Biało-czerwoni fatalnie rozpoczęli spotkanie. Przegrywali w połowie kwarty 2:10 i 4:12. Dobra dyspozycja zawodników obwodowych: Thomasa Kelatiego, Dardana Berishy i Łukasza Koszarka pozwoliła na doprowadzenie do remisu 12:12. Po 10 minutach Brytyjczycy mieli minimalną przewagę 18:17. Podopieczni trenera Alesa Pipana mieli kłopoty w walce pod tablicami. Pierwszą zbiórkę ofensywną zanotował Adam Hrycaniuk dopiero w połowie trzeciej kwarty. Brytyjczycy prowadzili w 21. minucie 42:31. Polacy mimo, że gra nie układa się po ich myśli, walczyli jednak z zaangażowaniem. Asysty Kelatiego i Koszarka do Hrycaniuka oraz skuteczność rozgrywających na linii rzutów wolnych pozwoliła na odrobienie strat. Na 100 s przed końcem tej części Polska wygrywała 54:53, a kilkadziesiąt sekund później, po rzucie Koszarka równo z syreną, osiagnęła najwyższą przewagę 56:53.
W tym momencie biało-czerwoni zamiast "pójść za ciosem" popełnili dwie straty z rzędu i proste błędy, co skrzętnie wykorzystali rywale. Kontrataki Denga dały Brytyjczykom prowadzenie 69:63 w 34. minucie meczu. Podopieczni trenera Pipana i z tej opresji wyszli obronną ręką. Akcje Hrycaniuka i pięć z rzędu punktów Berishy pozowliły doprowadzić do remisu 73:73 na cztery i pół minuty przed końcem. Chwilę później był ostatni remis (75:75). Końcówka należała do gospodarzy przyszłorocznych igrzysk. Grali spokojnie i konsekwentnie w przeciwieństwie do Polaków, którzy nie mieli pomysłu i także chyba sił na rozegranie decydujących akcji meczu. Nawet akcje z kontrataków, rozgrywane w przewadze liczebnej, nie przynosiły tak potrzebnych punktów. Freeland zdobył dwa, a następnie trzy punkty na 59 s przed końcową syreną i Wielka Brytania prowadziła 85:79. Tej przewagi nie dała już sobie odebrać.
pap, ps