Policjant uderzył w słup, winę na siebie wzięła żona?

Policjant uderzył w słup, winę na siebie wzięła żona?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Świadkowie nie mają wątpliwości co do przebiegu wydarzeń (fot. sxc.hu)Źródło:FreeImages.com
Według świadków, sytuacja wyglądała następująco: najpierw szef drogówki w Szamotułach (woj. Wielkopolskie) uderzył samochodem w słup, by po chwili uciec z miejsca zdarzenia. Niedługo potem na miejsce wypadku rozbitym autem przyjechała żona policjanta, tłumacząc, że to ona prowadziła samochód. Dostaje mandat, tymczasem funkcjonariusz dostaje kolejne awanse. Jak podaje TVN, sprawą od 4 miesięcy zajmuje się prokuratura.
Świadkowie zdarzenia nie mają wątpliwości - za kierownicą samochodu, który uderzył w słup, siedział szef lokalnej drogówki. Ci, którzy sytuację widzieli, wolą pozostać anonimowi.

Po zdarzeniu na miejsce przyjechała żona funkcjonariusza, dopiero potem zjawiła się policja. Kobieta całą winę wzięła na siebie, dostała mandat.

Sprawę zaczął badać lokalny dziennikarz, w końcu prokuratura wszczęła śledztwo, jednak mimo że trwa ono już cztery miesiące, wciąż nie udało się nic ustalić. - W chwili obecnej nie jesteśmy w stanie podać terminu, w którym materiał dowodowy pozwoli na przedstawienie zarzutów - mówiła dla "Faktów" TVN Magdalena Mazur-Prus z poznańskiej prokuratury.

Według komendanta nie można ukarać policjantów, którzy przyjechali na miejsce, ale nie przesłuchali wszystkich świadków.

Z kolei jak podaje "TVN", policjant ze stanowiska kierownika ruchu drogowego trafił na posadę naczelnika wydziału. Z funkcjonariuszem nie udało się jednak skontaktować, gdyż "przebywa na urlopie".

DK, TVN24