6 kwietnia 2007

6 kwietnia 2007

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wczoraj w Teatrze Małym Stanisław Sojka dał pieśni wielko-postne przy fortepianie. Z szacunkiem, bez wygibasów. „Ludu, mój ludu…”, „Ogrodzie oliwny…” – jękliwe melodie z trudem sklecone przez anonimowych organistów. Pamiętam, jak się nio-sły pod sklepienia u dominikanów w Jarosławiu, u franciszkanów w Kalwarii Pacławskiej. W kościele ziąb, bo kto by palił dla tuzi-na dewotek. Ciemno, marcowy zmierzch ledwo przebija się przez zakratowane okienka nad bocznymi ołtarzami. I ten jęk: „Krzyżu święty nade wszystko…” Rymy surowe jak nieheblowane drewno – ale przeszywają do trzewi. Od stuleci.

Sojka chce być miły. Powiada w ten deseń: Państwo przyszli, zapłacili, a ja zagrałem małe pół godziny. To jeszcze kawałki z „Tryptyku Rzymskiego” Jana Pawła.
Nie powinien był tego robić. Po tamtych skargach ciosanych przez wieki poezja Papieża szeleści papierem. Wysilona i preten-sjonalna. Nastrój siada.

Napisać to – fatalnie. Nie napisać – jeszcze gorzej.