Krajobraz po przegranym referendum

Krajobraz po przegranym referendum

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Przyjmuję do wiadomości" "suwerenną decyzję Francuzów", jaką jest odrzucenie konstytucji UE - powiedział prezydent Jacques Chirac występując wieczorem w telewizji publicznej. Prawica wezwała go do dymisji.
Decyzja wyborców wywołała poważne zakłopotanie polityków rządzącej centroprawicy z prezydentem Jacques'em Chirakiem, który do ostatniej chwili apelował do Francuzów o głosowanie "tak". Wystepując w telewizji, rancuski prezydent podkreślił, że stworzyło to Francji "trudny kontekst dla obrony jej interesów w Europie".

Zapowiedział, że w najbliższych dniach ogłosi swą decyzję w sprawie składu rządu, co uważane jest za zapowiedź spodziewanej zresztą zmiany premiera i jego ekipy.

Wynik referendum to niewątpliwy cios dla autorytetu szefa państwa, który wielokrotnie wzywał do głosowania "tak", ostatni raz w telewizyjnym apelu do narodu w czwartek wieczorem. Wyraz temu dali natychmiast politycy skrajnej prawicy: przywódca Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen i szef narodowców Philippe de Villiers wezwali wieczorem Chiraca do dymisji.

W wystąpieniu telewizyjnym Chirac zwrócił uwagę, że Unia Europejska będzie nadal funkcjonować na podstawie poprzednich traktatów, a inne kraje UE, mimo wyniku referendum francuskiego, powinny kontynuować proces ratyfikacji konstytucji.

"Nie będzie nowego traktatu (konstytucyjnego) jeszcze przez wiele lat" - ubolewał francuski minister spraw zagranicznych Michel Barnier, który odrzucenie przez Francuzów unijnej konstytucji przyjął z prawdziwym rozczarowaniem.

Podobnie jak prezydent Chirac zauważył, że proces ratyfikacyjny powinien być kontynuowany. "Każde państwo członkowskie ma własną drogę ratyfikacji i każde powinno przebyć tę drogę do końca". Na  koniec zbierze się Rada Europejska (przywódcy UE), żeby zdecydować, co dalej. W każdym razie "pozostaniemy jeszcze długo przy Traktacie z Nicei", a ewentualne renegocjacje w sprawie unijnej konstytucji będą wymagały wiele czasu - podkreślił Barnier.

Pierwszy sekretarz opozycyjnej francuskiej Partii Socjalistycznej François Hollande ocenił, że odrzucenie przez Francuzów konstytucji unijnej "na długo uwikła" Francję. Według niego odrzucenie konstytucji UE to przede wszystkim wyraz odrzucenia prawicowej władzy.

Partia Socjalistyczna oficjalnie popierała unijną konstytucję, ale część jej członków nawoływała do głosowania przeciwko niej i  sprawa ta spowodowała głęboki podział w partii.

W kręgach unijnych w Brukseli wynik referendum francuskiego wywołał przygnębienie i rozczarowanie, ale przywódcy UE wydarzenie to skomentowali spokojnie, starając się uspokajać nastroje.

Premier Luksemburga, przewodniczącego w tym półroczu Unii Europejskiej, Jean-Claude Juncker na konferencji prasowej w  niedzielę późnym wieczorem podkreślił, że ponowne negocjowanie konstytucji jest niemożliwe i że proces jej ratyfikacji przez pozostałe państwa UE musi być kontynuowany. Dodał, że sytuację po referendum francuskim rozpatrzą przywódcy 25 państw Unii na czerwcowym szczycie w Brukseli.

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso uważa, że  po odrzuceniu konstytucji przez Francuzów UE stoi w obliczu trudności, ale musi im stawić czoło.

Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Guenter Verheugen ostrzegł przed dramatyzowaniem sytuacji, w jakiej znalazła się Unia Europejska po odrzuceniu przez Francuzów unijnej konstytucji. Stwierdził jednak wprost, że "mamy do czynienia z kryzysem". Nie jest to jednak katastrofa dla Unii Europejskiej. Integracja będzie kontynuowana, praca polityczna też, mogą powstać nawet nowe impulsy i może się wyzwolić nowa energia. Radzę, by nie dramatyzować sytuacji" -  powiedział w wywiadzie dla pierwszego programu niemieckiej telewizji publicznej ARD.

Również on wyraził pogląd, że pozostałe kraje Unii powinny zgodnie z planem starać się o ratyfikowanie traktatu konstytucyjnego. Pod koniec przyszłego roku odbędzie się spotkanie UE, na którym dokonany zostanie bilans tych działań. Kraje, które nie ratyfikują konstytucji, będą wtedy musiały powiedzieć, co  zamierzają zrobić - wyjaśnił. Powiedział też, że nie ma specjalnie dużych nadziei na sukces zwolenników konstytucji w Holandii, gdzie w najbliższą środę odbędzie się referendum. "Byłoby bardzo niedobrze, gdyby dwa kraje założycielskie Unii Europejskiej (Francja i Holandia), które zawsze popierały integrację europejską, powiedziały +nie+ konstytucji" - podkreślił Verheugen.

Także przewodniczący Parlamentu Europejskiego Josep Borrell opowiedział się za kontynuowaniem procesu ratyfikacji konstytucji Unii Europejskiej, mimo odrzucenia jej we francuskim referendum.

"Absolutnie trzeba kontynuować proces ratyfikacji" - oświadczył Borrell. "Trzeba dać szansę innym społeczeństwom, aby powiedziały +tak+" - dodał.

Chwile triumfu przeżywają przeciwnicy eurokonstytucji. Na wieść o wstępnych wynikach referendum korki szampana wystrzeliły w siedzibach francuskich ugrupowań, które nawoływały do jej odrzucenia. Na Placu Bastylii w Paryżu rozpoczęła się wielka zabawa , w której uczestniczy kilkuset szczęśliwych zwolenników skrajnych lewicowych ugrupowań, przeciwnych przyjęciu konstytucji. Grupa Niemców rozwiesiła na placu transparent z napisem "Danke France" (Dziękujemy, Francjo). Wszyscy zebrani gratulują sobie wyniku, podkreślając, że 55 proc. głosów "nie" to "bardzo mocne zwycięstwo", jeśli weźmie się pod  uwagę wysoką frekwencję, sięgającą 70 proc. Większość deklaruje się jako zwolennicy integracji europejskiej, ale "nie w obecnym wydaniu i nie z obecnymi przywódcami". Pojawiają się nawet żądania dymisji prezydenta Jacquesa Chiraca.

Na placu są już gazeciarze z poniedziałkowym numerem komunistycznego dziennika "L'Humanite". Na pierwszej stronie wielki tytuł: "Liberalnej Europie - nie!". Zabawę tę zapowiedzieli już kilka dni przed referendum pewni zwycięstwa przywódcy lewicy, nawołujący do głosowania "nie", czyli socjaliści, komuniści, lewacy i alterglobaliści.

Minorowe nastroje panują natomiast wśród zwolenników "tak", choć - jak podkreślają komentatorzy - byli oni przygotowani na porażkę.

em, pap