Tegoroczne wyniki matur – ze zdawalnością na poziomie 84,1 proc. – jak co roku wywołały falę emocji, dyskusji i społecznych porównań. To moment, który jedni świętują z ulgą, a inni przyjmują z rozczarowaniem, niepewnością lub pytaniami o dalszą drogę.
Dla wielu młodych ludzi egzamin maturalny pozostaje jednym z najważniejszych punktów zwrotnych w dotychczasowej edukacyjnej podróży – rodzajem rytuału przejścia, który symbolicznie kończy pewien etap i otwiera nowy.
Z jednej strony to świadectwo determinacji i podsumowanie lat nauki, z drugiej – coraz częściej również znak systemu, którego sensowność i dostosowanie do wyzwań współczesnego świata są kwestionowane.
Czy matura w obecnej formie wciąż ma realną wartość, czy też staje się coraz bardziej anachronicznym mechanizmem, którego rola wymaga ponownego przemyślenia?
Edukacja bez jednego strzału
Jako osoba od lat zaangażowana w edukację międzynarodową, widzę potrzebę głębszej refleksji nad tym, jak oceniamy uczniów i jak definiujemy sukces w edukacji. W modelu, który realizujemy w amerykańskim liceum online działającym w elastycznej formule (JDJ IOS) nie chodzi o rezygnację z ocen ani obniżanie wymagań, lecz o zupełnie inne podejście: rozłożenie procesu oceniania na cztery lata systematycznej i zrównoważonej pracy, w której liczy się nie tylko wynik końcowy, ale także postęp, zaangażowanie, rozwój kompetencji i indywidualne talenty.
W takim ujęciu egzamin końcowy – jeśli w ogóle ma miejsce – nie stanowi punktu kulminacyjnego, lecz jest jednym z wielu elementów wspierających rozwój ucznia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
