Do zdarzenia na terenie miasta Piątek (woj. łódzkie) doszło na początku kwietnia. Policjanci zostali wezwani do awantury rodzinnej. Kobieta zgłosiła, że jej 30-letni syn jest pijany i agresywny. Miejsce interwencji było dobrze znane policji, która w ostatnich dwóch latach była tam wzywana kilkanaście razy. Dodatkowo członkowie rodziny mieli założoną niebieską kartę.
Piątek. Mężczyzna zmarł po interwencji policji
Funkcjonariusze zabrali 30-latka do radiowozu, a jeden z policjantów miał spowodować obrażenia u mężczyzny, które doprowadziły do jego zgonu. Zwłoki znaleziono następnego dnia w lesie oddalonym o kilka kilometrów. 33-letni mundurowy i jego o dwa lata starsza partnerka ze służby trafili do tymczasowego aresztu, a potem zostali wyrzuceni z pracy. Mężczyzna dotychczas był uważany za wzorowego policjanta.
Łódzka „Wyborcza” informuje, że na posterunku w Piątku doszło „oceny dyscypliny”. Wymieniony miał zostać niemal cały skład osobowy jednostki. Aby zapewnić ciągłość pracy posterunku, część funkcjonariuszy zostało przeniesionych z pobliskiej Łęczycy. Postępowanie dyscyplinarne wszczęto wobec kierownika posterunku i jednego z jego podwładnych. Policjanci zostali zawieszeni w wykonywaniu obowiązków służbowych.
Funkcjonariuszowi grozi dożywocie
35-latce postawiono kilka zarzutów, za co grozi jej pięć lat więzienia. Z kolei 33-latkowi grozi nawet dożywocie. Na funkcjonariusza już wcześniej miały napływać skargi od mieszkańców. W przeszłości mężczyzna miał stanąć przed sądem za przekroczenie uprawnień podczas interwencji, ale sprawa została umorzona.
Czytaj też:
Policjant na rowerze złapał uciekającego motocyklistę. Miętową „damkę” pożyczył z pobliskiej posesji
