Koniec okupacji Zachodniego Brzegu

Koniec okupacji Zachodniego Brzegu

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. PAP/EPA/ABED AL HASHLAMOUN) 
Izrael właśnie zakończył 45-letnią okupację Zachodniego Brzegu Jordanu. Tak przynajmniej twierdzi specjalna komisja, powołana przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu.
W ubiegłym tygodniu jej przewodniczący, były sędzia Sądu Najwyższego Edmund Levy oświadczył, że według komisji Izrael nie okupuje Zachodniego Brzegu (komisja używa tu bliblijnych terminów: Judea i Samaria). Co więcej – nigdy go nie okupował. Według Levy’ego taki rewolucyjny wniosek wypływa z faktu, że społeczność międzynarodowa nigdy nie uznała Zachodniego Brzegu jako część Jordanii, która faktycznie zajęła ten teren podczas wojny w 1948 r.

Komisja Levy’ego uważa również, że o okupacji nie może być mowy, bo ta ma miejsce jedynie w określonym, „niedługim” okresie czasu. A Izrael kontroluje Zachodni Brzeg od wojny sześciodniowej, czyli od 1967 r.

W związku z tym sędzia Levy rekomenduje rządowi Netanjahu, aby ten uznał wszystkie izraelskie osiedla na Zachodnim Brzegu za legalne, również retrospektywnie, oraz aby wstrzymał przymusową ewakuację tych osiedli.

Na pierwszy rzut oka taka deklaracja komisji rozmija się dramatycznie nie tylko z prawem międzynarodowym, ale również z prawem izraelskim: z dziesiątkami wyroków izraelskich sądów pierwszej instancji i sądu najwyższego; z traktatami, które Izrael podpisał z Egiptem, Jordanią i z Organizacją Wyzwolenia Palestyny – we wszystkich tych dokumentach, sygnowanych izraelską pieczęcią, Zachodni Brzeg występuje jako „terytorium okupowane”. Nawet izraelska armia, zajmując te obszary w 1967 r., odwołała się do IV Konwencji Genewskiej, która między innymi odnosi się do statusu „terytoriów okupowanych”.

Ale to komisja Levy’ego ma rację – nie było żadnej okupacji. Izrael po prostu anektował Zachodni Brzeg, choć do ubiegłego tygodnia nie przyznawał się do tego.

Prawo międzynarodowe zakazuje państwu transferu własnej ludności na terytoria okupowane. Jeśli więc uznać, że to nie okupacja, tylko aneksja, to pół miliona izraelskich osadników „wprowadziło się” od 1967 r. na Zachodni Brzeg i do wschodniej Jerozolimy zupełnie legalnie. Zupełnie legalna w tym świetle jest też pełna izraelska kontrola nad zasobami naturalnym na Zachodnim Brzegu, oraz integracja tamtejszej gospodarki z gospodarką izraelską. Przecież to jeden i ten sam kraj.

Jest tylko jedno „ale”. Jeśli rząd Netanjahu przychyli się do stanowiska komisji Levy’ego, to Izrael będzie się musiał w końcu zdecydować – albo jest państwem żydowskim, albo demokratycznym.
Dotychczasowa oficjalna wersja z „okupacją” pozwalała Izraelowi utrzymać pozory odrębności Zachodniego Brzegu, a co za tym idzie – Izrael mógł traktować 2,5 mln mieszkających tam Palestyńczyków za obywateli innego państwa.

Jeśli jednak doszło do aneksji, Izrael będzie musiał coś zrobić z tymi Palestyńczykami. Oczywiście może utrzymać stan obecny i traktować ich jako obywateli drugiej kategorii bez praw wyborczych, co jednak żywo przypomina system, który panował do połowy lat 90. w Republice Południowej Afryki i ma niewiele wspólnego z demokracją i prawami człowieka.

Tel Awiw może też przyznać mieszańcom anektowanego Zachodniego Brzegu pełne prawa obywatelskie, czyli również wyborcze. Tylko że wtedy, biorąc pod uwagę demografię, Izrael szybko przestanie być państwem żydowskim. 

Jaka będzie decyzja? Izraelski rząd zapewne nie przyjmie raportu komisji i dalej będzie udawał w zależności od potrzeby, że to okupacja (brak praw obywatelskich dla mieszkających tam Palestyńczyków), lub że to aneksja (legalizacja kolejnych osiedli).