Rada Konferencji Episkopatu Polski do spraw Społecznych przypomniała, że 1 maja miała miejsce rocznica encykliki „Centesimus Annus”, napisana przez papieża Jana Pawła II. Wydano ją ponad trzy dekady temu, „na początku transformacji społeczno-politycznej w Polsce”.
Traktuje ona między innymi o obowiązkach mieszkańców kraju. Karol Wojtyła podkreślał, że Kościół katolicki „docenia demokrację jako system, który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych”. Wskazywał jednak na wady ustroju, który może „sprzyjać powstawaniu wąskich grup kierowniczych, które dla własnych partykularnych korzyści albo dla celów ideologicznych przywłaszczają sobie władzę w państwie”.
Episkopat zaapelował do wiernych. „Udział obowiązkiem”
Biskupi zaapelował o wysoką frekwencję w lokalach wyborczych. Pracownia United Surveys przeprowadziła pod koniec kwietnia badanie dla portalu Wirtualna Polska, z którego wynika, że może ona oscylować 18 maja w okolicach 56 procent (w 2020 r., w pierwszej turze, było to nieco ponad 64,5 proc., a w 2015 blisko 49 proc.).
„Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Społecznych zachęca do jak najliczniejszego udziału w wyborach, by w powszechny i odpowiedzialny sposób wskazać osobę godną tego politycznie ważnego stanowiska. Katolicy, a także inne osoby, którym leży na sercu dobro ojczyzny, powinny w swoim akcie wyborczym kierować się zasadami, które życie indywidualne i społeczne czynią godnym i szczęśliwym” – czytamy na stronie KEP-u.
Biskup Marian Florczyk – przewodniczącym rady – wskazał, że „udział w wyborach jest nie tylko powinnością obywatelską, ale też obowiązkiem katolika i każdego zatroskanego o dobro wspólne”.
Czy nie wzięcie udziału w wyborach to grzech? Na to pytanie, choć w kontekście wyborów parlamentarnych w październiku 2023 r., odpowiedzi udzielił były rzecznik archidiecezji wrocławskiej w rozmowie z Radiem Rodzina. – Nie idąc na wybory popełniajmy grzech zaniedbania – oceniał ksiądz Rafał Kowalski.
Czytaj też:
Hołownia i Mentzen rozpalili debatę. „Nie jest pan w >>Mam Talent<<”Czytaj też:
W PiS uchodzi za „cyfrowego szoguna”. To na niego postawił Nawrocki