Nagranie zamieszczone przez Kanadyjczyka mrozi krew w żyłach. Na filmie widzimy zdecydowaną szarżę potężnego stworzenia i cofającego się przed nim człowieka. Lawrence Michalchuk wyjaśniał, że w tamtej chwili miał w swojej strzelbie załadowany tylko jeden nabój. Na dodatek był to tylko tzw. „birdshot” (loftka) – nabój wypełniony grubym śrutem.
Na szczęście Michalchuk miał 30 lat doświadczenia w obchodzeniu się z niedźwiedziami i innymi dzikimi zwierzętami. Przez całe życie pracował jako strażnik leśny. Po nieskutecznych dwóch strzałach ostrzegawczych i krzyku (chciał przepędzić niedźwiedzie sprzed swojego domu, jak zwykł to robić od lat), szybko ocenił swoją sytuację. Wiedział, że ucieczka nie wchodzi w grę, bo niedźwiedzica pędziła na niego z pełną prędkością. Postanowił strzelić jej w łapę, licząc na to, że zwierzę się potknie i wytraci impet.
Na filmie widać, że po oddaniu strzału Michalchuk potyka się, gubi klapka firmy Crocs i ucieka do domu. Grizzly w pierwszej chwili złapała zębami za buta, dopiero później ruszył w pogoń za człowiekiem. Być może to dało uciekającemu czas na dotarcie do drzwi. – To stało się tak szybko. Jedynym, co zapamiętałem, była myśl: chłopie, to nie jest za dobra sytuacja, bo chyba nie zdążysz do domu – wspominał później w rozmowie z mediami.
– Żeby być szczerym – najbardziej przeraziła mnie myśl, że dzieciaki będą na to wszystko patrzeć. Wiedziałem, że są przy oknie. Zaczałem się wycofywać i modlić, żeby ten strzał się udał – przyznał. Szczęśliwie ani Lawrence Michalchuk, ani jego pies (również widoczny na nagraniu) nie ucierpieli w tym zdarzeniu. Mężczyzna zapewniał, że odszukał później legowisko niedźwiedzi i nie znalazł tam krwi ani sierści. – Rozmawiałem ze strażnikami leśnymi, pokazałem im nagranie. Potwierdzili, że była to w pełni uzasadniona obrona mnie i mojej rodziny – podkreślał.
Czytaj też:
Niedźwiedź Wojtek z armii Andersa doczeka się własnego filmu