Stankiewicz – już nie dziennikarka

Stankiewicz – już nie dziennikarka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Stefan Niesiołowski miał prawo odmówić wypowiedzi Ewie Stankiewicz? Osoby, które towarzyszyły w tamtym czasie posłowi PO twierdzą, że Stankiewicz uparcie krążyła wokół byłego wicemarszałka Sejmu, wyraźnie go prowokując. Poseł PO kilkakrotnie podkreślał, że nie życzy sobie zdjęć ani rozmowy. Gdy Stankiewicz nie ustąpiła - odepchnął kamerę i zwrócił się do Stankiewicz w sposób mało parlamentarny. Dziennikarka utrwaliła wszystko na taśmie.
I teraz pytanie - czy scysja wynikła z winy Stefana Niesiołowskiego, czy była wynikiem zamierzonej gry Ewy Stankiewicz? Czy było przypadkiem iż Stankiewicz wzięła na celownik akurat Niesiołowskiego, wiedząc, że jest on nerwowy a przy tym wyjątkowo wrogo nastawiony do Prawa i Sprawiedliwości i do osób sympatyzujących z tą partią? Nie – to raczej nie był przypadek. Stankiewicz doskonale zdawała sobie sprawę, że Niesiołowski potraktuje ją nie jak dziennikarza, ale jak polityka PiS-u, osobę stojąca "po tamtej stronie". I wiedziała, że w stresującej sytuacji (dziennikarkę i posła otaczali blokujący Sejm związkowcy nie ukrywający, że nie darzą Niesiołowskiego sympatią) poseł Platformy w końcu wybuchnie – a ona będzie mogła to pokazać ubolewając nad poziomem prezentowanym przez polityków PO. W dodatku PiS dostanie prezent w postaci okazji do zaatakowania polityka Platformy, którego można pasować na „damskiego boksera". Prowokacja doskonała.

Ewa Stankiewicz była kiedyś reportażystką radiową, telewizyjną, autorką ciekawych filmów dokumentalnych, takich jak "Trzej kumple". Wszystko zmieniło się 10 kwietnia 2010 roku, kiedy Stankiewicz pojawiła się na Krakowskim Przedmieściu obok Jana Pospieszalskiego z kamerą – od tego momentu stała się aktywną uczestniczką politycznych wydarzeń, które wcześniej tylko utrwalała. Jej film, „Solidarni 2010″, zrealizowany wspólnie z Pospieszalskim, nie był zapisem świadomości Polaków z tragicznych kwietniowych dni, lecz wybiórczą relacją, a momentami wręcz wykreowaną przez autorów obrazu fikcją. Twórcy tego specyficznego dokumentu dokonali wyboru scen i wypowiedzi w taki sposób, by przedstawić poglądy sympatyków wyłącznie z jednej strony polskiej sceny politycznej – przy czym autorzy starali się nas przekonać, że poglądy bliskie tym wyznawanym przez PiS są udziałem wszystkich Polaków. W tym momencie Stankiewicz przestała być obiektywną dziennikarką. Jako obywatelka ma pełne prawo do bycia stronniczą – ale owa stronniczość dyskwalifikuje ją jako dziennikarkę. O politycznym zaangażowaniu Stankiewicz świadczy również fakt, że po katastrofie smoleńskiej stała się aktywną działaczką stowarzyszenia „Smoleńsk 2010″, a następnie założyła stowarzyszenie "Solidarni 2010", które rozpoczęło działalność polityczną stawiając przez Pałacem Prezydenckim namiot.

Stankiewicz nie jest już dziennikarką – dziś jest co najwyżej polityczną propagandzistką i doradcą medialnym Prawa i Sprawiedliwości. 11 maja poszła z kamerą pod Sejm tylko po to, aby dokonać prowokacji. I zrealizowała swój plan w 100 procentach. Można mieć więc pretensje do Stefana Niesiołowskiego za to, że zachował się niegodnie - do Ewy Stankiewicz pretensji mieć nie można. Ona po prostu robiła swoje.