Czytaj też:
Świadek zakpił z posła PiS. Nawet Wassermann nie mogła opanować śmiechu
– To sprawa, która nie śmieszy tych 19 tysięcy ludzi okradzionych przez Marcina P. i współpracującego z tą firmą syna Donalda Tuska. Nie jest to chyba śmieszne, ale ci którzy są winni, chcieliby obrócić to w żart – powiedział Suski po pytaniu o żart sytuacyjny, którego ofiarą się stał i który spowodował wybuch śmiechu u przewodniczącej komisji Małgorzacie Wasserman. Fakt ten oburzył polityka.
Marek Suski także w przeszłości przypominał pracę Michała Tuska pod zmienionym nazwiskiem na jednym z lotnisk. W trakcie pracy miał on przekazywać informacje liniom lotniczym OLT, którymi zarządzał Marcin P.
Marek Suski wyjaśnił także o jaką „carycę” pytał, bo nie była to Katarzyna II Wielka, jak sugerował Ryszard Milewski. - Tam jest taka „caryca” w Gdańsku. Tak ją nazywają. To koleżanka pana Ryszarda Milewskiego, który wprowadził ją w świat polityki i biznesu. Wprowadził na tę słynną lożę VIP. Dlatego nie chciał podać jej nazwiska i obracał to w żart. Sędziowie, prezesi sądów uwikłani są w układ biznesowo-prawny. To skończyło się katastrofą dla kilkunastu tysięcy obywateli – mówił Suski. Dodał, że osoba, o którą pytał „nazywał się Ania i jest z Gdańska, a tamta była ze Szczecina”. W opinii polityka, „sędzia Milewski (podczas przesłuchania – red.) oszczędnie gospodarował prawdą”, a część jego wypowiedzi to „bezczelna ściema”.