Faktyczne fikcje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zgadnij, gdzie jest hologram. Hologramy tworzone przez George’a Lucasa w filmie „Gwiezdne wojny” stały się inspiracją dla urządzenia firmy Leia Display System, które wyświetla obraz na strumieniach pary (FOT. MAT. PRAS.) 
Filmowcy, tworząc futurystyczne wizje, często wyprzedzali przyszłość. Dziś ich technologie wchodzą na rynek.
Gdybyś posadził nieskończoną ilość małp, które uderzałyby w przypadkowe klawisze maszyn do pisania, masz 100 proc. pewności, że któraś w końcu napisze „Hamleta” – mówił Eric Rabkin, profesor na Uniwersytecie w Michigan, który w 2010 r. otrzymał nagrodę Science Fiction Research Association’s Pilgrim Award za całokształt twórczości skoncentrowanej na badaniu fantastyki naukowej. Wyjaśnił w ten sposób, że spośród tysięcy wizji i przewidywań, które snute były w ciągu ostatnich 150 lat, któreś musiały ziścić się na pewno. To, że dotarliśmy do czasów, o których jeszcze niedawno poczytać można było w książkach science fiction, a światowej sławy producenci filmów z tego gatunku prześcigali się w futurystycznym ukazywaniu świata, niemal codziennie potwierdzają inżynierowie i twórcy z całego świata.

HOLOGRAM KSIĘŻNICZKI LEI   

Nazwa firmy Leia Display System powinna jednoznacznie kojarzyć się fanom „Gwiezdnych wojen” z bohaterką pierwszej (a nominalnie – ostatniej) części tej sagi. W kilku scenach bowiem George Lucas wyprzedził swoją epokę o kilka dziesięcioleci, pokazując robota R2-D2, który wyświetlał wiszący w powietrzu hologram księżniczki Lei. Przedsiębiorcy Daniel Skutela i Marcin Panek proponują „produkt hologramopodobny”, to znaczy, że obraz nie jest wyświetlany w powietrzu jako trójwymiarowy, ale ukazuje się na wąskich strumieniach pary generowanej przez specjalny projektor. „Strumienie prawie niewidocznej pary tworzą nośnik dla obrazu, a ich laminarna, czyli prosta struktura umożliwia wyświetlanie obrazu” – piszą twórcy na swojej stronie internetowej, zapewniając jednocześnie, że ekrany Leia są najbardziej stabilne wśród mgłowych produktów na rynku.

Mało tego jednak – wyświetlany obraz jest również interaktywny, to znaczy, że na przykład tafla szkła może „pęknąć”, gdy będzie przejeżdżał przez nią samochód, a obraz można obracać i oglądać z każdej strony. Producent przedstawia dwa prototypy urządzeń – S-95, wydmuchujące parę od dołu, rozmiaru telewizora, oraz X-300, generujące parę od góry. Naturalnie urządzenie wykorzystuje do działania wodę (od 400 ml do 4 l na godzinę), więc do technologii z filmów Lucasa czy Spielberga, u którego Tom Cruise w „Raporcie mniejszości” sterował gestami komputerem „zawieszonym” w powietrzu, jeszcze trochę brakuje – niemniej firma sprzedała już kilka urządzeń m.in. w Azji, oferuje również wynajem na konkretne wydarzenia i jeśli wyjście z niszy reklamowej się powiedzie, Leia może odnieść międzynarodowy sukces. Dużo bliżej spełnienia filmowych wizji okazały się firmy, które w porę zainwestowały w wearable technology – dzięki tej technologii możemy monitorować wszystko, od liczby przebytych kroków, przebiegniętych kilometrów, spalonych kalorii, po poziom glukozy we krwi. Ale nie tylko – dzięki pionierskiemu urządzeniu od Google, specjalnym okularom, do obsługi smartfona nie musimy używać rąk. Tuż przed naszą gałką oczną wyświetlają się powiadomienia, przychodzące połączenia, ale także mapy, które dzięki nawigacji łatwo doprowadzą nas w każde miejsce. Film „Powrót do przyszłości II” z 1989 r. niezwykle trafnie zobrazował Marty’ego McFly’a, siedzącego przy stole z okularopodobnym, komputerowym urządzeniem na głowie.

Ale do grona ubieralnej technologii możemy już dzisiaj zaliczyć także zegarki, opaski, buty czy nawet koszulki. Pomijając powstanie pierwszego kalkulatora w wielkości umożliwiającej założenie go na nadgarstek w latach 80., pierwsze produkty spełniające kryteria wearable zaczęły powstawać w 2009 r. W 2018 r. roczna liczba dostarczanych produktów tego typu ma sięgnąć 485 mln sztuk – chęć uszczknięcia choćby kawałeczka z tego olbrzymiego tortu wymusza na producentach coś więcej niż wytwarzanie gadżetów analizujących dane. Kierunek wyznacza choćby Nike ze swoją opaską FuelBand, monitorującą aktywność fizyczną. Po przeanalizowaniu intensywności wysiłku specjalna aplikacja na smarfonie odpowiednio ją nalicza, później punktuje i porównuje z aktywnością innych użytkowników gadżetu. Wydaje się, że małe urządzenia, mające pomóc nam w zadbaniu o każdy aspekt naszego zdrowia, to niezwykle ambitna działka – pod koniec zeszłego roku w jednym z portali crowdsourcingowych sfinalizowano kampanię, dzięki której powstało urządzenie TellSpec. Ten niewielki skaner, przypominający pilota od bramy garażowej, potrafi analizować skład posiłku, dostarczając nam danych o zawartości tłuszczów, cukrów, soli i innych składników pożywienia. Dowiemy się również, ile kalorii znajduje się w 100 g danego produktu. Dzięki dedykowanej aplikacji na smartfonie dowiemy się, czy dany produkt zawiera alergeny, takie jak gluten czy jaja, ponadto program, przetwarzając nasze nawyki żywnościowe, podpowie, w jaki sposób uzupełniać niezbędną liczbę kalorii każdego dnia. I znowu o kilka dekad w swoich prognozach dotyczących rozwoju technologii TellSpec został prześcignięty w kultowej serii „Star Trek”, w której bohaterowie posługiwali się urządzeniem o nazwie tricorder, choć scenarzyści poszli o krok dalej – ich skaner pomagał diagnozować choroby, robić rekonesans nieznanych, gwiezdnych terytoriów pod kątem zawartości poszczególnych pierwiastków w atmosferze czy dostarczać informacji na temat budowy organizmów żywych.

REPLIKATORY PRZYSZŁOŚCI  

Marzenie, by móc stworzyć każdą rzecz, jakiej byśmy potrzebowali, od sprzętu czy ubrań po żywność, miał chyba każdy. Choć technologia druku 3D nie jest jeszcze tak zaawansowana, w ciągu ostatniej dekady rozwija się niezwykle dynamicznie, a to za sprawą kilku istotnych patentów, które wygasły przed kilkoma laty. Pierwsza firma produkująca drukarki tworzące trójwymiarowe obiekty powstała w 1984 r., a po opatentowaniu dwa lata później technologii rozpoczęła się komercyjna produkcja sprzętu. W 1992 r. udoskonalono technikę, ale trzeba było czekać blisko 15 lat, aż Adrian Bowyer stworzył prototyp drukarki, która w zamyśle miała stać się urządzeniem domowym. Później, dzięki finansowaniu społecznościowemu, pojawiło się wiele produktów, a małe start-upy prześcigały się w oferowaniu coraz precyzyjniejszych urządzeń za coraz mniejsze pieniądze. Wkrótce technologię udało się rozwinąć, oferując skanery 3D – dzięki urządzeniu znanemu graczom, Microsoft Kinect, dany obiekt wystarczy obejść dookoła, a specjalne oprogramowanie stworzy jego model 3D. Początkowo replikatory, używane przez członków Starship Enterprise ze „Star Treka” stosowano głównie do syntezowania żywności, ale w późniejszych seriach wymyślono wiele innych zastosowań tego urządzenia. Zresztą, drukarki 3D przygotowujące jedzenie pojawiły się także w znanej kreskówce „Jetsonowie” wytwórni Hanna- -Barbera – i to we wczesnych latach 60.! Samochody sterowane autopilotem to chyba najpowszechniej pojawiający się w futurystycznych filmach science fiction motyw – od serialu „Knight Rider” i automatycznego pontiaca, przez serię filmów o Batmanie, „Pamięć absolutną”, „Raport mniejszości”, na „Ja, robot” skończywszy – w tym ostatnim przypadku audi RSQ posiadało jednak możliwość przełączenia do manualnej obsługi pojazdu, ale z ograniczoną prędkością i – naturalnie – niższym poziomem bezpieczeństwa jazdy.

Podobną popularnością cieszy się chyba tylko wizja latających aut – i o ile na urzeczywistnienie tych fantazji przyjdzie nam jeszcze poczekać, o tyle techniczne możliwości prowadzenia samochodu przez komputer są już w fazie praktycznych badań. Mało tego – w zeszłym roku władze federalne trzech stanów w USA wyraziły zgodę dla testów z pojazdami radzącymi sobie bez kierowcy. Naturalnie ustawodawcy tylko odpowiadają na to, z czym wkrótce przyjdzie zmierzyć się rynkowi – Toyota i General Motors to pierwsi eksperymentatorzy spośród producentów samochodów, ale to firmy IT prawdopodobnie będą dzierżyć palmę pierwszeństwa, z wszechstronnym Google na czele. Według najbardziej prawdopodobnych przewidywań, do 2020 r. będzie można kupić połowicznie zautomatyzowane pojazdy, ale od 2025 r. do masowej produkcji powinny trafić auta sterowane całkowicie przez komputer. O ile badania wśród opinii społecznej wskazują na razie, że konsumenci są raczej nieufni wobec nowej technologii, o tyle należy pamiętać, iż każda nowość mająca potencjał odmienić nasze życie spotyka się początkowo z niechęcią wśród mas. Było tak z komputerami, telefonami komórkowymi, potem smartfonami i tabletami, a pewnie, biorąc pod uwagę geometryczną prędkość rozwoju, będzie tak jeszcze z wieloma gadżetami. Ciekawe, na ile dzisiejsze przewidywania okażą się trafne za kilkadziesiąt lat...

Tekst ukazał się w numerze 43/2014 tygodnika "Wprost Biznes".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay