Jak czytamy już w pierwszych zdaniach reportażu „GW”, Antoni to menedżer z branży rozrywkowej z własną działalnością. Do Centrum Rozrywki HulaKula przy ulicy Jagiellońskiej w Warszawie udał się ze znajomym w piątek 20 grudnia na imprezę „Paradise Party”. Około godziny 2 w nocy został świadkiem brutalnego pobicia.
Warszawa. Pobicie w HulaKula
Rozmówca „Wyborczej” przyznał, że zwrócił uwagę ochroniarzom, którzy mieli pastwić się nad mężczyzną, który „przeraźliwie krzyczał”. W reakcji – Bili go, pastwili się nad nim. Nie mogłem pozostać obojętny, dlatego krzyknąłem „Zostawcie go!„ – relacjonował. W odpowiedzi został potraktowany gazem łzawiącym.
Ze skutkami gazu miał walczyć przez około godzinę, nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Oprócz piekących oczu, miał też problemy z oddychaniem. Zobaczył, jak pod centrum podjeżdża karetka pogotowia i radiowóz. Dowiedział się, że miało to związek z pobiciem, którego był świadkiem.
– Półprzytomny po ataku gazem podszedłem do policjantów i chciałem opowiedzieć o tym, co się stało, ale funkcjonariusz poradził, żeby formalnego zawiadomienia w sprawie pobicia nie składać na miejscu, ale żebym to zrobił w normalny dzień, kiedy nie będzie wątpliwości, czy jestem trzeźwy – tłumaczył później dziennikarzom.
Inni uczestnicy imprezy mieli tłumaczyć mu, że podobne incydenty zdarzają się w tym miejscu co weekend. Postanowił zareagować i powiadomić media. – Nie chcę, żeby kogoś kolejnego spotkało coś podobnego. To miejsce jest nieobliczalne – mówił. Zapowiedział, że po świętach zgłosi sprawę na policję.
Warszawa. HulaKula odpowiada na oskarżenia
Kierownictwo klubu HulaKula w odpowiedzi na pytania „Wyborczej” zapewniało, że ochrona nie odnotowała podobnego incydentu tego dnia. Zawiadomienia nie zgłaszał też pracownik monitoringu. Policja z kolei potwierdziła, że tamtej nocy była w lokalu 3 razy, bo czwarty wzywający nie zaczekał na przyjazd służb.
”GW„ zwróciła uwagę na rozmiary centrum HulaKula. Na 6 tys. km kwadratowych znajduje się nie tylko dyskoteka, ale i kręgielnia, sale konferencyjno-klubowe, restauracja dla 400 gości.Zatrudnionych jest tam 150 osób.
Dziennikarze tego tytułu pisali już wcześniej o nieprawidłowościach na terenie obiektu. Pracownicy mieli nie otrzymywać wynagrodzeń na czas. Państwowa Inspekcja Pracy miała potwierdzić zarzuty i wszcząć postępowanie w sprawie utrudniania kontroli.
Czytaj też:
Lawina porwała dwóch narciarzy. Nie żyją ojciec i synCzytaj też:
Lotnisko Chopina z kolejnym rekordem. Ma się czym pochwalić