Tolerancja Gudzowatego

Tolerancja Gudzowatego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aleksander Gudzowaty (fot. Wojciech Grzedzinski / Newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
- Najpierw jest Bóg, potem ojczyzna, rodzina i cała reszta - mówił Aleksander Gudzowaty w rozmowie z Magdaleną Rigamonti. Przypominamy artykuł z tygodnika "Wprost", opublikowany w sierpniu 2012 r.
W połowie pierwszej setki na liście największych krezusów Europy Środkowo- Wschodniej, jeden z najbogatszych Polaków i na pewno jeden z największych oryginałów, jacy kiedykolwiek pojawili się w polskim biznesie. Gigantycznego majątku dorobił się na handlu gazem z rosyjskim Gazpromem. Przyjaciel możnych tego świata. Sam twierdzi, że ma drzwi otwarte do wielu pałaców prezydenckich.

W marcu w Jerozolimie na otwarciu Światowego Centrum Tolerancji mają pojawić się same wielkie nazwiska. Głównymi zapraszającymi są prezydent honorowy centrum Aleksander Gudzowaty i prezydent Fundacji Jerozolimskiej Mark Sofer. Dopytuję Gudzowatego, właściciela Bartimpeksu, kto dokładnie przybędzie, i słyszę, że dyplomaci to ustalają. – Szykuje się przedsięwzięcie, które rozsławi Polskę. Widziała pani pomnik Tolerancja? – docieka. Kręcę głową, że nie. – Zaraz pani pokażę – mówi i zaczyna szukać na wielkim dębowym biurku jakichś kartek. – O, są. Niech pani spojrzy. 17-metrowy monument. Stoi tam od prawie czterech lat. Jest piękny.

Gudzowaty opowiada, że znalazł miejsce, które króluje nad całą Jerozolimą. Do tego jest to pas ziemi niczyjej, ani żydowskiej, ani arabskiej. – Postawić pomnik w Jerozolimie, madame, jest bardzo trudno. A mnie się udało – mówi. Jak? – Kiedyś przyjechał do mnie Szymon Peres obejrzeć moją kaplicę ekumeniczną i tam zaczęliśmy rozmowę o filozofii, polityce, Bogu, tolerancji. I zaprzyjaźniliśmy się. I wówczas zaczęliśmy myśleć, co zrobić, żeby przekonywać ludzi do tolerancji – wspomina i dodaje: – O pomniku Tolerancja już się mówi, że to jest dar Polski, a nie dar Gudzowatego. Już nazwiska zapomnieli. To dobrze. Polska ma zaistnieć na firmamencie deklaracji humanitarnych.

Robię coś dla idei

Kiedy sugeruję, że ta cała akcja z pomnikiem, ze Światowym Centrum Tolerancji, to preludium do wielkiego biznesowego skoku na Izrael i kraje arabskie, przygotowanie gruntu do robienia interesów, słyszę tylko: – Tak, tak. Żydzi też główkowali nad tym potężnie. Nie mogli zrozumieć, że robię coś dla idei. Zresztą działam tam od lat. Od trzech organizuję w Jerozolimie konferencje dla hierarchów trzech religii monoteistycznych. Państwa utraciły sterowność, a Kościoły na razie mają duże oddziaływanie i prestiż. Przecież w Polsce te wszystkie kretyńskie popisy antykościelne doprowadzają do dezorganizacji społeczeństwa. Bardzo popieram Kościół. Każdy, ale katolicki szczególnie – deklaruje.

Nie ma się co dziwić, to jest jedyna wielka polska instytucja, z którą Aleksander Gudzowaty nie jest w konflikcie, ba, w stanie regularnej wojny.

– Ten „Titanic” nabiera wody – mówi o Polsce.

– I dlatego ewakuuje się pan do Izraela? – pytam, a dyrektor, bo tak tytułują go jego współpracownicy, rzuca ze śmiechem: – Babsztyl.

Ciekawi mnie, czy nagrywa naszą rozmowę, bo podobno nagrywał wszystkich, którzy pojawiali się w jego gabinecie na piątym piętrze kamienicy przy al. Szucha w Warszawie. W 2006 r. zapisał w dyktafonie kontrowersyjną opowieść premiera Józefa Oleksego o politykach lewicy. – To nie ja nagrałem i dobrze pani o tym wie. Ten numer z Oleksym zaliczam do mistrzostwa intrygi politycznej i jednocześnie do indolencji polityków. Poza tym prawie nikt nie zauważył, że Oleksy do mnie przyszedł po to, żeby skrzywdzić syna Leszka Millera. Proszę popatrzyć, jak silna musi być walka o stołki partyjne, skoro były premier Oleksy chciał wykończyć, posłać do więzienia syna swojego partyjnego kolegi Millera. Tego wszystkiego wysłuchać można było z owych taśm Oleksego. Okazało się, że tu u mnie było całe studio nagrań. Wszyscy wiedzą, kto nagrywał – mówi. Pracownik Bartimpeksu, szef ochrony Gudzowatego. Kiedy piszę nazwisko Marcin Kossek, dyrektor wykreśla je w trakcie autoryzacji swoich wypowiedzi. Według Gudzowatego ochroniarz był najpewniej współpracownikiem naszych służb.

– Całkiem niedawno prokurator odesłał nam 17 taśm. W rewanżu nawet faktury do ABW wysłałem. Na sumę milion siedemset tysięcy złotych. Doszczętnie wyliczyłem, ile on pracował dla mnie, a ile dla ABW, i wyszło, że 80 proc. jego aktywności było na rzecz ABW. I sądowne wezwanie do zapłaty też wysłałem. I cicho. Nie zapłacili. Ale znaczące, że faktur nikt nam nie odesłał – opowiada.

Biznes dla Polski

Proponuję Gudzowatemu, żeby poszedł do sądu, ale słyszę, że gdyby to było normalne państwo, to może by i poszedł. – Ta afera z Amber Gold pokazuje, że oni mają gdzieś porządek prawny. Wszyscy się dziwią kolejnej aferze, a ja się kompletnie nie dziwię. Ale ja się polityką nie zajmuję – kokietuje i dodaje, że w jego rodzinie wszyscy znają kolejność świętości. Najpierw jest Bóg, potem ojczyzna, rodzina i cała reszta.

I to dla państwa, dla Polski, jak mówi, a nie dla kasy, na początku lat 90. zajął się biznesem gazowym. – Mieliśmy potworne długi za gaz, ale wszyscy się tylko kłócili – wspomina. Więc wziął popularną wówczas piosenkarkę Zdzisławę Sośnicką i 40 polskich modelek i pojechał do Rosji zjednywać przychylność i sympatię Rosjan. Dziś uważa, że stworzył całą inżynierię finansową polegającą na barterze, czyli że za rosyjski gaz płacił polskimi towarami. W tym czasie Polska przeszła z rubli na dolary. Gaz podrożał siedmiokrotnie. – Ale mój eksport towarowy też był razy siedem. W kwestii gazu Polskę uratowałem. I zlikwidowałem konflikt z Rosjanami. I za to się powinno dać nagrodę państwową. I proszę pamiętać, że ani jedna kopiejeczka za tym nie poszła.

Co najwyżej jakieś prezenty „duszostipatielne”, choinki na Boże Narodzenie, konserwy – wspomina i twierdzi, że jego kłopoty zaczęły się przez „wasz zakichany tygodnik” (to o „Wprost”), gdy opublikowaliśmy listę najbogatszych Polaków z Gudzowatym na pierwszym miejscu. – To wystarczyło, żeby zaczęli mnie nie lubić. Poza tym w Rosji była zmiana warty, przyszedł Putin, koledzy z KGB, a ja w tym czasie prowadziłem prace nad dwoma prestiżowymi projektami – drugiej nitce Gazociągu Jamalskiego i rurze łączącej Białoruś ze Słowacją – które jeśli doszłyby do skutku, to uniezależniłyby Polskę od rosyjskiej gazowej hegemonii. To by nam dawało sytuację, że byśmy przesyłali 130 mld m sześc. rosyjskiego gazu na zachód. Niestety, Kwaśniewski powiedział, że będziemy przeszkadzać braciom Ukraińcom. Niczego nie rozumiał pan prezydent. Szedł jakimś instynktem towarzyskim. I Ruscy poprowadzili gazociąg pod Bałtykiem. I kto jest głupi? – pyta i zawiesza głos, po czym woła panią Joannę prowadzącą jego biuro i prosi, by była łaskawa mu pomóc ściągnąć marynarkę. Upał się robi. – A ja jestem stary, zwietrzały facet, który przegrał wszystkie możliwe bitwy. Osiadłem. Jestem nie ten, co byłem – mówi, a ja z kolei wiem, że to znowu kokieteria. W połowie sierpnia sprzedał projekt gazociągu Bernau-Szczecin. Nie chce mówić komu.

Upewniam się, czy nie Rosjanom, ale słyszę, że przy tej migracji kapitału to w sumie nic nie wiadomo. Twierdzi, że Rosjanom ten projekt jest niepotrzebny, choć pewnie i tak go uwalą. – Mnie nie dano szansy realizacji tego gazociągu. Wszystkie kolejne rządy mi to blokowały. A przecież miał iść przez Polskę tylko 21 km. Przez pola i pas graniczny. Dziecko, za grosze można to było budować, zasypywać, budować, zasypywać, a i tak nie bylibyśmy stratni.

– Można było tez odwroga Gudzowatego to wykupić iupaństwowić – rozkręca się i szepce: – Boje się poruszać ten temat, bo mnie uszkodzą. Kto? – naciskam. – Ci sami, którzy mi od lat przeszkadzają żyć. Przecież ten gazociąg mógł być gotowy 11 lat temu. Przesyłałbym do 5 mld m sześc. gazu. Nie byłoby pętli gazowej. Kanclerz Merkel Kaczyńskiemu powiedziała: dajcie nam szanse, to uruchomimy nasze rezerwy gazowe. Na 3,5 mld m sześc. gazu może pan liczyć, panie Kaczyński. Wiem to od niemieckiego ambasadora w Polsce. Wszystkie służby zagraniczne – mam na myśli dyplomatów – znały ten projekt. Przychodzili do mnie, cmokali. Mam list odwładz Unii Europejskiej pochwalający ten projekt. I nagle: nie, zakaz.

Głupie Polaki płaca

Pytam, komu było to na rękę. Ale dyrektor każe mi się domyślić.

– Premier Miller powiedział nam tu, wtym gabinecie, zepan Kossowski, szef PGNiG, jego dobry kolega, przekazał mu, zejak się zgodzi na Bernau-Szczecin, to pójdzie doprokuratora. Oni naoczach tych wszystkich mądrych polityków stworzyli pętle gazowa, agłupie Polaki płaca. Ktoś się kogoś boi, ktoś ma kleszcze założone tak silne, zeoczywistych spraw gospodarczych państwa nie broni. Jaki to jest stopień uzależnienia? – tłumaczy.

Kiedy mówię, że to są bardzo poważne oskarżenia, dorzuca jeszcze, zenasza władza doprowadza kraj dosamounicestwienia, prowadzi nas dodobrowolnej niewoli. –Jedno trzeba przyznać Rosjanom, zemaja okrutna konsekwencje w postępowaniu. I nie odpuszczają – konkluduje ipo chwili zaczyna opowiadać historie, jak to kiedyś przyszli dojego gabinetu jacyś faceci, którzy chcieli, by pomógł Anglikom wprzejmowaniu jednej polskiej rafinerii. – Tak naprawdę Rosjanie podstawili Anglików, wiec tyle samo się zegnali, co się witali. Ja naprawdę myślę ointeresie Polski.

Gudzowaty nie chce mówić, ile ma pieniędzy, jak prosperuje jego firma, gdzie teraz robi interesy. Udaje mi się tylko zniego wyciągnąć, ze odłożył coś, co nazwał funduszem zabezpieczenia rodziny. Na złe czasy, które nadchodzą jego zdaniem milowymi krokami. – Mam więcej wrogów niż włosów nagłowie, to po co mam sprawiać im przyjemność – rzuca i szybko wystawia swoja cenzurkę politykom. Tłumaczy, że PRL nauczył Polaków omijania rzetelnej pracy, wszystko było na lipę, a na władze się mówiło „oni”. I ci oni po 1989 r. się podzielili.

Nieetycznie się podzielili. Ci mądrzejsi przeszli dobiznesu, ainni, nauczeni intryg, świństw do polityki. Itak nam się zaczęła kształtować polityczna klasa w Polsce –opowiada iwspomina kumpla ze szkoły wredniej. Służył księdzu domszy. I chodził po domach z księdzem, po datki na kościół. I do jednej kieszeni kładł datek na kościół, adodrugiej datek nasiebie. Teraz to model rozpowszechniony. Mamy teraz Europejczyków. Wystarczy im się przyjrzeć – Kwaśniewski, Miller – dystyngowani, nie siorpią. Wtrącam, że mówi się „siorbią”. – W Łodzi, skąd pochodzę, mówi się „siorpią” – ucina idalej mówi opolitykach: – Doskonale się zachowują isą całkowicie wyobcowani od reszty społeczeństwa. Polityka to władza, a władza to deprecjacja norm idlatego właśnie próbujemy stworzyć światowy blok ludzi dobrej woli, którzy nie dadzą się zbałamucić politykom i za nadrzędna cechę współżycia narodów przyjmą tolerancje. Rozmawiałem już z księciem Hassanem, z dyplomatami z Arabii Saudyjskiej, z Egiptu, Kuwejtu, Iraku. Trochę choruję  ito mi przeszkadza. Bo na tym wózku inwalidzkim to prestiż ucieka w miarę jeżdżenia. Ale niech pani napisze o mnie: młody, przystojny, dobrze zapowiadający się emeryt.