Historię zatrzymania i aresztowania Macieja Jackowiaka, głównego podejrzanego w głośnej sprawie „afery paszowej”, szeroko opisujemy w tym tygodniu we „Wprost”.
Przedsiębiorca od lat zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi, jednak sąd uznał, że może spędzić trzy miesiące na oddziale szpitalnym Aresztu Śledczego w Szczecinie. Półtora miesiąca później przeszedł w areszcie ostry zawał serca i trafił do Kliniki Kardiologii w szpitalu uniwersyteckim. Po zaledwie tygodniu, oraz szeregu badań i zabiegów, został przewieziony z powrotem do aresztu. Mimo że lekarze szpitala więziennego jednoznacznie twierdzili, że nie może być tam leczony.
Pełnomocnik Jackowiaka wnioskował o powołanie biegłego, który oceniłby, czy pobyt mężczyzny w areszcie stanowi zagrożenie dla jego zdrowia lub życia, wnioskował na miesiąc przed zawałem. Gdy Jackowiak wrócił za kraty, pełnomocnik znów domagał się powołania biegłego i uchylenie aresztu. Wniosku prokurator nie rozpatrzył, ale biegłego ostatecznie powołał. Lekarz medycyny sądowej badał Jackowiaka dopiero trzy tygodnie po zawale. I orzekł, że dalsza izolacja, nawet w warunkach oddziału szpitalnego, powoduje „poważne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia”.
Dwa dni później prokurator uchylił mężczyźnie areszt.
– Lekarze byli zszokowani, że w tak złym stanie zdrowia przebywałem w areszcie – twierdzi Jackowiak.
Prokuratura ma swoją wersję
Postępowanie w sprawie Macieja Jackowiaka i jego żony prowadzi Zachodniopomorski Wydział Zamiejscowy Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.
Czytaj też:
Dramat w areszcie. Przeszedł zawał serca i wrócił za kratki. „Lekarze byli zszokowani”