Atak na dziennikarki „Wyborczej”. Robert G. usłyszał zarzuty

Atak na dziennikarki „Wyborczej”. Robert G. usłyszał zarzuty

Atak na dziennikarkę we Wrocławiu
Atak na dziennikarkę we Wrocławiu Źródło: Twitter / @huberthancza
Pod koniec października 2020 roku Polki w wielu miastach protestowały przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. We Wrocławiu w trakcie takiej manifestacji doszło do ataku na dziennikarki „Gazety Wyborczej”, relacjonujące to wydarzenie. Po ponad roku agresor usłyszał prokuratorskie zarzuty.

28 października przez centrum Wrocławia przechodziła jedna z manifestacji Strajku Kobiet. Na drodze protestujących stanęła wówczas grupa kilkudziesięciu zamaskowanych i agresywnie nastawionych osób. Ich ofiarami padły m.in. dziennikarki wrocławskiej „Wyborczej”.

„Magda Kozioł została uderzona w brzuch i powalona na ziemię, Joannie Urbańskiej-Jaworskiej wytrącili aparat, wywrócili ją i zaczęli szarpać, ale w sukurs przyszli jej protestujący, więc narodowcy uciekli” – opisywała zdarzenie wrocławska „Gazeta Wyborcza”. – W ogóle się nie wahali, że mają do czynienia z kobietami – relacjonowała jedna z zaatakowanych kobiet, dziennikarka Magdalena Kozioł.

Pobicie dziennikarek na Strajku Kobiet we Wrocławiu. Jest akt oskarżenia

Ponad rok po tamtych wydarzeniach zidentyfikowany jako pseudokibic Śląska Wrocław mężczyzna poznał akt oskarżenia w swojej sprawie. Robert G. oskarżony został o „narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”. W okolicach placu Grunwaldzkiego mężczyzna silnie popchnął Joannę Urbańską-Jaworską, która upadła na krawężnik. Zdaniem prokuratury agresja i siła użyte przez napastnika mogły doprowadzić do bardzo poważnych następstw.

Zamaskowana grupa z emblematami Śląska przeszła następnie w stronę Zaułka Solnego. Po drodze ten sam mężczyzna miał uderzyć kobietę pięścią w brzuch. Tym razem była to Magdalena Kozioł. Prokuratura zakwalifikowała ten czyn jako naruszenie nietykalności, a oba łącznie jako występki chuligańskie, co pozwala zwiększyć karę o połowę. Za pierwszą sytuację Robertowi G. grozi od 1,5 miesiąca do 3 lat pozbawienia wolności. Za drugą od 1,5 miesiąca do roku za kratami.

Czytaj też:
Odebrał pokaźną nagrodę od Morawieckiego. Przekaże ją na proaborcyjnych aktywistów

Źródło: Gazeta Wyborcza