Kim są genialne dzieci?

Kim są genialne dzieci?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przygotowują się do matury, chodzą na imprezy, tworzą projekty na międzynarodowe konkursy naukowe i opracowują biznesplany. Są innowacyjni, zorganizowani i wierzą w przyszłość (fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Przygotowują się do matury, chodzą na imprezy, tworzą projekty na międzynarodowe konkursy naukowe i opracowują biznesplany. Są innowacyjni, zorganizowani i wierzą w przyszłość.
17-letnią Kingę Panasiewicz z Hrubieszowa ludzki mózg pasjonował odkąd pamięta. Już w zerówce, oglądając występy iluzjonistów, zastanawiała się w jaki sposób oszukują mózgi widzów. Kiedy jej przyjaciółka z dzieciństwa trafiła do szpitala psychiatrycznego, bardzo to przeżyła. W czasie regularnych wizyt przyglądała się nie tylko jej, ale też innym pacjentom. Chciała zrozumieć co takiego dzieje się w ludzkim mózgu, zaczęła zastanawiać się czy leki podawane zamkniętym za murami szpitala pacjentom to rzeczywiście najlepszy dla nich pomysł. Dziś, nocami analizuje wyciągi elektroencefalografu.

Badania pomogły jej uporać się z chorobą przyjaciółki, bo Kinga woli działać, robić coś niż bezczynnie przeżywać jej chorobę. Wierzy, że dzięki temu stworzy alternatywną dla farmakologii metodę leczenia chorób psychicznych.  Początkowo prowadziła głównie eksperymenty behawioralne. Wykorzystywała najprostsze ćwiczenia, jak np. żonglowanie,– proste tricki, które można robić zawsze i wszędzie. Potem zaprojektowała własny zestaw ćwiczeń, zmuszający odległe od siebie obszary mózgu do ścisłej współpracy.
 
Często słyszy pytanie, czy jej rodzice są lekarzami. Nic takiego. Mama pracuje przy funduszach unijnych a tata jako celnik na polsko- ukraińskiej granicy. To właśnie po nich Kinga odziedziczyła ciekawość świata i pasję badawczą. Rozwijał ją i pielęgnował tata, zabierając dzieci w surwiwalowe podróże, w miejsca niedostępne dla biur podróży i turystycznych przewodników. On też nauczył Kingę, że najważniejsze w życiu jest podążanie za własnymi pasjami, nawet kiedy wydają się nierealne. Mama wpoiła jej za to, że sukces gwarantuje przede wszystkim regularna praca. W kwestiach merytorycznych pomagało jej starsze rodzeństwo. Studiująca medycynę siostra tłumaczyła jej od strony medycznej kwestie związane z budową mózgu, brat dzielił się z nią wiedzą z politechniki. Rodzice patrzyli na działania córki z ciekawością i sympatią, czasem tylko irytując się, że zamienia dom w szkolne laboratorium, zwłaszcza kiedy co sobota w domu zjawiała się 30-tka znajomych, na których Kinga przeprowadzała badania. – Dzięki temu udawało mi się też godzić naukę i życie prywatne, bo eksperymenty były świetną motywacją do towarzyskich spotkań – śmieje się.
Radziła sobie sama, bo jej badań nikt nie brał przecież na poważnie. On słyszał najczęściej: „przecież, gdyby to co mówisz było takie proste, ktoś już dawno by to zrobił”. Ona: „proszę, baw się, nic tym nie ryzykujesz”.  O dostępie do  laboratorium EEG mogła tylko marzyć Otworzył jej go dopiero finał Festiwalu E(x)plory organizowanego przez Fundację Zaawansowanych Technologii, jednego z nielicznych obok Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci organizacji wspierających zdolną młodzież. 

Obrabiarka z klocków

Mateusza Steca wyciągam prosto z próbnej matury. Zdaje rozszerzoną matematykę, polski i angielski. – Będzie ciężko, muszę wszystko zaliczyć na ponad 90 proc. – mówi zestresowany, choć w zasadzie już dziś mógłby skończyć edukację. Myślał o informatyce i robotyce na krakowskim AGH, ale zaczyna się zastanawiać, czy uczelnia to rzeczywiście dobry pomysł. – Chciałbym już rozkręcać swoją firmę i nie wiem, czy studia mnie w tym trochę nie zatrzymają – mówi. Pomysłów na własną działalność ma sporo. Niektóre, jak niedawno udowodnił, mogą wywołać przełom w polskim przemyśle.

Jako 7-latek zakradał się do szafki brata, z której wyciągał różne części, kable, itp. Z nich i klocków Lego składał pierwsze zdalnie sterowane samochodziki. Jego projekt to złożona od początku do końca niemal domowymi metodami obrabiarka o wartości rynkowej około 120 tys. zł. Mateusz zbudował ją za dwa tysiące złotych dzięki swojej pomysłowości i pomocy brata, który udostępnił mu potrzebne do montażu maszyny. Z pierwszym kosztorysem na 20 tys. zł Mateusz, mieszkaniec Tarnowa, szukał wsparcia w tarnowskich Zakładach Azotowych. Dofinansowanie chciał wykorzystać na montaż, reklamę i edukacyjną platformę mechatroniczną. – Dla nich to były nieduże pieniądze, a ja wiedziałem, że jeśli zejdę niżej, zrobię dziadostwo – mówi.  Zakłady jednak odmówiły, więc licealista postanowił projekt zrealizować sam. – Kombinowałem.  Nie dość, że wyszło tanio, to jeszcze ekologicznie – śmieje się.

Biznesplan

Konkurs wygrał swoim projektem Mateusz. Jednak Azoty nie odezwały się do niego do dziś. Posypały się za to inne oferty, dlatego chłopak cały czas zastanawia się co po maturze. Zwrócił się też o pieniądze do urzędu miasta. Chce stworzyć własny biznesplan. Pracuje też nad budową kolejnego robota – jeszcze doskonalszego.
Kinga już jakiś czas temu nawiązała kontakt z naukowcami z Wielkiej Brytanii i USA: Glasgow, Cambridge i Salk Institute. Kacper Krasowiak, chciał ułatwić sobie drogę na studia w USA, więc nie wybrał szkoły w rodzinnej Zduńskiej Woli, a w Warszawie – liceum im. Batorego, z maturą międzynarodową.  Harvard kosztuje więc Kacper już wprowadza w życie plan, który pozwoli mu na siebie zarobić. To międzynarodowa zintegrowana baza dogoterapii – Taki Facebook, tyle że na mniejszą skalę – śmieje się. Proste? Bardzo, a jednak nikt wcześniej się tym nie zajął. – Zacząłem to badać, zrobiłem analizę ruchu internetowego i okazało się, że to zupełna nisza. Zrobiłem mapę prawie całego świata, w sumie dla 200 krajów. - mówi Kresowiak.

Badania stały się podwaliną do firmy. Jej mocną stroną jest znikome ryzyko niepowodzenia.  – To jest po prostu dobry projekt, też z komercyjnego punktu widzenia – mówi młody biznesmen. Według biznesplanu przygotowanego przez profesjonalną firmę, która wspiera Kacpra, jego pomysł już po 4 miesiącu działania ma generować zysk rzędu 9 tys. zł. I to bez konieczności wychodzenia zza biurka.

Chcę pomagać

Kacper od 8 lat współpracuję ze stowarzyszeniem na rzecz osób niepełnosprawnych. Wychował się wśród nich, bo jego mama pracuje w takim środowisku i od początku dbała o to, żeby integrować Kacpra i jego starszą siostrę z osobami niepełnosprawnymi, ucząc ich wrażliwości i empatii - Dorastając zacząłem myśleć o tym, że powinienem jakoś spłacić dług względem tych osób, zwłaszcza, że wiem, że swoją pracą jestem w stanie na coś wpłynąć. Więc czemu tego nie zrobić?- pyta. Mam patrzy na syna z dumą, tata, zawodowo związany z zupełnie inną branżą, bo pracuje w nieruchomościach, z poznawczą ciekawością. Oboje wspierają przy tym syna.  - Mój projekt jest bezpieczny.  Nie ponoszę żadnego ryzyka, mogę tylko zyskać – mówi Kacper. Połowę dochodów chce przeznaczać na cele dobroczynne.  Po co mu to?  - Po prostu lubię działać, dla innych mam z tego przyjemność – mówi.

Dlaczego myślę o pomaganiu? – zastanawia się Mateusz. – Nie wiem, może mam zbyt dużą wyobraźnię i zbyt piękny umysł, żeby skupiać się tylko na sobie?

Mogliby wyjechać za granicę, a jednak wybierają Polskę. Ze swoją specjalizacją Stec zarabiałby w Norwegii mniej więcej 20 tys. na miesiąc, ale wyjazd to dla nich plan B, ostateczność, jeżeli nikt nie da im szansy w kraju.  –  Nie zależy mi na byciu zjawiskiem naukowym. Dla mnie najważniejsze jest, żeby to, co robię się przydało. Pochodzę z małego miasta i jestem najlepszym przykładem na to, że działać i realizować można się wszędzie, wystarczy mieć pasję. Nie trzeba nigdzie wyjeżdżać – mówi Kinga.

200 procent normy

Są kompletnie pochłonięci swoimi badaniami i projektami, ale jak przekonują, poza tym nic nie różni ich od rówieśników.  – Jesteśmy zwykłymi nastolatkami – przekonują. Kinga śmieje się, że zakupów i wyprzedaży wprawdzie nie lubi, bo chodząc po sklepach myśli o tym, że bez sensu marnuje czas, ale jak inne nastolatki ogląda seriale, spotyka się ze znajomymi w pizzeriach i kawiarniach. - Jest sezon „18”, staram się być na każdej. Chcę się wyszaleć, integrować. Od rówieśników różni mnie to, że potrafię sobie wszystko poukładać. Ma moich badaniach trochę cierpi szkoła, ale moje oceny nie są jeszcze na tyle złe, żeby mnie z niej wyrzucili – śmieje się. – Wiem kiedy się bawić, a kiedy pracować i być poważną. Teraz już zaczynam myśleć o wakacjach. To będzie kolejna z podróży, do jakich przyzwyczaił ją tata. – Marzy mi się jedna z brytyjskich wysp – mówi.

Mateusz, w czasie kiedy budował kolejne roboty, wygrywał konkursy jednocześnie kończył kursy tańca towarzyskiego, trenował boks tajski, zjeżdżał z kolegą na motocyklach polskie góry, imprezował. Śmieje się, że w tym roku na odpoczynek chyba nie może sobie pozwolić, bo ma za dużo do zrobienia.  - Przygotowuję się do matury, tworzę projekt na międzynarodowy konkurs innowacji technicznych, piszę biznesplan, nawiązuję współpracę z AGH, mam kolejne pomysły wykorzystać moje roboty w medycynie i pomóc pacjentom w czasie rehabilitacji - wylicza. – Wiem, że jeżeli chcę osiągnąć coś wielkiego w życiu, muszę zaryzykować. Do tej pory tak robiłem i się udawało.