Pałac w rządzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mianując Annę Fotygę na szefa dyplomacji premier dokonał kolejnej rewolucyjnej rekonstrukcji. Do rządu wszedł właśnie Pałac Prezydencki.
Dotychczasowa wiceminister była PiS-owskim "zderzakiem" w resorcie Mellera. Podobnego wiceministra miał także Zbigniew Religa. Chodziło o to, by kojarzeni z PO ministrowie zbytnio nie odbiegali od partyjnego rozumienia polityki, zwłaszcza tej pochodzącej z Pałacu Prezydenckiego. I tam gdzie Zbigniew Religa wręcz na przekór odbiegał od założeń programu PiS, tam zmarginalizowany Stefan Meller pełnił rolę kwiatka do kożucha. Znany na świecie dyplomata z doskonałymi kontaktami w Moskwie i Paryżu miał pokazać zagranicznym partnerom, że zależy nam na zmianie. I na tym jego rola miała się kończyć.

Teraz pełen wpływ na politykę zagraniczną przejął prezydent. Nie ulega wątpliwości, że nowa minister będzie jedynie jego łącznikiem z rządem i będzie wykonywać jego polecenia. Problem w tym, że Lech Kaczyński - nie ujmując mu żadnych zasług - ma znikome doświadczenie w polityce międzynarodowej. Nie wystarczy kilka podróży, by móc w pełni za nią odpowiadać, zwłaszcza w tak trudnym momencie. Co więcej Lech Kaczyński ma za granicą fatalną prasę, słabo zna języki i cechuje się pewnym dystansem międzyludzkim. To ostatnie może być w niektórych przypadkach atutem, generalnie jednak na arenie międzynarodowej lepiej jest szybko zjednywać.

Polska polityka zagraniczna jest dziś rozbita, nie ma żadnej jej koncepcji i w dodatku jest chaotyczna. Gorzej być już chyba nie może. Obawiam się jednak, że z Anną Fotygą na fotelu ministra lepiej też być nie może. Choć chciałbym się mylić.

Grzegorz Sadowski