W redakcji „Press” miał się rozgrywać dramat. Andrzej Skworz odpowiada

W redakcji „Press” miał się rozgrywać dramat. Andrzej Skworz odpowiada

Andrzej Skworz (zdjęcie z 2012 roku)
Andrzej Skworz (zdjęcie z 2012 roku) Źródło:Newspix.pl / TEDI
Katarzyna Włodkowska na podstawie relacji 40 osób opisała warunki pracy, które miały panować w redakcji Andrzeja Skworza. Redaktor naczelny magazynu „Press” odniósł się do wypowiedzi pojawiających się w tekście.

„W redakcji Andrzeja Skworza. »Odliczam. Aż się rozryczysz i wyjdziesz«” to tekst Katarzyny Włodkowskiej, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Autorka na wstępie przypomniała wydarzenie z 13 grudnia 2022 roku, kiedy odbywała się 26. gala nagrody Grand Press – najbardziej prestiżowego konkursu dziennikarskiego w Polsce.

W pewnym momencie na scenę wyszła pisarka Agnieszka Szpila, którą jury nagrodziło za tekst „Gdzie są te dzieci? W dupie!” – o tragicznej sytuacji rodziców dzieci z niepełnosprawnością. – Stoję tu przed państwem i jest to dla mnie chyba najtrudniejsze zadanie w ciągu ostatnich kilku lat – zaczęła Agnieszka Szpila, zwyciężczyni w kategorii publicystyka. – Ponieważ tydzień temu wydarzyło się wokół tej nagrody w moim życiu coś tak bardzo nieprzyjemnego i przemocowego, że dziękując jury, dziękując wszystkim państwu za przeczytanie tego tekstu, niestety nie mogę tej nagrody przyjąć. Cytując słowa osoby, która tej przemocy dopuściła się wobec mnie, musiałabym się tego całe życie wstydzić – kontynuowała.

„Zachowywał się po chamsku” kontra „Nie trzyma się standardów rzetelności”

Dwa dni po gali „Krytyka Polityczna” opublikowała wywiad z Agnieszką Szpilą. Jak przekazała pisarka, tydzień przed wydarzeniem zadzwoniła do Andrzeja Skworza, przewodniczącego jury i właściciela magazynu „Press”, organizatora nagrody. Poprosiła o przyznanie jej półtorej minuty w czasie gali, które mogłaby wykorzystać na powiedzenie o kilku ważnych tematach związanych z sytuacją osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów w Polsce.

Agnieszka Szpila w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” stwierdziła, że Andrzej Skworz zaczął ją upokarzać i „zachowywał się po chamsku”. „»Cynicznie się ze mnie naśmiewał, zarzucał skrajny egoizm, twierdząc, że chcę grać tylko na siebie« – opowiedziała. A na koniec poradził, by »nie zrobiła na gali czegoś, czego się potem będzie całe życie wstydziła«" – czytamy.

– Nigdy wcześniej z redaktorem Skworzem nie rozmawiałam. Mógł po prostu powiedzieć, że nie może, bo musi się trzymać scenariusza, ale on przez dziesięć minut wolał mnie czołgać – oceniła Agnieszka Szpila w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Andrzej Skworz w opublikowanym stanowisku stwierdził, że Szpila „nie trzyma standardów rzetelności”, ale „jako pisarka nie musi”. Dodał, że w wywiadzie znalazł się tylko jeden prawdziwy cytat: „Otóż pani się myli: pani nie myśli o ludziach, tylko o sobie”.

Relacja Moniki. „A teraz odliczam od 1 do 10. Aż się rozryczysz i wyjdziesz”

Katarzyna Włodkowska zapewnia, że na opowiedzenie o pracy w „Press” zgodziło się 40 osób. W obszernym artykule pojawiła się m.in. relacja Moniki. „Monika najpierw go broni w rozmowach z innymi: »Dajcie spokój, każdy szef jest czasem stanowczy«. Ale wkrótce dostrzega, że kiedy do biura wkracza prezes, rozmowy zamierają. Docierają do niej odgłosy połajanek szefa. Ktoś bierze leki na uspokojenie, inna osoba z powodu stresu cierpi na chroniczne bóle głowy. W końcu i ona trafia na dywanik” – czytamy w „Gazecie Wyborczej”.

– Drzwi zostawił otwarte i w kółko głośno powtarzał, jaki rzekomo wielki błąd popełniłam: „Kur**, nie wierzę, jak mogłaś" – relacjonowała Monika. – Miał pretensje, że z klientem, na jego prośbę, przeszłam na ty. Wyjaśnienia do niego nie docierały. Rzuciła mi się wtedy w oczy książka o manipulowaniu ludźmi, którą trzymał na półce. Lubił też kontrolować. Żaden e-mail, oferta czy zaproszenie nie mogły wyjść bez jego akceptu – dodała.

Koniec rozmowy ze Skworzem zrelacjonowała w następujący sposób: „»A teraz odliczam od 1 do 10. Aż się rozryczysz i wyjdziesz«. »Dziesięć, dziewięć, osiem – oczka już szkliste?«. »Siedem, sześć, pięć – jeszcze się trzymasz? Doliczę do jednego i cię tu nie będzie«. »Cztery, trzy, dwa, jeden – jednak się nie rozpłakałaś?«”. – Wytrzymałam, ale w środku się rozpadłam – oceniła dziś Monika.

„Przyszły lęki i tiki nerwowe. Nie spałam albo budziłam się z krzykiem”

– Skończył, wyszłam, ludzie poradzili, żebym wzięła wolne – dodała, ale – jak sama mówi – nie chciała dać tej satysfakcji. – Zobaczył mnie przy biurku, podszedł i poprosił o przesłanie odpowiedzi na dwa pytania. Nie pamiętam, jakie to były, ale na koniec rzucił: „Mam nadzieję, że potrafisz odpowiedzieć na te trzy proste pytania". Wpadłam w panikę. Jakie było trzecie pytanie?! – odwróciłam się do kolegi – relacjonowała. – Nie ma trzeciego pytania – odpowiedział.

– Przyszły lęki i tiki nerwowe. Nie spałam albo budziłam się z krzykiem. Dużo płakałam, kłóciłam się z partnerem. Poszłam do psychoterapeuty, dowiedziałam się, że moje poczucie własnej wartości zostało zdeptane. Pierwsze CV wysłałam po pół roku – podsumowała.

Kolejne dwie relacje: „Najgorzej miały starsze i niezbyt atrakcyjne kobiety. Można było usłyszeć: »Idź na spacer z psem i poszukaj rozumu«. Albo: »Lepiej piszesz, niż mówisz«. Dziwne było to, że rzadko ktokolwiek protestował”, „Bo ludzie bali się konfrontacji, wyśmiania. Ale nie chodziło tylko o kobiety. Andrzej w taki sam sposób traktował mężczyzn. Kluczem było to, jak kogoś postrzegał: jeśli uznał za słabego, dojeżdżał. Gdy ktoś zdecydowanie mówił »nie«, wycofywał się. Odeszłam po sześciu miesiącach. Poszło o styl pracy, atmosferę. Nigdy nie widziałam tak zastraszonego zespołu”.

Jacek Żakowski: Nie mam wrażenia, by Andrzej Skworz był gorszy od wielu szefów

W tekście pojawiają się również wypowiedzi znanych dziennikarzy. – To pewnie nie przysporzy mi popularności, ale obserwując polskie media, nie mam wrażenia, by Andrzej Skworz był gorszy od wielu szefów. Są anioły, ale zarządzanie przez stres długo było w tej branży normą – stwierdził Jacek Żakowski.

– Poznaliśmy się w 1986 roku w trakcie wyjazdu zagranicznego. Gdy tworzył magazyn, pomagałem mu przecierać szlaki w Warszawie. To mnich dziennikarski: dyscyplina, świetna organizacja, zapobiegliwość. Niewątpliwie samiec alfa i to taki bardzo wyrazisty. Natomiast sumieniem zawodu „Press" nigdy dla mnie nie był – powiedział Bogusław Chrabota.

Upubliczniono wszystkie odpowiedzi na pytania. „Praca w mediach to ciągły stres”

Na stronie press.pl ukazały się wszystkie odpowiedzi Andrzeja Skworza, redaktora naczelnego magazynu „Press”, których udzielił na pytania przesłane przez Katarzynę Włodkowską – autorka wykorzystała je w swoim artykule w skrótowej formie.

Jedno z pytań odnosiło się do relacji osób, które twierdziły, że Skworz krzyczał na nie w redakcji, a inne przekazały, że używał słów „idiota” i „kretyn” odnośnie konkretnej osoby. „Praca w mediach to ciągły stres, więc mogłem użyć takich słów np. w kwietniu 2019 roku, gdy na dwa dni przed wysłaniem »Press« do drukarni straciliśmy materiał okładkowy. Na sesję fotograficzną z Katarzyną Włodkowską wydaliśmy około 5 tysięcy złotych. Kolejne pieniądze poszły na delegację mojej zastępczyni na wywiad w Gdańsku. Niestety, zamiast odesłać nam autoryzację wywiadu, dziennikarka przysłała cały tekst napisany na nowo. Mail od mojej zastępczyni brzmiał: »Tu nawet nie mam co zaznaczać zmian, ponieważ każde zdanie jest napisane na nowo, całość. Skróciła to, co jej nie odpowiada, wyrzuciła w ogóle pytanie o samotność reportera, zmieniła inne pytanie, podopisywała sobie na czym jej zależało. I mamy nowy tekst«. Zawsze mnie zdumiewa, gdy dziennikarz próbuje tak oszukać opinię publiczną. Oczywiście nie zgodziłem się na druk. W tamtej sytuacji mogłem użyć słów, o których Pani pisze. Trudno w takich sytuacjach kląć »motyla noga« lub »do stu tysięcy par kartaczy« – napisał Andrzej Skworz.

Stany depresyjne, chroniczne bóle. „Nic o tym nie wiem”

Inne z pytań dotyczyło tego, czy Skworz ma świadomość, że wielu pracowników „Press” z „powodu warunków panujących w redakcji brało leki przeciwlękowe, cierpiało na chroniczne bóle głowy, brzucha, czy stany depresyjne, a po odejściu z formy udało się na psychoterapię lub na dzienny oddział psychiatryczny”.

„Nic o tym nie wiem. Nikt przez 27 lat nie zgłosił problemów psychicznych ani mnie, ani naszym redaktorkom czy redaktorom. Bywało, że zgłaszano się z problemami fizycznymi, wtedy pomagaliśmy, załatwialiśmy specjalistów, odwiedzaliśmy w szpitalu. Zdarzało się, że ktoś nie pracował przez pół roku i więcej” – napisał Andrzej Skworz.

„Rozumiem, że dziennikarstwo to nie jest zawód dla wszystkich, wymaga dużej odporności psychicznej. Mam natomiast nadzieję, że temat zdrowia psychicznego, również wśród dziennikarzy jest już na tyle powszechny, że gdyby dotknął kogokolwiek z mojego zespołu, taka osoba wie, że może z tym przyjść do któregokolwiek z szefów w naszej firmie. Jesteśmy małym zespołem, los każdego naszego współpracownika jest dla nas ważny. »Press« nie jest anonimową korporacją, wszyscy się znamy i od siebie nawzajem zależymy” – kontynuował.

Andrzej Skworz: Mamy w firmie otwarte kanały komunikacji, czasem nawet za bardzo

Andrzej Skworz został także zapytany o opinię w sprawie komentarzy „idź na spacer z psem i poszukaj rozumu” albo „lepiej piszesz, niż mówisz”, które kieruje szef do dziennikarek. „Być może wiem, kiedy takich słów użyłem – redaktorka, której radziłem spacer, pracuje ze mną od lat, kieruje naszymi dziennikarzami. Przed laty była asystentką mojego szefa w »Gazecie«, znamy się jak łyse konie” – czytamy w odpowiedzi.

„Mamy w firmie otwarte kanały komunikacji, czasem nawet za bardzo. Jedna z zarządzających skarżyła się kiedyś na mnie, że nie chce słyszeć, jak moi podwładni na mnie krzyczą, bo to wprawia ją w dyskomfort. Może ma rację, że powinniśmy pracować bardziej formalnie, ale chyba nie umiem. Kiedyś była dyrektorka zarządzająca naszej firmy, która przyszła do nas z »Wyborczej« stwierdziła: »Boże, tu jest atmosfera, jak w »Gazecie« przed wejściem na giełdę«. Może to był komplement, a może nie«. Problemu ze zdaniem »Lepiej piszesz, niż mówisz«, nawet nie chce mi się doszukiwać. W prasie jest ważne nie jak, ale co mówisz. A w telewizji na odwrót” – napisał Andrzej Skworz.

Redaktor naczelny magazynu „Press” został zapytany również, czy sytuacje, kiedy przełożony wymaga od dziennikarzy, by szukali takich rozmówców, którzy skomentują dany temat w sposób zgodny z jego opinią, uważa za etyczny. „Najzupełniej. Co więcej, sama Pani robi to na potrzeby swojego tekstu. Nie zacytuje Pani wielu głosów pozytywnych, a głównie krytyczne. My wiemy, o czym chcemy napisać. Gdy informujemy o Jacku Kurskim, to szukamy kogoś, kto pod nazwiskiem powie nam, że propagandowa nagonka na Pawła Adamowicza była ohydą, a nie kogoś kto go pochwali, że »skuteczny z niego bulterier«. Gdy jednak założona wstępnie teza tekstu nie zgadza się z rzeczywistością, to ją porzucamy. I piszemy wszystko, czego się dowiedzieliśmy” – napisał Andrzej Skworz.

Czytaj też:
24-latek zmarł w trakcie policyjnej interwencji. „Wbiegał pod samochody i próbował do nich wsiadać”
Czytaj też:
12 dzieci odebranych rodzinie zastępczej. Były bite i maltretowane

Źródło: Gazeta Wyborcza / press.pl