MEN przypominał, że od 1 września do szkół wchodzi nowy, nieobowiązkowy przedmiot – edukacja zdrowotna. Zajęcia będą realizowane w szkołach podstawowych w klasach IV–VIII oraz w liceach, technikach i branżowych szkołach I stopnia. Wymiar zajęć to jedna godzina w tygodniu, a w klasach VIII zajęcia będą prowadzone do stycznia. Rodzice mają czas do 25 września, jeśli nie chcą, aby ich dzieci były zapisane na te zajęcia. Interia wskazuje, że sprawa budzi spore problemy organizacyjne.
– Dyrektorzy zgłaszają, że mają ograniczone możliwości optymalnego ułożenia planu – zaznaczyła rzecznik prasowy Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdalena Kaszulanis. Wszystko to jest ogromnym wyzwaniem i powoduje bałagan. Dyrektorka jednej z warszawskich podstawówek zwróciła uwagę, że zajęcia z edukacji zdrowotnej może prowadzić nauczyciel wychowania fizycznego, biologii, psycholog szkolny, czy pracownik służb medycznych z przygotowaniem pedagogicznym.
Nowy przedmiot startuje od 1 września. Dyrektorzy dostali za mało czasu?
– Te osoby trzeba zatrudnić, wiedzieć, na jaką liczbę godzin podpisać z nimi umowę, to wszystko powinno być zrobione przed 1 września – tłumaczy Danuta Kozakiewicz. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie podkreśliła, że prowadzący nowy przedmiot muszą mieć odpowiednie kompetencje, a to niestety nie jest oczywiste. Kozakiewicz wyjaśnia, że poruszając kwestie samookaleczeń, cyberprzemocy, czy hejtu nie można jedynie „podyktować uczniom definicji”.
Zdaniem dyrektorki wprowadzenie edukacji zdrowotnej do szkół „nie zostało dobrze przemyślane”. Szkoły nie mają specjalistów i dostały za mało czasu, aby poradzić sobie z tym problemem. Nauczyciel, który będzie prowadził nowy przedmiot w szkole Kozakiewicz, ma oddawać godziny psychologowi, biologowi, czy innemu nauczycielowi, który specjalizuje się w danej dziedzinie. Według dyrektorki „na ten moment nie jest to idealne rozwiązanie, ale jedyne sensowne”.
Dyrektorka bez ogródek o edukacji zdrowotnej. „Ten projekt jest niedopracowany. To olbrzymim błąd”
– Absolutnie nie tak powinno to wyglądać. Jest chaos, bo ten projekt jest niedopracowany. Samo założenie i podstawa programowa – jestem na tak. Sposób wprowadzenia, organizacja i nieprzygotowanie kadry – to olbrzymim błąd. Z edukacją zdrowotną należało poczekać – oceniła Kozakiewicz. Dyrektorka obawia się, że „z pomysłu, który miał fantastyczne założenia i miał być sukcesem szkoły XXI wieku, dojdzie do spłycenia przedmiotu, tylko po to, żeby go odhaczyć”.
Kozakiewicz odrzuciła też zastrzeżenia Episkopatu. – Przedmiot został zideologizowany i spolitykowany. Widać, że część osób, która wypowiada się na jego temat, nie wczytała się w podstawę programową i wykorzystuje go jako paliwo do wojny ideologicznej – podkreśliła dyrektor. Nauczycielka z wieloletnim stażem zaznaczyła, że przedmiot jest pod ostrzałem, bo „w przekazie medialnym skupiono się tylko na treściach dotyczących zdrowia seksualnego”. Spodziewa się, że frekwencja wyniesie 20 proc.
Czytaj też:
MEN wprowadza zmianę w szkołach. Ważny termin dla rodzicówCzytaj też:
Zmiany w lekcjach WF-u. Pojawią się testy sprawnościowe „jak do służb mundurowych”
