Ambasada USA oficjalnie w Jerozolimie. Setki rannych i kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych po zamieszkach

Ambasada USA oficjalnie w Jerozolimie. Setki rannych i kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych po zamieszkach

Protesty w Chan Junus
Protesty w Chan Junus Źródło:Newspix.pl / ABACA
Z okazji przeniesienia amerykańskiej ambasady w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy islamski Hamas urządził zamieszki, w których zginęło wielu ludzi. według najnowszych informacji podanych przez CNN, zginęło co najmniej 52 osoby, a ponad 2,4 tys. zostało rannych.

Czy to się światu podoba, czy nie, Żydzi w Izraelu uważają Jerozolimę za swoją stolicę. Zgoda co do tego panuje tam niezależnie od politycznych poglądów. Święte miasto judaizmu, chrześcijaństwa i islamu jest od ponad pół wieku faktyczną częścią Izraela. I choć w świetle prawa międzynarodowego Jerozolima jest ciągle formalnie częścią okupowanych ziem arabskich, to nic nie wskazuje, żeby ten stan rzeczy miał się zmienić. Palestyńczycy kontroli nad miastem nie odzyskają, chyba, że gromadzącym się u granic Izraela siłom irańskim uda się zepchnąć Żydów do Morza Śródziemnego i zakończyć historię ich państwa na Bliskim Wschodzie. To jednak wydaje się bardzo mało prawdopodobne.

Donald Trump postanowił stanąć w awangardzie zmian i uznać stan faktyczny, czyli izraelskie panowanie nad Jerozolimą, także za obowiązujący porządek prawny. Stąd decyzja o przeniesieniu ambasady USA z uznawanej przez cały świat stolicy Izraela, Tel Awiwu, do Jerozolimy, stolicy uznawanej tylko przez samych Izraelczyków. Z okazji przeprowadzki do Jerozolimy przyjechała nawet córka Trumpa, Ivanka i jej mąż Jared Kushner, oboje zresztą dumni ze swojego mojżeszowego wyznania.

Jedni Arabowie się z tego powodu zagotowali mniej, inni bardziej. Przywódcy Palestyńscy na Zachodnim Brzegu Jordanu oczywiście przeprowadzkę potępili, ale ograniczyli się tylko do werbalnych wystąpień, bo ich pole manewru jest mocno ograniczone. Za to islamiści z Hamasu, rządzący Strefą Gazy od kilku dni szturmują mury, oddzielające ich enklawę od Izraela. Wojsko izraelskie odpowiada ogniem od którego padają kolejni zabici i ranni. Świat tę tragedię potępia patrząc na cały problem w kategoriach brutalności Żydów wobec Arabów i bezmyślnej polityki Trumpa, prowokującego niepotrzebnymi gestami ekstremistów.

Warto jednak także zadać sobie pytanie, czy wysyłanie uzbrojonych w kamienie wyrostków do szturmowania izraelskich fortyfikacji granicznych naprawdę zmienia cokolwiek w relacjach między zwaśnionymi narodami? Liderzy Hamasu na pewno zyskują wiarygodność jako bezkompromisowi wrogowie Izraela. Pogrzeby poległych przy murze granicznym rodaków na pewno staną się kolejną okazją do erupcji nienawiści do silniejszych żydowskich sąsiadów. Powstanie ich państwa na Bliskim Wschodzie, obchodzone w tych właśnie dnia już po raz 70 jest dla Arabów Nakbą, czyli narodową katastrofą i hańbą, którą może zmyć jedynie powrót do domów dziadków, które stały tam, gdzie dziś jest telawiwskie lotnisko międzynarodowe. Czasu nie da się cofnąć, ale o tym nikt z palestyńskich przywódców nie mówi młodzieży, idącej pod kule izraelskich snajperów. Bo i po co? Zbyt wiele energii, czasu i pieniędzy zaangażowano po obu stronach w nienawiść, żeby teraz z niej rezygnować.

Źródło: Reuters