Wiele obrzędów sylwestrowych wiązało się z jedzeniem. W wiejskich domach pieczono całe stosy małych chlebków i bułeczek zwanych bochniaczkami lub szczodrakami. Obdzielano nimi domowników na zdrowie i pomyślność oraz bydło w oborze, żeby się dobrze chowało. Był to również dar - zwyczajowy gościniec - przeznaczony dla sąsiadów i kolędników, których spodziewano się nazajutrz, a więc w dniu Nowego Roku.
Najciekawsze pieczywo noworoczne wykonywali mieszkańcy Kurpiowszczyzny, Podlasia oraz części Warmii i Mazur. W wigilię Nowego Roku pieczono tam tzw. nowe latka. Były to kręgi z ciasta, do których przylepiano figurki zwierząt, a w samym środku umieszczano figurkę ludzką, wyobrażającą gospodarza, gospodynię z niemowlęciem na ręku, pasterza lub myśliwego. Nowe latka wieszano w domu, aby zapewniały szczęście i pomyślność w nowym roku.
Na Pomorzu późnym wieczorem lub w dzień Nowego Roku obwiązywano słomą drzewka owocowe i wtykano w nie krzyżyki z ciasta - na urodzaj.
W domach szlacheckich o północy wznoszono noworoczny toast - nie, jak dzisiaj, szampanem, lecz popularnym wówczas węgrzynem, czyli tokajem.
Jak pisał Zygmunt Gloger w "Encyklopedii Staropolskiej", wieczór sylwestrowy podobnie jak andrzejki był świętem magii. Panny na wydaniu wróżyły sobie o miłości i małżeństwie, wylewając wosk do wody. Inną wróżbą było rzucanie buta za siebie - jeśli spadł noskiem do drzwi, znaczyło to, że panna wyjdzie w najbliższym roku za mąż.
W dzień Nowego Roku i w najbliższe następujące po nim dni składano sobie życzenia i dawano podarunki noworoczne, zwane "kolędami". Zwyczaj obdarowywania bliskich na Nowy Rok wygasł w Polsce prawdopodobnie na początku XIX w.
W dzień Nowego Roku wróżono, jaka będzie pogoda i urodzaj. Np. gdy dzień 1 stycznia był mroźny i jasny uważano, że jest to wróżba pomyślna, zapowiadająca przyszłe obfite plony. Wróżby te często ujmowane były w przysłowia, np. "Jak Nowy Rok jasny i chłodny - cały roczek pogodny i płodny", "Gdy w styczniu ciepło na dworze - pustki będą w komorze".
Istniał niegdyś przesąd, że pierwszą osobą wchodzącą do domu w Nowy Rok powinien być mężczyzna, bo jeśli jako pierwsza przestępowała próg niewiasta, wróżyło to kłótnie, kłopoty i swary przez cały rok.
W Nowy Rok - tak jak w całym okresie świątecznym - chodzili po domach, grając i śpiewając, cudacznie poprzebierani kolędnicy. Na ziemi Sądeckiej i Rzeszowskiej w dniu Nowego Roku (i tylko w tym dniu) przychodziły z życzeniami "draby" - czyli starsi chłopcy i młodzi mężczyźni ubrani w słomiane stroje. Podkradali jedzenie i płatali różne figle, np. zatykali kominy starymi szmatami czy wypuszczali bydło z obory. "Wszystko uchodziło im bezkarnie, bo wierzono, że "gdzie drab w domu, szczęście w domu będzie, krowa się ocieli, dziewka za mąż wyjdzie".
Podobne zwyczaje - jak pisze Barbara Ogrodowska w "Polskich obrzędach i zwyczajach dorocznych" - zachowały się do dziś w południowej Polsce, zwłaszcza w okolicach Żywca, Koniakowa i Gorlic. W Nowy Rok od samego rana (a czasami już w noc sylwestrową) chodzą tam "dziady noworoczne" - barwni przebierańcy: czerwone i czarne diabły, śmierć, dziad i baba, sznurkarz zwany moczidulą, kominiarz, doktor, Żyd. Wszyscy biegają po wsi, zaczepiają przechodniów i starają się wciągnąć ich do wspólnej zabawy.