Krauze: "Papusza" była moim lekarstwem na raka

Krauze: "Papusza" była moim lekarstwem na raka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krzysztof Krauze (fot. Wojciech Staroń/Next Film)
To jeden z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku. Wydarzeniem w Karlowych Warach stała się wybitna "Papusza" Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze. Z reżyserami filmu rozmawia Krzysztof Kwiatkowski
"Papusza" jest piękną opowieścią o inności, wolności, cenie za uprawianie sztuki. Z zapierającymi dech w piersiach czarno-białymi zdjęciami Krzysztofa Ptaka i Wojciecha Staronia. Z kreacjami aktorskimi Jowity Budnik i Zbigniewa Walerysia. Nie ma tu klasycznej biografii poetki. Bronisława Wajs - tytułowa Papusza wspomina chwile ze swojego życia. Pod powiekami starej, zmęczonej kobiety pojawiają się kolejne obrazy.

W rozmowie dla „Wprost” twórcy filmu, Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze mówią m.in. :


- dlaczego kino powinno portretować ludzi wykluczonych:

KK: Polska stała się krajem, w którym liczy się siła. Szanuje się tych, których się boi. Nie szanuje się słabszych. Mniejszości, kobiet, dzieci, chorych, inwalidów. Obowiązkiem ludzi myślących jest walka o ich prawa. A ja zawsze lepiej się czułem robiąc filmy „w obronie”.

JK-K: W Europie jest 15 milionów Romów według prognoz na Słowacji niedługo staną się etniczną większością. A nikt nie interesuje się ich prawdą, nie wsłuchuje w ich głos. Dlatego postanowiliśmy uczynić ten naród zbiorowym bohaterem filmu. Poznaliśmy wspaniałych Romów z Olsztyna, Ełku, Ostródy, długo walczyliśmy o ich zaufanie,. Nie było łatwo. Ale udało się. A oni jak już kogoś pokochają, to do końca. Po trudnych, wyczerpujących zdjęciach płakali obserwując, jak ekipa rozbiera cygańskie wozy.  

- dlaczego los Romów jest dla nas istotny:

JK-K:  To także nasza historia. Papusza, czyli Bronisława Wajs, była nie tylko pierwszą Cyganką piszącą wiersze, ale również poetką uznawaną za jedną z 60 najwybitniejszych Polek. Łączą nas z Romami dekady koegzystencji. W czasach, kiedy w Europie sprzedawano ich na targach niewolników, przekłuwano im nosy, a na policzkach wypalano znaki, w Polsce mogli żyć normalnie. Historia mocno ich doświadczyła. Jako naród procentowo najbardziej ucierpieli w drugiej wojnie światowej. Nigdy nie podnieśli się po akcji przymusowego osadnictwa. Tabory zniknęły, a razem z nimi straciliśmy pewien odbiór świata. Umiejętność odróżnienia dźwięku lasu o świcie i w letnią noc. Dzisiaj Romowie noszą w sobie poczucie krzywdy. Jak Ormianie czy Łemkowie nie przeżyli do końca swojej żałoby.

- o agresji nacjonalistycznych ugrupowań w Polsce:

JKK: Jestem przerażona. Z jednej strony widzę progres – w tym, jak mówi się o feminizmie czy mniejszościach seksualnych. Ale jednocześnie na uniwersytet wchodzą bojówki, Wygwizduje się wybitnych intelektualistów.

KK: Świat stał się skomplikowany. Wielu ludzi zamiast świadomości wybiera sztuczną wspólnotę emocji i symboli. Poszukuje jednej przyczyny zła, której usunięcie otworzy bramy do szczęścia. Pozbądźmy się Żydów i będziemy krainą mlekiem i miodem płynącą. To wyraz bezradności. Wiedza przestała być w cenie. W głowach nam zostaje kilka wzorów, może kilka symbolicznych dat. I refleksja moralna na poziomie lekcji katechezy.

- dlaczego zdecydowali się realizować trudny produkcyjnie film mimo choroby Krzysztofa Krauzego:

KK: Przy raku 60 procent leczenia tkwi w głowie. Dla mnie „Papusza” była lekarstwem, terapią. Nie dawałem sobie taryfy ulgowej. W tej chorobie musisz mieć poczucie, że jesteś potrzebny. Musisz coś kreować. Nie wolno zmienić stanu z czynnego na bierny.

- dlaczego Krzysztof Krauze nie chciał zrobić filmu o walce z nowotworem:

KK: Zrobiono już o tym dziesiątki filmów, powszechność tej choroby zbanalizowała jej doświadczenie. Dzisiaj można mówić o epidemii raka. Nie wiem, czy mógłbym dorzucić od siebie coś interesującego. Dotyka mnie zupełnie inny aspekt tej choroby. Prawny. Prawo do eutanazji. Każdy chory na raka spodziewa się cierpienia. Prędzej czy później. I może wtedy chce umrzeć. Tylko w ten sposób czasami myślę o nowotworze. Nawet kiedy ludzie mówią na dzień dobry „jak się czujesz”, proszę, aby pomijali to pytanie.

- o życiu z chorobą:

KK: Wiesz, że w pewnym momencie będziesz bezradny. Twoje życie stanie się uciążliwe. Dla ciebie. Dla bliskich. Zastanawiasz się, czy warte jest takiego cierpienia. Ten lęk nasuwa myśl o eutanazji. Tyle. Nie jest codzienny. Nie paraliżuje. Myślę, że każdego to czeka. Mówi się, że nie ma ludzi zdrowych, są niezdiagnozowani. Moja choroba sprawia, że jest się bardziej świadomym  własnego końca. Istnieją statystyki, które mówią, ile będziesz żył.
 
- jak udaje im się zachować dystans do polityki:

KK: Będziemy robili „Ptaki śpiewają w Kigali”, gdzie część akcji rozgrywa się w Ruandzie. Tam w trzy miesiące zamordowano milion ludzi. W krzyku z Ruandy bardzo słabo słyszę krzyki z Krakowskiego Przedmieścia.

JK-K: Co roku jeździmy na miesiąc, dwa do RPA. Krzysztof ma badania. Ale też znajdujemy  spokój. W chorobie to ważne – lepiej pojechać gdzieś na dłużej, być w sytuacji, która jest już rozeznana. Mamy swoją piekarnię, aptekę, przyjaciół. Słońce, ciszę. Poza tym z daleka widzi się lepiej. Dyskusje z polskiej prasy z dystansu są inne. Widać, co jest lokalne, co uniwersalne.

- o powrotach do kraju:

JK-K: Wiele razy mieliśmy możliwość wyjazdu. Ale ja sobie tego nie wyobrażam. Artysta musi być komuś potrzebny. A nasza widownia jest w naszym kraju.

KK: Choroba czyni człowieka sentymentalnym. Po dwóch latach spędzonych w RPA zobaczyłem zupełnie inny kraj.  Urodziłem się na Powiślu. Wsiadłem w samochód, jechałem Świętokrzyską, Tamką i  płakałem. To ulica, po której chodziłem przez całe dzieciństwo. Spojrzałem na Polskę oczami tego dziecka.

Cały wywiad można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .