Środa o incydencie na UW: to problem pewnych partii

Środa o incydencie na UW: to problem pewnych partii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Magdalena Środa (fot. JACEK HEROK / Newspix.pl)Źródło:Newspix.pl
- Od pewnego czasu czuję się coraz mniej bezpieczna. Znajduję w skrzynce na listy różne nieprzyjemne kartki. Jest jakiś problem. Zastanawiam się na ile jest to problem Uniwersytetu, a na ile faktu, że świat zewnętrzny, który jest bardzo mocno wspierany przez prawicowych polityków (upodmiotowiony przez Giertycha, a teraz mocno wspierany teraz przez Kaczyńskiego) zaczyna szaleć - mówiła w rozmowie z Joanną Apelską prof. Magdalena Środa.
19 lutego w trakcie wykładu prof. Magdaleny Środy na Uniwersytecie Warszawskim na salę wdarła się grupka zamaskowanych mężczyzn. Wykrzykiwali m.in.: "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!".

Joanna Apelska: Wczoraj na UW doszło do incydentu z udziałem zamaskowanych mężczyzn, którzy wdali się na pani wykład... 


Magdalena Środa: Przerażający incydent. Nie z powodu mojej osoby, a z powodu tego, co się dzieje na Uniwersytecie. Tego rodzaju burd na UW do tej pory nie było. Zdarzało się to na ulicach, na wiecach, na marszach – w sferze publicznej. Uniwersytet do tej pory był z tego wyłączony, więc to jest tym bardziej niepokojące.

Czy władze Uniwersytetu uprzedzały panią, że może dojść do takiego incydentu? 

Tak, ale nie było powodu, by odwołać wykład. Choć od czasu odwołania wiecu narodowców na UW na stronach internetowych buzowało. Oni działają w oparciu o prostą zasadę czarne-białe, białe-czarne – jak nam zabraniają, to wszystko, co nie jest narodowe jest wrogie, czyli… czerwone. Widać było, co się dzieje na tych stronach internetowych. 

Na UW była pełna mobilizacja straży uniwersyteckiej. Wykład był przeprowadzony, mimo że z opóźnieniem. Wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja.

Mimo że straż uniwersytecka wiedziała, że dojdzie do takiej akcji nie udało się powstrzymać tych ludzi zanim wdarli się na salę.  

Oni się zbierali przed Uniwersytetem. Ochrona nic nie mogła zrobić. Potem po prostu dużą grupą szli na wykład. Nie można zatrzymywać ludzi, którzy idą na wykład. Ochrona zaczęła interweniować, gdy wdarli się na salę i zaczęli zachowywać się jak ludzie, którzy nie chcieli uczestniczyć w wykładzie. To był bardzo agresywny tłum.

Czy to był pierwszy taki przypadek na pani wykładzie? 

To był chyba pierwszy przypadek na Uniwersytecie Warszawskim. Uczestniczyłam kiedyś w wykładach Latającego Uniwersytetu. Pod koniec 1979 roku na wykłady Adama Michnika i Jacka Kuronia przychodziły takie bojówki. Czerwone. Zachowywały się potwornie agresywnie i rozwalały tego typu spotkania.  

Wczoraj ci ludzie zachowywali się tak, jakby pomylili salę wykładową ze stadionem albo ustawką kiboli.  

Zdarzały się wcześniej inne incydenty na pani wykładach?  

Nie. Ja prowadzę zajęcia od 35 lat na uczelniach, ale nigdy coś takiego się nie działo. Studenci przychodzą i bywa, że mają odmienne zdanie, czy nie zgadzają się z jakąś interpretacją tekstów. Ja nie wygłaszam na uczelni swoich poglądów politycznych, tylko wykładam historie filozofii i etykę. Mam też seminaria, przychodzą różni studenci, ale nie ma żadnej agresji ani nawet niestosowności zachowań. To jest zupełnie inny świat. Dlatego jest to przykre, że ten świat w pewnym sensie się załamuje.  

Jaka pani zdaniem była intencja tych ludzi. Chcieli coś zamanifestować, czy po prostu wprowadzić chaos na UW.  

Zdecydowanie chaos. Trudno powiedzieć, co mogli chcieć zamanifestować, bo poglądy polityczne można zamanifestować otwartym tekstem i można było na tym wykładzie zostać i wziąć udział w otwartej dyskusji. Każdy mógł zabrać głos. Nie było żadnej cenzury. Mikrofon krążył po sali. Były zarówno pytania, jak i wystąpienia słuchaczy. Gdyby mieli coś do powiedzenia, to na pewno by na tym wykładzie zostali.  

Czy uczestnicy wykładu odnosili się podczas dyskusji do tego incydentu? 

Wszyscy byli oburzeni. Nie wiem, na ile byli przestraszeni, tym, co się wydarzyło. Oprócz krzyków ci ludzie obrzucali wchodzących także śnieżnymi kulkami. To może fajnie brzmi jak się o tym mówi, natomiast jak się dostaje od agresywnego tłumu osiłków mokrym, zbitym śniegiem to jest to mało zabawne.  

A pani się czuje bezpieczna?  

Od pewnego czasu nieco mniej. Znajduję w skrzynce na listy różne nieprzyjemne kartki. Jest jakiś problem. Zastanawiam się na ile jest to problem Uniwersytetu, a na ile faktu, że świat zewnętrzny, który jest bardzo mocno wspierany przez prawicowych polityków (upodmiotowiony przez Giertycha, a teraz mocno wspierany teraz przez Kaczyńskiego) zaczyna szaleć. Trzeba sobie przypomnieć co działo się w latach trzydziestych w międzywojniu. Wtedy wszyscy byli oburzeni, nikt nie reagował i stało się to, co się stało. Wydaje mi się, że powinniśmy teraz szybciej reagować. 

Nie wydaje się pani, że powinno dojść do jakiejś koalicji wszystkich środowisk w tej sprawie? Politycy PiS zgłaszają, że też dostają do biur poselskich pogróżki. Nie wydaje się pani, że powinno się działać razem, by zapobiec takim wydarzeniom i ostudzić emocje? 

Z PiS-em?  

Wszystkie partie i wszystkie środowiska. 

To nierealne. Politycy nie myślą już o dobru wspólnym czy wspólnym bezpieczeństwie tylko o własnych interesach. Poza tym, gdy się jest politykiem, ponosi się pewne ryzyko. Ryzyko ataków. Ale Uniwersytet był do tej pory enklawą. Nie było tu agresywnych incydentów, choć skrajne prawicowe poglądy na pewnych wydziałach są coraz bardziej widoczne. Ale problem jest gdzie indziej – w polityce. Bo kto upodmiotowił, zorganizował grupy agresywnej młodzieży i nadał im (fałszywy) emblemat „narodowców”. Giertych. Kto broni kiboli? To zdaje się Kaczyński i pani Beata Kempa byli fanami „Starucha”. Myślę, że to jest problem pewnych partii. Również PO, które kreuje teraz Giertycha na poważnego człowieka. Jest adwokatem syna premiera i Sikorksiego. To przedziwne! Ale Uniwersytet był ciągle obok tego wszystkiego i teraz trzeba zastanowić się jak temu przeciwdziałać, bo to jest zwykłe chuligaństwo w narodowych barwach. Cóż to za naród oni reprezentują? Kto chciałby żyć w takim narodzie?