Kubica nie ukończył wyścigu

Kubica nie ukończył wyścigu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pechowo zakończył się start Roberta Kubicy z teamu BMW-Sauber w wyścigu o Grand Prix Australii, otwierającym sezon mistrzostw świata Formuły 1. Polski kierowca musiał się wycofać z rywalizacji dziesięć okrążeń przed końcem rywalizacji w wyniku uszkodzonego zawieszenia tylnego koła.

Niedzielny wyścig obfitował w wiele kolizji i niezbyt groźnych wypadków, jednak w wyniku tych wydarzeń trzykrotnie rywalizację przerywał wjazd "samochodu bezpieczeństwa" umożliwiający służbom technicznym usunięcie z toru elementów uszkodzonych bolidów.

"Kiedy na torze jest +safety car+, to zawsze pojawia się element loterii. Dzisiaj wszystko dość dobrze się układało na początku. Dopiero przy drugiej neutralizacji zaczęły się kłopoty. Mój team zmienił taktykę i wezwano mnie do boksu, gdzie zatankowano mi pełny bak i zmieniono opony na miękkie. To nie wyglądało za dobrze" - powiedział po wyścigu Kubica.

Po powrocie na tor bolid Polaka był ciężki, a miękkie ogumienie przez to szybciej się ścierało. Mimo to kierowca BMW-Sauber utrzymywał się w czołówce, chociaż nie udawało mu się poprawić szóstej lokaty.

"Wtedy pojawił się mały problem, bo w silniku jakby coś się zacięło. Kiedy otwierałem przepustnicę gazu nie było żadnej reakcji, dopiero po kilku sekundach silnik przyspieszał. To uniemożliwiło mi wyprzedzenie Bourdaisa, ale na szczęście udawało mi się bronić przed atakami Alonso" - dodał Kubica.

Polski kierowca w tym momencie jako jedyny jechał z pełnym bakiem, podczas gdy inni rywale mieli lekkie bolidy, dlatego decyzja szefostwa niemieckiego zespołu wzbudziła sporo kontrowersji.

"Kiedy nastąpiła neutralizacja zdecydowaliśmy się zmienić taktykę Roberta, bo liczyliśmy, że jadąc wolno z innymi kierowcami nie zużyje za bardzo opon i będzie mógł dojechać na nich do mety" - powiedział dyrektor sportowy BMW-Sauber, Mario Theissen.

Gdy na tor po raz trzeci wjechał "samochód bezpieczeństwa" polski kierowca zajmował szósta pozycję, jednak kilka sekund przed wznowieniem rywalizacji - dziesięć okrążeń przed końcem - nieoczekiwanie w bolid Polaka z tyłu uderzył Kazuki Nakajima z Williams-Toyota. Już po wyścigu Japończyk został ukarany przez sędziów przesunięciem o dziesięć lokat do tyłu na starcie Grand Prix Malezji, zaplanowanej na przyszłą niedzielę.

W wyniku tego incydentu Kubica zjechał do alei serwisowej i przez chwilę wydawało się, że będzie kontynuował jazdę, ale technicy uznali w trakcie zmiany opon i przodu bolidu, iż uszkodzenie zawieszenia tylnego lewego koła jest zbyt poważne.

"Myślę, że Nakajima po prostu zaspał i za późno wyhamował. Jechał zbyt szybko i po prostu wbił się we mnie. Uszkodzone miałem tylko zawieszenie tylnego koła, ale w naszym teamie jest reguła, że jeśli nawet dostanie się uderzenie z tyłu, to i tak wymienia się przednie skrzydło" - powiedział Kubica.

GP Australii zakończyła się zwycięstwem Brytyjczyka Lewisa Hamiltona, a drugie miejsce zajął Niemiec Nick Heidfeld.

"To jest fantastyczny początek sezonu, lepszego nie mogłem sobie wymarzyć. Było wielu, którzy twierdzili, że BMW-Sauber za bardzo zaryzykowało i nie będzie w stanie nawiązać walki z McLaren- Mercedes czy Ferrari. Teraz chyba już nikt nie ma żadnych wątpliwości, że będziemy się liczyć, mimo że nasze bolidy nie są jeszcze do końca dopracowane" - powiedział Niemiec, który powtórzył w ten sposób swój najlepszy wynik.

"To wspaniały początek sezonu. Formuła 1 to gra strategiczna i pokazaliśmy, że umiemy ustawić pionki. Do pełni szczęścia zabrakło tylko jeszcze sukcesu Roberta Kubicy. Szkoda, że Kazuki Nakajima najechał na bolid naszego kierowcy i odebrał mu szanse uzyskania punktów. Dobrze jednak, że Nick zachował zimną krew i mogliśmy się wszyscy cieszyć" - powiedział Theissen.

ab, pap