki Bogu są wyjątki, takich sobie. Nie twierdzimy przy tym, że podwyżka pensji jest gwarancją, iż jakość polityczno-urzędniczych usług w Polsce się podniesie. Twierdzimy tylko, że mamy pełną gwarancję, iż bez tej podwyżki owa jakość nie podniesie się na pewno.

W tym miejscu z całego serca chciałem podziękować partii PiS. Za to, że zbiera podpisy pod listami PiS, nie ujawniając jednocześnie, kto na tych listach będzie. Jest to godny najwyższego szacunku akt szczerości politycznej. Mówi nam bowiem PiS, że nie ma najmniejszego znaczenia, kto będzie na listach, może być każdy, może być ten, tamten, X, Y, Z. „Jednostka zerem, jednostka bzdurą" – pisał słusznie poeta Majakowski, nie o PiS pisząc, ale jakby o PiS także – „partia to ręka milionopalca, w jedną, miażdżącą pięść zaciśnięta". PiS jest szczere. Ale też, bądźmy szczerzy, niczym w sensie nieistotności kwalifikacji kandydatów na parlamentarzystów, ich doświadczeń i dokonań, nie różni się PiS od partii pozostałych. To jest system, układ, kartel.

No dobrze, skoro nasi parlamentarzyści to w większości ludzie bez twarzy, osobowości i właściwości, których często jedyną kwalifikacją jest umiejętność czapkowania przywódcy, znoszenia wszelkich upokorzeń i bycia łapą do podnoszenia na komendę, to po co im jeszcze za to więcej płacić? O to właśnie idzie – nie im! Jeśli nie chcemy mieć Jeśli nie chcemy mieć parlamentu miernot, to musimy parlamentarzystom zapłacić tyle, żeby chciały w nim być nie tylko miernoty parlamentu. Ja doskonale rozumiem, że dla tzw. przeciętnego Polaka 8 tysięcy na rękę to suma gigantyczna. Informuję tylko, że żaden szanujący się prawnik ani żaden młody człowiek, który za chwilę dobrze zarabiającym prawnikiem będzie, nie zgodzi się na polityczną karierę za takie pieniądze. Jeśli chcemy mieć uchwalających złe prawo nieudaczników, to płaćmy im tyle, ile płacimy. Jak chcemy mieć dobre prawo, musimy zapłacić więcej.

Dziwimy się, że przez 22 lata nie udało się nam w Polsce dokończyć żadnej autostrady mającej kilkaset kilometrów, czyli nie udało nam się to, z czym z łatwością poradzili sobie Czesi czy Chorwaci (ci ostatni bez Unii Europejskiej!). Przepraszam, jak się urzędnikom płaci nędzne pieniądze, to się ma takich urzędników i takie ich urzędowania efekty. Uważam, że Polaków na takie tzw. tanie, czyli w istocie nędzne i niesprawne, państwo nie stać. Ktoś uważa inaczej? Jego święte prawo, tylko niech się potem nie wścieka na autostrady, których nie ma, na dziury w drogach, co są, i na pociągi, które są, ale nie na czas.

Oczywiście, urzędowanie czy posłowanie to nie tylko profesja, to swego rodzaju misja, służba. Tak, ale na miły Bóg, nie zbudujemy zdrowego państwa dzięki misjonarzom. Nie będzie u nas normalnie, jeśli ktoś, chcący coś sensownego zrobić w polityce albo w urzędzie, będzie skazany na bycie pariasem. Mój przyjaciel, znany wszystkim Niemcom dziennikarz telewizyjny, zostając rzecznikiem kanclerz Angeli Merkel, zdecydował się na trochę niższą pensję, ale też na prestiż, dostatek i przygodę. U nas dobry telewizyjny reporter z komercyjnej stacji zarabia więcej niż premier, który ma na głowie 40-milionowy kraj. Przecież to jest kpina! A już totalnym kabaretem są emerytury byłych prezydentów i premierów. Czy zasługuje na szacunek państwo, które tak traktuje swoich przywódców? W porządku, nie stać nas na porządne samoloty dla rządzących, na porządnych pilotów, na porządne szkolenia i takie tam pierdoły. Tylko nie kwękajmy po kolejnej katastrofie i kolejnym koncercie nieudacznictwa. To wszystko przecież na nasze życzenie.

Rozumiem, że pomysł jest ryzykowny, bo zanim wyższe pensje dadzą szansę na dopływ nowej krwi i lepszych ludzi, zafundowalibyśmy nienależną premię trzecioligowcom. Sęk w tym, że bez tej podwyżki z trzecioligowcami pozostaniemy do śmierci. My zadowoleni z pewnością nie będziemy. Oni – owszem.