Śnieg a sprawa polska

Śnieg a sprawa polska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zima, która po raz dwudziesty ósmy w ciągu ostatnich dwudziestu siedmiu lat zaskoczyła drogowców (jest to możliwe, ponieważ w tym roku zaskoczyła ich dwukrotnie) dowodzi ponadczasowości norwidowskiej frazy, że „Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy naród”.
Siedem centymetrów śniegu sparaliżowało stolicę Polski – kpili na forach internauci. Jest to jednak dość gorzkie stwierdzenie, bo tak naprawdę śmiali się z samych siebie. Zima nie zaskakuje bowiem jakiś anonimowych drogowców, tylko naszych rodaków, a więc po części również internetowych prześmiewców. Oprócz napisania kilku zgryźliwych uwag pod adresem Zarządu Oczyszczania Miasta (który przyjmuje postawę godną bohaterów „Misia" Stanisława Barei tłumacząc, że skoro pada śnieg to musi on przecież leżeć na ulicach, więc o co tak naprawdę chodzi?) warto zastanowić się co ta cała sytuacja mówi o nas samych.

A mówi wiele. O tym, że pomimo ocieplenia klimatu Polska nie jest jeszcze krajem śródziemnomorskim, a skoro tak to gdzieś tak mniej więcej w grudniu można się spodziewać śniegu wiemy wszyscy. Co więcej – dzięki stacjom meteorologicznym (a dla leniwych – dzięki TVN Meteo) wiemy nawet kiedy mniej więcej spadnie. Oczywiście czasem zdarzają się niespodzianki – no ale do takich zaliczyć można by było np. atak zimy w kwietniu. Śnieg padający na tydzień przed gwiazdką niespodzianką raczej nie jest. A mimo to co roku przychodzi taki moment, że na czołówkach gazet pojawia się hasło „Zima zaskoczyła drogowców", a dziennikarze metodą kopiuj-wklej przenoszą do bieżącego wydania swój tekst sprzed roku zmieniając jedynie drobne szczegóły oraz datę.

To, że tak się dzieje powinno być dla nas wszystkich niepokojące. Bo skoro tak przewidywalna rzecz jak zima okazuje się być zagrożeniem dla systemu komunikacyjnego stolicy to co by było, nie daj Boże, gdyby przydarzyła nam się jakaś poważna klęska żywiołowa? Albo – odpukać – nasi wschodni sąsiedzi postanowiliby wpaść do nas z niezapowiedzianą wizytą na małe manewry wojskowe pod kryptonimem „Kura nie ptica Polsza nie zagranica?". Toż to byłaby prawdziwa klęska. Chaos, brak łączności, sprzeczne polecenia – i zanim byśmy nad wszystkim zapanowali byłoby już dawno po wszystkim. Strach się bać.

Ale spokojnie – tu dochodzimy do drugiej części frazy Norwida. Wprawdzie jako społeczeństwo jesteśmy do bani, ale jako naród radzimy sobie całkiem, całkiem. Tylko że naród uaktywnia się wtedy, gdy naprawdę jest źle – wówczas na hasło „Rzeczpospolita w potrzebie" jesteśmy gotowi zdobyć się na podziwiany przez cały świat heroizm. Dlatego jestem pewien, że w przypadku wspomnianych wyżej manewrów okazałoby się, że Zarząd Oczyszczania Miasta jest gotów pracować 24 godziny na dobę, co zresztą byłoby niepotrzebne bo drogi odśnieżyliby warszawiacy, którzy w wolnej chwili wznieśliby jeszcze kilka barykad.

Marzy mi się jednak, aby zamiast odbijać się między skrajnościami – na co dzień prezentując urzędniczy „tu-mi-wisizm" (Śnieg spadł? No to się i roztopi. Wielkie rzeczy), a w chwilach próby zdobywając się na Himalaje poświęcenia, przez jakieś dwie dekady stać się takim normalnym nudnym społeczeństwem. Społeczeństwem, które wprawdzie nie chwyci kos i nie pójdzie z nimi na czołgi, ale które jednocześnie spokojnie przygotuje się do zimy, na czas zbuduje drogi, zaangażuje się w życie swojej gminy i będzie wyrzucało niedopałki do koszy na śmieci, a nie dwadzieścia metrów obok. To stosunkowo małe wymagania – a ile by się w naszym kraju zmieniło. Po dwudziestu latach możemy wrócić do naszej ułańskiej fantazji, bo Polska będzie wyglądała wówczas może nie jak Szwajcaria, ale już jak zachodnie Niemcy – czemu nie. Taka tymczasowa przemiana narodu w społeczeństwo byłaby wskazana również dlatego, że nic nie wskazuje na to byśmy musieli w ciągu najbliższych dwudziestu lat szablami powstrzymywać nieprzyjacielskie czołgi.

Jest taki piękny wiersz Jana Lechonia o Stefanie Starzyńskim, w którym poeta opisuje ostatniego prezydenta przedwojennej Warszawy w dniu największej próby – obrony stolicy przed Wehrmachtem. Można w nim przeczytać m.in. takie zdanie zaadresowane do każdego Polaka: „I tobie jeszcze ciągle marzy się o cudzie / I o owych nadludziach, co się biją chrobrze. / Cudów chcesz? Pomyśl tylko, że są zwykli ludzie, / Jak on, co zawsze wszystko chcą wypełnić dobrze". Może byśmy dla odmiany raz spróbowali wszystko wypełnić dobrze. Może wtedy w przyszłym roku dla odmiany to drogowcy zaskoczą zimę?