Amerykanie chcą polecieć na Marsa w 2035 roku

Amerykanie chcą polecieć na Marsa w 2035 roku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amerykański prezydent Barack Obama przedstawił nowy program podboju Kosmosu. Ma on stanowić odpowiedź na zarzuty krytyków, że jego administracja obniżyła ambicje USA na tym polu. Podczas wystąpienia w Centrum Kosmicznym im. Kennedy'ego na Florydzie prezydent oznajmił, że jako cel programu wyznacza pierwszy załogowy lot na Marsa w połowie lat 30. naszego stulecia, a wcześniej dotarcie statku kosmicznego z astronautami do jednej z asteroid.
Zgodnie z przedstawionym przez Obamę programem, do 2025 r. USA mają dysponować nowym promem kosmicznym przeznaczonym do długodystansowych lotów. - Zaczniemy od pierwszego w historii załogowego lotu na asteroidę. Sądzę, że do połowy lat 30. będziemy mogli wysłać ludzi na orbitę Marsa i ściągnąć ich z powrotem na Ziemię. Kolejną misją będzie lądowanie na Marsie - oznajmił amerykański prezydent. W tym czasie Obama na pewno nie będzie już prezydentem, gdyż nawet jeśli zostanie wybrany na drugą kadencję, pozostanie na urzędzie tylko do 2016 r. - Oczekuję, że zobaczę to na własne oczy - podkreślił jednak. Amerykański program podboju Kosmosu stał się przedmiotem zażartego sporu, który - jak się obawiają komentatorzy - może opóźnić dalsze załogowe loty kosmiczne.

Kilka miesięcy temu Biały Dom odwołał ambitny program Constellation, opracowany przez poprzednią administrację prezydenta George'a W. Busha. Program miał kosztować 100 miliardów dolarów i przewidywał budowę rakiet i lądowników kosmicznych nowej generacji, dzięki którym USA ponownie zawiozłyby astronautów na Księżyc. W przyszłości możliwy byłby pierwszy lot załogowy na Marsa. Administracja Obamy zrezygnowała z planu powrotu na Księżyc i przesunęła termin ewentualnego lotu na Marsa. Budowę nowych rakiet i pojazdów kosmicznych, które przewoziłyby najpierw załogi na międzynarodową stację kosmiczną, postanowiono zlecić firmom prywatnym. Nowy plan uzasadniono m.in. potrzebą oszczędności.

Nowe pojazdy kosmiczne mają zastąpić wycofywane wahadłowce, latające na orbitę okołoziemską od ponad 30 lat. Kiedy przestaną one latać, USA będą zdane na Rosję przy transportowaniu załóg amerykańskich na stację kosmiczną. Rosja zapowiedziała ostatnio podwyższenie opłat za tę usługę.

Pierwszy program kosmiczny Obamy spotkał się z surową krytyka słynnych astronautów, uczestników programu Apollo, którzy lądowali na Księżycu. Neil Armstrong, który pierwszy postawił stopę na Księżycu, Gene Cernan, ostatni człowiek, który tam wylądował, oraz Jim Lovell, kapitan statku Apollo 13, który w 1970 miał awarię i cudem powrócił na Ziemię, ostrzegali w liście otwartym, że USA grozi utrata pierwszeństwa w podboju Kosmosu i "drugorzędna pozycja" na tym polu. Krytycy przypominają, że Chiny, Rosja, a nawet Indie i Brazylia mają ambitne programy kosmiczne. Zwracają też uwagę, że firmy prywatne, którym zamierza się przekazać zadanie budowy nowych statków kosmicznych, dopiero startują i nie mają odpowiedniego doświadczenia. Przeciw likwidacji programu Constellation występuje też Kongres, gdyż oznacza to, że nie zostanie stworzonych 25 tys. przewidzianych w nim nowych miejsc pracy.

Eksperci przypominają, że program kosmiczny ma szersze znaczenie, wykraczające poza sam podbój przestrzeni. Chodzi o implikacje dla bezpieczeństwa narodowego, gdyż rakiety cywilne mają swoje odpowiedniki wojskowe. Poza tym funkcjonowanie takich sektorów jak lotnictwo, transport, a także poszukiwanie strategicznych surowców, jak ropa naftowa, zależy od sztucznych satelitów krążących po orbicie i zbierających i wysyłających niezbędne dane techniczne.

PAP, arb