Strefa euro drży w posadach

Strefa euro drży w posadach

Dodano:   /  Zmieniono: 
W 2011 roku strefa euro poszerzy się o Estonię i na tym koniec rozszerzania eurolandu na najbliższe lata. Kandydaci, widząc, jak kryzys pustoszył europejskie gospodarki, stracili motywację.
Nie wydaje mi się, aby sprawa euro była teraz kwestią życia lub śmierci dla naszego kraju – mówi Mojmír Hampl, wiceszef narodowego banku Czech, pytany o to, kiedy Czechy przystąpią do strefy euro. Zapewnia, że Czechy dążą do uzdrowienia finansów, by spełniać kryteria konwergencji. – Ale  nie dla samego celu przyjęcia euro, lecz dla zdrowia naszej gospodarki –  podkreśla.

Eurosceptycyzm wkrada się w szeregi pozostałych członków UE i  przyszłych kandydatów klubu wspólnej waluty. Szef rumuńskiego banku centralnego Mugur Isărescu ogłosił, że odkłada wprowadzenie euro na 2014 rok, a rząd Bułgarii – na nieokreśloną przyszłość. Poszczególne kraje wolą zachować prawo do własnej waluty i prowadzenia niezależnej polityki monetarnej, bo dzięki temu łatwiej jest wyjść z kryzysu. Joachim Fels, ekonomista banku Morgan Stanley, twierdzi, że mimo przyznanej Grecji pomocy ryzyko destabilizacji strefy euro wzrosło. Widać wyraźny podział na kraje wymagające pomocy i te, które płacą za rozrzutność i  lekkomyślność innych – czyli Niemcy i Francja. Według Felsa rozpad, podział lub gruntowna reforma unii monetarnej są w ich interesie.

Zdaniem Paula De Grauwe, analityka z firmy Eurointelligence, budując strefę euro, błędnie założono, że gospodarki różnych krajów będące w  różnych fazach rozwoju da się zsynchronizować niczym zegarki. Wspólną politykę monetarną UE trudno jest pogodzić ze specyfiką poszczególnych państw. – Nie sądzę, by szybko udało się przywrócić makroekonomiczą równowagę w strefie euro – uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Nie ma skutecznego sposobu skłonienia Niemiec do redukcjinadwyżki na rachunku obrotów bieżących i zmniejszenia deficytów przez kraje południa Europy. Jest to wbrew interesom zarówno krajów, które eksportują nadwyżki własnych mocy produkcyjnych, jak również tych, które bez ryzyka kursowego mogą konsumować i zadłużać się ponad miarę – dodaje. Według niego kryzys fiskalny w strefie euro potrwa co najmniej 2-3 lata. A jeśli w tym czasie nie zostanie przeprowadzona reforma gospodarek i otwarcie rynków pracy, to w wyniku starzenia się społeczeństw nastąpi spadek potencjału gospodarczego Europy o połowę: z  2 do 1 proc. PKB.

Dziś trudno wyobrazić sobie wyjście z klubu euro któregokolwiek uczestnika. Utrata prestiżu i wiarygodności finansowej takiego państwa wykluczyłaby możliwość kredytowania zewnętrznego, co  oznaczałoby katastrofę gospodarczą. Perturbacje wewnętrzne: wybuch inflacji i utrata wartości waluty byłyby katastrofalne dla obywateli. Jeszcze w 2002 r. Robert Mundell, jeden z twórców teoretycznych fundamentów euro, uważał, że nie minie 10 lat, a euro będzie walutą 60 krajów. Dziś nawet on dostrzega ryzyko rozpadu unii walutowej. Euroentuzjaści podkreślają jednak, że upadek euro wieszczono już w  momencie jej powstawania. Trudno też zakładać, że strefa euro tworzona przez 11 lat upadnie z powodu drugiego w jej historii kryzysu. Wyjście Niemiec z unii walutowej jest o tyle mało prawdopodobne, że to właśnie Niemcy wniosły największy wkład w budowanie wspólnoty. Także finansowy. Wszyscy zastanawiają się jednak, czy nie warto dokonać „amputacji" chorych członków organizmu, jakim jest wspólnota walutowa: Grecji, Włoch czy Hiszpanii.