Wojna z urzędnikami o drzewa w mieście

Wojna z urzędnikami o drzewa w mieście

Dodano:   /  Zmieniono: 
wycinka drzew fot. amyinlondon/fotolia.pl 
Urzędnicy zezwalają na wycinkę cennych okazów, nie kontrolują nowych nasadzeń, umarzają opłaty, brakuje planowania i rozsądnej polityki gospodarowania. To popycha mieszkańców do walki o zieleń.

OSTATNIE GŁOŚNE WYCINKI

RYBNIK

Mimo protestów mieszkańców w ciągu kilku godzin zniknął park przy ul. Zebrzydowickiej. Wycięto 170 dorodnych drzew. W ich miejsce powstanie nowy supermarket.

OLSZTYN

Zielony teren u zbiegu al. Piłsudskiego i ul. Głowackiego zrównano z ziemią. W miejscu drzew i krzewów zostanie zbudowany kompleks mieszkalno-usługowo-handlowy.

PIOTRKÓW

30 drzew wykarczowano z placu przy al. Armii Krajowej. W ich miejsce powstanie biurowiec.


Profil „Stop Budowie Bloków Na Bronowicach” na Facebooku założyły nastolatki Julia Pawlak i Wanesa Woć. To ich protest przeciwko temu, że zielony skwer na lubelskich Bronowicach w ciągu godziny zamienił się w wykarczowaną pustynię. Strona ma już ponad 2 tys. polubień. – Mam sąsiadów, którzy sadzili te drzewa, jak byli jeszcze dziećmi. Nie mogli na to patrzeć. Nikt nie mógł. To było okropne – opowiada Julia.

Jak skrupulatnie wyliczyli mieszkańcy, zabrano im 77 drzew, które były oazą zieleni i ochroną przed smogiem z dwóch ruchliwych ulic. Teraz mają tam powstać bloki. – Nikt z nami nie konsultował decyzji o wycince, czujemy się oszukani – dodaje jej mama Katarzyna Pawlak. Urzędnicy rozkładają ręce. Teren jest własnością inwestora, który w zamian za zgodę na wycinkę ma wykonać tak zwane nasadzenia rekompensacyjne, czyli posadzić 169 nowych drzew i 4147 krzewów. Jeśli się z tego nie wywiąże, zapłaci wysokie kary. Takich historii ostatnio jest mnóstwo. Wycinkom przyjrzała się więc Najwyższa Izba Kontroli. Jej najnowszy raport jest dla urzędników druzgocący.

GŁÓWNE ZARZUTY NIK

Izba wytknęła, że osoby odpowiedzialne za miejską zieleń nie wiedzą dokładnie, ile i jakie gatunki drzew mają na swoim terenie. Decyzje zezwalające na wycinkę są uznaniowe, a samorządowcy często przedkładają interesy inwestorów ponad interes społeczny, jakim jest ochrona przyrody. W większości prowadzonych postępowań opierali się głównie na dowodach przedłożonych przez deweloperów. Nikt nie badał wartości przyrodniczej drzew, nie rozważał rozwiązań alternatywnych, nie zastanawiał się, czy da się zmienić projekt inwestycji tak, aby zachować zieleń. W efekcie na ponad 25 tys. drzew, których dotyczyła kontrola, urzędnicy odmówili zgody jedynie w 59 przy padkach. Zgodnie z przepisami za każde wycięte drzewo mogą pobierać opłaty. W skontrolowanych przez NIK miastach naliczono ponad 51 mln zł takich odszkodowań. Do samorządowych kas wpłynęło jednak tylko pięć procent tej kwoty, bo urzędnicy ochoczo umarzają te należności. Najczęściej w zamian za wycięcie drzew nakazują posadzenie nowych. Problem w tym – jak zauważa NIK – że inwestorzy często kupują sadzonki słabej jakości, a potem pozostawiają je bez opieki, więc wiele z nich szybko usycha. Urzędnicy nie stawiają pod tym względem żadnych warunków. Kontrola obnażyła też niekompetencję części osób, które decydują o wycince. Były przypadki, że zajmowali się tym urzędnicy z wykształceniem w zakresie techniki rolno- -spożywczej, ekonomii czy informatyki.

Potwierdza to dr inż. Edyta Rosłon- -Szeryńska, specjalista od oceny stanu drzew z Katedry Architektury Krajobrazu w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie: – W opinii czytam, że drzewo jest pęknięte. To poważna wada i może kwalifikować do wycięcia. Jadę je obejrzeć, a ono ma jedynie zabitkę, czyli zasklepioną ranę. To tak jakby powiedzieć o człowieku, że choruje na raka, a on tylko lekko się skaleczył.

WYWAŻYĆ WSZYSTKIE RACJE

Nie chodzi o to, aby drzewa chronić za wszelką cenę i z ich powodu blokować inwestycje. Są sytuacje, gdy wycinka jest uzasadniona choćby ze względów bezpieczeństwa czy z powodu ważnej – także dla mieszkańców – inwestycji. Warto jednak starać się wtedy o to, aby koszty przyrodnicze były jak najmniejsze, np. tak zmodyfikować projekt, by ominąć najcenniejsze drzewa.

Jak wynika z danych, które z warszawskich urzędów zebrało stowarzyszenie Baobab, w stolicy w ciągu ostatnich sześciu lat wycięto aż 157 tys. drzew. Małgorzata Morończyk, pełnomocnik prezydenta Warszawy ds. zarządzania zielenią miejską, nie kryje, że w dużym mieście nie jest łatwo pogodzić bardzo często sprzeczne interesy. Przyznaje, że troska mieszkańców o zieleń jako dobro wspólne jest niezwykle ważna, ale zdarza się, że ludzie, którzy energicznie i emocjonalnie protestują przeciw wycince, nie chcą słyszeć żadnych argumentów i nie ufają specjalistom. – Jednocześnie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za pozostawione niebezpieczne drzewa. Ta odpowiedzialność spoczywa na zarządcach terenu – podkreśla Morończyk.

– Ważna powinna być nie tylko sama obecność drzew, ale też ich jakość. Drzewa chore, ze zdeformowaną koroną czy uszkodzonymi korzeniami, nie spełnią swojej funkcji, a dodatkowo będą stwarzały zagrożenie – tłumaczy Edyta Rosłon-Szeryńska. Nie można jednak popadać w skrajności. – Tragiczne wypadki spowodowane przez łamiące się drzewa to rzadkość. Kiedyś to wyliczyłam. W ciągu pięciu lat było ich tyle, ile wypadków samochodowych w ciągu jednego tygodnia. Nie należy więc demonizować. Zagrożenie należy oceniać rozsądnie. Nie ma np. sensu wycinać starego drzewa rosnącego gdzieś na uboczu w parku, inaczej byłoby natomiast, gdyby to samo drzewo rosło przy placu zabaw albo przy parkingu – mówi.

Mieszkańcy lubelskich Bronowic największy żal mają o to, że nikt ich o wycince nie uprzedził. Tu eksperci są zgodni: tak się po prostu nie robi. Wzorem może być chociażby warszawska dzielnica Śródmieście, gdzie rady osiedli dostają do zaopiniowania wszystkie wnioski o usunięcie drzew. Możliwość przedstawienia swojego zdania mają też mieszkańcy Brzegu (woj. opolskie), gdzie burmistrz powołał społeczną komisję ds. oce ny zieleni, która współpracuje przy weryfikacji zasadności wniosków o wycinkę. Takie inicjatywy to jednak rzadkość.

PLANY NA WIELE LAT

Ważne jest, by samorządy prowadziły długofalową politykę, dzięki której mieszkańcy będą się mogli także w przyszłości cieszyć przyrodą. – Przy planowaniu miejskiej zieleni trzeba brać pod uwagę wiele aspektów – uważa Edyta Rosłon-Szeryńska. – W mieście jednym z wyznaczników jest bezpieczeństwo. Przykładowo w USA już na etapie planowania parku szczegółowo sprawdza się stan drzew rosnących na tym terenie. Pod starszymi okazami, które w przyszłości mogą stwarzać niebezpieczeństwo, nie planuje się ławek czy placu zabaw. W Polsce takiego rzetelnego, wybiegającego w przyszłość, planowania brakuje. Małgorzata Morończyk nie kryje, że stolicy jest potrzebny długofalowy plan zarządzania drzewami. Taki projekt jest już opracowywany dla terenów zarządzanych przez miasto.

PRAWO DO WYCINKI

Jeśli inwestor lub osoba prywatna chce wyciąć drzewa na swoim terenie, musi złożyć do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta wniosek o pozwolenie. Zgoda urzędników nie jest wymagana w przypadku drzew owocowych (chyba że znajdują się na terenie rezerwatu przyrody lub zabytkowej nieruchomości) lub młodszych niż 10 lat.

– Chodzi np. o to, aby nowych nasadzeń nie realizować tam, gdzie aktualnie jest kawałek miejsca, ale zgodnie z pewnym urbanistycznie uzasadnionym planem zieleni. Jeśli za dwa-trzy lata w danym miejscu ma się rozpocząć przebudowa drogi, nie ma sensu prowadzić tam teraz nowych nasadzeń, ale trzeba wykorzystać tę inwestycję na stworzenie lepszych warunków i dopiero sadzić – wyjaśnia. Zdaniem Rosłon-Szeryńskiej długofalowe planowanie miejskiej zieleni powinno uwzględniać też specjalistyczną kontrolę starych drzew, np. raz w roku, by sprawdzić, czy nie stają się niebezpieczne dla przechodniów.

Niezależnie od wszystkiego pilnie potrzebna jest zmiana Ustawy o ochronie środowiska, której wadą jest nieprecyzyjność. W zaleceniach pokontrolnych NIK zwraca uwagę przede wszystkim na brak zapisów dotyczących konkretnych wymagań przy tzw. kom pensacji przyrodniczej, czyli narzucenia gatunku, wieku i wielkości drzew sadzonych w zamian za te usunięte. – Nie może być tak, że wycina się pod inwestycję dorodne i wartościowe gatunki, a w zamian sadzi drzewa małe, o dużo niższej wartości czy wręcz takie, które nie mają szans na utrzymanie się w trudnych, miejskich warunkach – mówi Edyta Rosłon-Szeryńska.

PO CO NAM DRZEWA W MIEŚCIE

– Poprawiają samopoczucie mieszkańców i wpływają pozytywnie na estetykę miasta.

– Ochładzają powietrze poprzez przemianę wody w gaz (woda z korzeni trafia do liści, a następnie wyparowuje) i dają cień w upalne dni.

– Pochłaniają zanieczyszczenia. Liście nie tylko zatrzymują pył, ale też pomagają usunąć toksyczne substancje z powietrza.

– Oczyszczają wody gruntowe. Są naturalnymi biofiltrami.

– Chronią przed powodzią. Liście zatrzymują wodę deszczową, która dzięki temu trafia do gruntu o wiele wolniej. – Stanowią ochronę przed wiatrem.

– Tłumią hałas uliczny. – Podnoszą wartość gruntu. Dobrze zlokalizowane drzewa i krzewy mogą podnieść wartość działki nawet o 20 proc.