„Gazeta Wyborcza” ujawniła szczegóły akcji rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Do realizacji zadań zwerbowano Ukraińca Władysława D., który na początku wakacji 2024 szukał zarobku. Miał dozór policji i zakaz opuszczania Polski po tym, jak odsiedział rok za włamania na rachunki bankowe. Z pomocą przyszedł mu rodak, Serhij J., z którym poznał się w Hiszpanii. Władysław D. skontaktował się z użytkownikiem „Warrior” w Telegramie, który poszukiwał kuriera.
Rosyjski wywiad planował akcje w Polsce. Tajemnicza przesyłka podczas Euro
Mężczyzna miał wykonywać polecenia z instrukcji i wszystko dokumentować. Wypłata była w kryptowalutach. Ukrainiec dostał samochód i pojechał do Kowna. Kupił łopatę i na starym cmentarzu wykopał worek z puszkami, które zostawił niedaleko zjazdu z autostrady A2 w kierunku Zgierza. Druga „misja” dotyczyła dostarczenia drona do Niemiec i kart SIM. Władysławowi D. zepsuło się auto i był poganiany. Wówczas u naszych zachodnich sąsiadów trwały piłkarskie Mistrzostwa Europy.
Z kolei trzecie polecenie to odebranie kilku toreb w Wilnie i zabranie ich do taniego hotelu. Ukrainiec kupił też baterie i kartony, a następnie stworzył paczki, w których umieścił poduszkę do masażu i zestaw kosmetyków. Zostawił je na ławce w parku. W kolejnych dniach paczki zapaliły się podczas transportu w ciężarówce pod Warszawą, na lotnisku w Lipsku i w magazynie w Birmingham. Ostatnią przechwyciła polska policja.
Rosyjskie służby zwerbowały w Polsce Ukraińca. Za dywersję grozi mu dożywocie
Jak się okazało w poduszce był zapalnik, a w kosmetykach substancje łatwopalne. Gdyby zapaliły się w samolocie, mogłoby dojść do tragedii. Według służb „Rosjanie mogli szykować jeszcze groźniejszy akt terroru”. Władysław D. został zatrzymany w Katowicach przez ABW. Złożył wyjaśnienia, ale śledczy nie ujawniają szczegółów. Za dywersje na rzecz obcego wywiadu grozi mu dożywocie. Większość innych dywersantów również szybko wyłapały polskie i litewskie służby.
Serhij J. został namierzony w Hiszpanii i wydany Polsce. Będzie sądzony w Warszawie. Litewski kontrwywiad ustalił, że paczki nadał dywersant Aleksander S. Z kolei w puszkach podobnych do tych, jakie można znaleźć w sklepach spożywczych, zgodnie z etykietą w środku miała znajdować się konserwowa kukurydza. W rzeczywistości w każdej z nich był materiał wybuchowy o mocy odpowiadającej wybuchowi 1,4 kg trotylu.
Podejrzane puszki w Polsce. „Wniosek sam się nasuwa”
Szef Centralnego Ośrodka Koordynacji Rozminowania z Wrocławia podpułkownik Tomasz Mularczyk wyjaśnił, że taki ładunek zniszczy auto osobowe, choć nie doszczętnie, może ciężko zranić, a nawet zabić. Razem z puszkami znaleziono idealnie pasujące uchwyty do drona. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego na cmentarzu niczego nie znalazła. Nie wiadomo, co było w puszkach zostawionych w Polsce, choć według informatora „GW” „wniosek sam się nasuwa”.
Według emerytowanej major kontrwywiadu ABW i wykładowczyni uniwersytetu w Białymstoku Anny Grabowskiej-Siwiec Rosjanie mogą sprawdzać własnych agentów, jak i reakcję polskich służb. Kolejną opcją jest bowiem odciągnięcie uwagi. Zdaniem ekspertki pewne jest, że celem jest wywołanie strachu w demokratycznych społeczeństwach.
Czytaj też:
Emerytowany oficer wywiadu: Rosjanie testują, na ile mogą sobie pozwolić. Od lat sieją chaosCzytaj też:
Tusk ogłosił „prawdziwy alert dla wszystkich służb”. Nawiązał do napięć z Rosją
