- Po odczytaniu skrzynek i obejrzeniu monitoringu z tramwaju wiemy, że skoda była sprawna, hamulce nie zawiodły. Nie było też przerwy w dostawie prądu. Wszystko wskazuje na to, że do wypadku doszło z powodu błędu ludzkiego - powiedziała rzeczniczka. Zaznaczyła, że nie chce mówić o winie motorniczego, bowiem o tym zdecyduje śledztwo prowadzone przez wrocławską prokuraturę.
Motorniczy to wieloletni pracownik MPK, który do tej pory nie spowodował żadnego wypadku. - Z monitoringu wynika, że do chwili wypadku jechał przepisowo. Nie miał żadnego opóźnienia, więc się nie spieszył. Tramwaj prowadził tego dnia trzecią godzinę, więc nie był zmęczony - mówiła Korzeniowska.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu; ma ono ustalić, jak doszło do wypadku i kto jest odpowiedzialny za jego spowodowanie (grozi za to do 10 lat więzienia). - Jesteśmy na etapie przeglądania czarnych skrzynek i monitoringu - poinformowała rzeczniczka prokuratury Małgorzata Klaus. Dodała, że trwają również przesłuchania świadków i osób poszkodowanych.
MPK rozpoczęła przyjmowanie wniosków od poszkodowanych, które będą podstawą do wypłacania pieniędzy przez firmę ubezpieczeniową. "Wszystkim poszkodowanym Regionalne Centrum Likwidacji Szkód we Wrocławiu może zapewnić kompleksową diagnostykę, leczenie i rehabilitację skutków wypadku w wyspecjalizowanym ośrodku w Poznaniu. Informujemy, że wszelkie koszty w tym zakresie pokryte zostaną przez PZU SA z ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej MPK we Wrocławiu" - wynika z komunikatu MPK we Wrocławiu.
zew, PAP